[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dominic skończył pę-tać konie i podszedł do Chretiena, żeby mu pomóc dmuchając na mizerny pło-myk, który udało się rozniecić.Magda podeszła do nich, odłożyła na bok chłeb i wino, które niosła i uklękłaprzy ogniu.Rozpostarła dłonie nad wilgotnym drewnem i słabym migotaniemhubki.Wzięła głęboki oddech, po czym powoli wypuściła powietrze.Płomieńustabilizował się, przypominając teraz stały, spokojny płomień świecy, po czymnagle, tuż przed zaskoczonymi oczami Dominika, pomiędzy gałązkami zakwitłyżółte kwiaty.Ciepło buchnęło na zewnątrz w złotej aureoli, obejmując trzaskają-cy ogień. Jak to zrobiłaś? Spojrzał na nią zdumionym wzrokiem.Zaakceptowałjuż to, że była niezwykle utalentowaną uzdrowicielką, ale umiejętność rozpaleniaognia nadawała jej zdolnościom nowy wymiar. Moja matka nauczyła mnie to kontrolować, ale chyba zawsze umiałam torobić.To nie różni się specjalnie od położenia dłoni na chorym człowieku.Mówiła tak normalnym tonem, że Dominic poczuł przechodzące go mro-wienie.Jakie jeszcze umiejętności były dla niej naturalne? Może, tak jak myślałLRTjako dziecko, faktycznie była istotą z baśni.Założyła włosy za uszy i odwróciłasię w stronę jedzenia. Chleb powiedziała, przełamując bochenek, i wino.To wszystko comamy, dopóki nie dojedziemy do następnej wioski.Dominic spożył sakramentalny posiłek, zastanawiając się nad tym, co wła-śnie zobaczył, badając czy ma wystarczająco dużo siły, żeby sobie z tym pora-dzić.Jakby wyczuwając jego zaniepokojenie, Chretien oświadczył, że jest zmę-czony i owinął się w koc, zostawiając jego i Magdę przy ogniu. Jesteś niespokojny powiedziała Magda, kiedy oddech Chretiena stałsię głęboki i równy. To nic takiego skłamał, unikając jej wzroku, żeby nie mogła odczytaćjego myśli. Chodzi o to, że rozpaliłam ogień, tak?Dorzucił do ogniska kolejną gałąz i wsłuchał się w jego syczenie i trzaska-nie, osłaniając swoje myśli.W końcu spojrzał na nią. Większość kobiet piecze i tka, dba o dom i ogródek.Czy ty też to robisz?Zacisnęła wargi i odpowiedziała pytaniem na pytanie. Większość kobiet? A ile ich znasz?Dominic wzruszył ramionami. Więcej niż jestem w stanie policzyć czy zapamiętać ich imiona.Kiedyjest się synem Simona de Montfort, życie na francuskim dworze przypomina ży-cie pszczoły w ogrodzie pełnym kwiatów. I poznałeś je tak naprawdę? Nie tylko cieleśnie? Wątpię powiedział. Ale wtedy nie chciałem znać ich bliżej, bo niedostałbym tego, co chciałem.Magda spojrzała na niego poważnie. Tak powiedziała. Potrafię piec, tkać i dbać o ogródek warzywny,jak inne kobiety. Pochyliła się w jego stronę, kładąc rękę na sercu. Jestemkobietą, zwykłą kobietą w większości znaczeń tego słowa.Nie chcę być stawianaLRTna piedestale.Akceptuję cię takim, jakim jesteś, a ty tak samo musisz zaakcep-tować mnie. A co mam zrobić, kiedy nagle wyciągasz rękę nad wilgotnym drewnem isprawiasz, że się zapala? prychnął.Wyglądała na zasmuconą. Wnioskując z tonu, jakim mówisz, powinieneś wrócić do Tuluzy.Dominic wpatrzył się w rozniecony przez nią ogień.Dlaczegonie miałby wziąć sobie jednej z bezpiecznych, zwykłych szlachcianek, którezawsze proponował mu jego brat Simon? Dlaczego nie miałby wrócić do Tuluzy,jak mówiła Magda, zaciągnąć się znów do garnizonu i poszukać Peronelle i jejobfitych piersi? Potem spojrzał jednak na Magdę i wiedział, jaki jest powód tego,że zostanie. W Tuluzie nic na mnie nie czeka powiedział. Chcę być tutaj, z to-bą.Tego potrzebuję. Objął ją ramieniem w pasie i przyciągnął do siebie.Wsunęła się w jego ramiona, chętna i nieśmiała, z uniesioną twarzą.Dominic po-całował jej czoło, jej powieki, policzki i brodę, na koniec docierając do jej mięk-kich ust.Poczuł jak rozpala w nim płomień, tak samo jak wcześniej rozpaliłaognisko.Przerwał pocałunek, żeby wziąć oddech, po czym do niego powrócił.Wplótłdłonie w jej jedwabiste włosy.Przycisnęła się do niego i wcześniejsza niejasnatęsknota jej ciała nagle zamieniła się w krystalicznie czystą pewność.Ten męż-czyzna.Na zawsze.Znów rozdzielili się, żeby złapać oddech.Dominic przełknął ślinę. Szesnaście lat powiedział zduszonym głosem. Chwila dłużej nie majuż znaczenia.Chcę cię poznać, Magdo, całą, kawałek po kawałku.Ze wszystkimna raz nie poradziłbym sobie. Pogładził jej policzek, przebiegł zachwyconymipalcami po jej twarzy. Ze mną jest to samo szepnęła w odpowiedzi. Przeraża mnie, że czu-ję tak dużo, tak silnie.LRTSpokojni, wpatrywali się w siebie aż ogień zadławił się kawałkiem żywicy iprysnął deszczem iskier.Oboje podskoczyli.Chretien usiadł, spojrzał na Magdę iDominika nieprzytomnymi oczami i położył się z powrotem.Magda pochyliła się w stronę Dominika, pocałowała go delikatnie i spoj-rzawszy mu w twarz, owinęła się w płaszcz. Dobranoc powiedziała szeptem.Dominic uśmiechnął się i odpowiedział tym samym, ale nie ułożył się dosnu.Wolał czuwać, pilnować ognia i patrzeć w gwiazdy, z chłodnej nocy desty-lując poczucie mocy, spokoju i ogromnej radości.LRTRozdział 38Drobne płatki śniegu zatańczyły w powietrzu, osiadając na płaszczach po-dróżnych i łaskocząc ich w twarz.Miękki dywan tłumił stukot kopyt kasztana izapamiętywał każdy odcisk podkowy i ludzkiej stopy na drodze.Tego roku zimawcześnie nadeszła nad Plantaurel i, mimo że chmura nie była duża, śnieg zapo-wiadał, że jesień się już skończyła.To była ostatnia podróż Chretiena przed po-wrotem do Montsegur na najostrzejsze zimowe miesiące.Siedząc za Dominikiem na koniu, Magda drzemała z policzkiem na jego ple-cach i rękami wsuniętymi pod jego płaszcz.Uśmiechnął się, czując jej obecność ispokojnie stawił twarz wiatrowi.Podróżował z nią i Chretienem od dwóch miesięcy, ale wydawało mu się, żeod zawsze, tak szybko przyzwyczaił się do stylu jej życia.Bał się, że podąża zamarzeniem, że zbyt wiele mówi o sobie, ale stopniowo, w miarę jak marzeniestawało się rzeczywistością, otworzył przed Magdą swoje serce i duszę.Zrobiłto, na co nie pozwolił nawet Simonowi, który był mu najbliższy ze wszystkichludzi.Fizyczne napięcie między nimi wciąż było obecne.Wystarczyło tylko, żebyna nią spojrzał albo poczuł jak ona patrzy na niego i jego oddech przyśpieszał, aw lędzwiach pojawiało się gorąco.Zdecydowany był jednak poczekać aż nadej-dzie odpowiedni moment, zamiast zaspokoić coś, co było tylko pragnieniem.Udowodnił, że nie ma zamiaru skoczyć na Magdę i skonsumować za najbliższymgłazem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]