[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będę płakał, powtarzał w my-ślach.Cokolwiek się stanie, nie będę płakał.I zrobię wszystko,żeby ją obronić.Obronić przed takimi osiłkami? Zmiechu warte. Willie, dlaczego się wygłupiasz?  Carol wciąż zwracałasię wyłącznie do chłopaka z kasztanowymi włosami. Kiedy203 jesteś sam, zachowujesz się zupełnie inaczej.Dlaczego terazjesteś taki paskudny?Willie oblał się szkarłatnym rumieńcem.W połączeniu z je-go włosami dało to taki efekt, jakby od szyi w górę stanąłw płomieniach.Przypuszczalnie nie chciał, żeby jego koledzywiedzieli, iż gdy jest bez nich, swoim postępowaniem przypo-mina niekiedy człowieka. Zamknij się!  parsknął. Lepiej zamknij się i pocałujswojego chłoptasia, dopóki jeszcze ma wszystkie zęby!Trzeci chłopak miał zapięty z boku pas motocyklowy, a nanogach rozpadające się, potwornie brudne sportowe panto e.Do tej pory stał nieruchomo okrakiem nad rowerem krok lubdwa za Carol, ale teraz zbliżył się do niej, złapał za jej końskiogon i pociągnął. Au!  krzyknęła i szarpnęła się tak mocno, że prawie upa-dła.Bobby złapał ją w ostatniej chwili; Willie (który, wedługCarol, z dala od swoich koleżków nawet potra ł być miły),parsknął śmiechem. Dlaczego to zrobiłeś?  wrzasnął Bobby, lecz jeszcze za-nim jego słowa zdążyły przebrzmieć, odniósł wrażenie, że sły-szał je już tysiące razy.To był rytuał, tradycyjne słowne utarcz-ki poprzedzające autentyczne przepychanki i szarpaninę.Poraz kolejny przyszedł mu na myśl  Władca much , a szczegól-nie Ralph uciekający przed Jackiem i pozostałymi.Na wyspiewymyślonej przez Goldinga przynajmniej była dżungla.Tutajnie mieli dokąd uciekać.Teraz powie:  Bo tak mi się podobało.Tak to się zwykleodbywa.204 Zanim jednak chłopak w pasie motocyklowym zdążył otwo-rzyć usta, wyręczył go Robin Hood z kijem baseballowym w fu-terale. Bo tak mu się podobało.Masz coś przeciwko temu, dzi-dziusiu?Znienacka uderzył Bobby ego na odlew w twarz.Stało sięto tak szybko, że chłopiec nie zdążył się zasłonić.Willie roze-śmiał się ponownie.Carol zrobiła krok w jego stronę. Willie, proszę&Robin Hood chwycił ją za bluzkę i ścisnął. Masz już cycuszki? E, marniutkie.Też jeszcze dzidziuśz ciebie.Popchnął ją mocno.Bobby, któremu wciąż dzwoniło w uszachpo uderzeniu, złapał ją ponownie, chroniąc przed upadkiem. Wiecie co? Chodzcie, stłuczemy tego gnojka!  zapro-ponował radosnym tonem ten z pasem motocyklowym. Mapaskudną gębę.Powoli zaczęli zacieśniać krąg.Rowerowe opony ponuropopiskiwały na asfalcie.Nagle Willie rzucił swój rower na zie-mię i sięgnął po Bobby ego, ten podniósł pięści, żałośnie na-śladując Floyda Pattersona& Co tu się dzieje, chłopcy?Willie, z ręką uniesioną do zadania ciosu, obejrzał się przezramię.To samo uczynili Robin Hood i chłopak w pasie moto-cyklowym.Przy krawężniku stał wiekowy studebaker z prze-rdzewiałymi błotnikami i gurką Jezusa na tablicy przyrzą-dów.Obok, piersiasta i biodrzasta, stała przyjaciółka AnityGerber, Rionda.Jeszcze nie uszyto takiej letniej sukienki, w któ-205 rej byłoby jej do twarzy (nawet jedenastoletni Bobby doskona-le zdawał sobie z tego sprawę), ale akurat teraz, przynajmniejjego zdaniem, wyglądała wspaniale. Rionda!  wykrzyknęła Carol niemal z płaczem i pod-biegła do niej.Nikt nie próbował jej zatrzymać.Wszyscy trzej chłopcyz Gabriela gapili się na Riondę, Bobby zaś stwierdził, że niemoże oderwać wzroku od uniesionej ręki Williego.Niekiedyzdarzało mu się budzić ze sztywnym, twardym jak kij siusia-kiem; zanim doszedł do łazienki, zazwyczaj wszystko wracałodo normy.Miał wrażenie, że teraz obserwuje ten sam proces:wisząca nieruchomo w powietrzu rękaWilliego zaczęła powoli opadać, palce się rozluzniły& Sko-jarzenie bardzo go rozbawiło, ale powstrzymał cisnący mu sięna usta uśmiech.Gdyby się uśmiechnął, teraz nic by mu niezrobili, ale pózniej&Rionda objęła Carol ramieniem i przytuliła ją do bujnejpiersi.Bez drgnięcia powieki obserwowała trzech osiłków&i uśmiechała się.Nie czyniła najmniejszych starań, żeby toukryć. Willie Shearman, zgadza się?Ręka zupełnie opadła, chłopak wymamrotał coś pod no-sem i schylił się po rower. Richie O Meara?Chłopiec w pasie motocyklowym wbił wzrok w czubki znisz-czonych butów i bąknął coś niezrozumiale.Był czerwony jakpiwonia.206  W każdym razie na pewno O Meara.Tylu was jest, żewciąż mi się mylicie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •