[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To znakomity plan! - przyznała.Zorientował się, że spadł jej kamień z serca.Oczywiście niepoinformował jej, że według wszelkiego prawdopodobieństwa ścigający gomężczyzna przy okazji postara się go zabić.Jeśli agencja wywiadowcza zadała sobie tyle trudu, by unieszkodliwićtego szpiega, musiał to być ktoś wyjątkowo ważny i zajmujący wysoką pozycję.Ktoś taki nie cofnie się przed niczym, by uniknąć zdemaskowania.Co mu tamjedno morderstwo?- Oczywiście - powiedział - możemy również liczyć na pomoc z innejstrony.- Jak to? O! To takie proste, że też sama na to nie wpadłam! - zapiała zzachwytu Evie.- Jeśli ty wraz ze skrzynką stanowisz przynętę, to musi być ktoś,kto go schwyta w pułapkę!- Właśnie - odparł Justin.- Nie przygotowaliby wszystkiego z góry, gdybynie liczyli na kogoś, kto zabierze się do tego agenta, jak tylko zdradzi swąobecność.Nie mam pojęcia, kto to taki.Ale z pewnością as! Może nawet lepszyode mnie.- Naprawdę nie wiesz, kto to jest? - spytała.Wyraznie odprężyła się i usiadła po turecku.- Naprawdę - potwierdził.Atmosfera między nami wyraznie się ociepliła.Zamiast lodowatejwrogości letnie podmuchy odprężenia, pomyślał cierpko.Przynajmniej jeślichodzi o Evie.Temperatury jego uczuć nikt nie uznałby za letnią.Miotały nimna przemian to wyrzuty sumienia, to namiętność.Krew w nim kipiała na widokgładkiej skóry Evelyn, skąpanej w jasnym świetle poranka, ale na myśl oniebezpieczeństwie, na jakie ją naraził, ścinała mu się lodem w żyłach.- Hm - zastanawiała się Evie, stukając palcem o dolną wargę.- Jakby siętego dowiedzieć?- Przypuszczam, że moi zwierzchnicy nie życzą sobie, bym to odkrył.Inaczej już by mnie poinformowali.Ale jeśli nasz nieznany rodak rozszyfrujewrogiego agenta, należy się spodziewać, że podejmie odpowiednie działania.Bardzo mu było trudno skupić się na temacie.Evelyn przechyliła głowęna bok, oparła się na łokciu i zatonęła w myślach.- Pora wynieść się stąd - stwierdził.Zerknęła na niego.- A co ze skrzynią?- Najlepiej postawić ją gdzieś na widoku.Przybiję oczywiście oba wieka,a potem zadzwonimy na Beverly'ego, żeby ją zniósł.- & do oranżerii! - wpadła mu w słowo Evie.- Tam przechowujemywszystkie prezenty ślubne, które tu napływają.Możemy nawet postawić tamdwóch wartowników pod pretekstem, że na te skarby mógłby się połaszczyćktoś ze służby lub robotników.- Doskonale! - Justin spojrzał na nią z aprobatą.- Nasz nieznany napastnikz pewnością chce zachować incognito.Nie będzie się narażał na takie ryzyko.- Naprawdę?Evie była wyraznie rozczarowana.To go zaniepokoiło.Masz ci los,zakochał się w poszukiwaczce silnych wrażeń! Dreszcz mu przeleciał poplecach.Przybił wieko mniejszej skrzynki, używając przycisku do papieru wcharakterze młotka.Potem szybko zamknął w analogiczny sposób zewnętrznąskrzynię.Trzeba czym prędzej wynieść się stąd, nim Evie w jakiś inny sposóbwplącze się w tę kabałę!Chwycił żakiet i skierował się ku drzwiom.- Jesteś pewien, że na nic się już nie przydam?- Na nic!Otworzył z rozmachem drzwi.I stanął oko w oko z matką Evie.- Lady Broughton! - wykrzyknął Justin.Evie, która miała właśnie wstać, znieruchomiała.- Co za niespodzianka! Kiedy droga pani do nas zawitała? Pani córka nicmi nie wspomniała, że należy pani do zaproszonych gości! Jakże się cieszę! -paplał Justin tonem radosnego zdumienia.Evelyn uderzyła łatwość, z jaką przeistoczył się ze skupionego na swymzadaniu szpiega w sympatycznego roztrzepańca.Wkrótce prócz niechętnego podziwu poczuła szczerą wdzięczność.Justinstał w uchylonych drzwiach, z ręką na klamce, blokując wejście do jej pokoju.Dzięki niemu miała trochę czasu, by się ogarnąć!Wygramoliła się z łóżka, poprawiła pościel, zgarnęła z podłogiporozrzucane części garderoby i znikła za parawanem.Odłożyła suknię ichwyciwszy koszulkę wciągnęła ją przez głowę.Przez cały czas nadstawiałauszu, by usłyszeć, o czym mówią tamci.- Evelyn nie wiedziała, że zostałam zaproszona - doleciał z korytarza głosmatki.- Pani Vandervoort przekonała mnie, że będzie to dla niej przemiłaniespodzianka.Gdzie jest moja córka?- Evie? - usłyszała odpowiedz Justina; wkładała właśnie halkę.- W swoimpokoju, oczywiście!Sięgając po kaftanik, Evelyn zerknęła znad parawanu w stronę drzwi.Justin niedbale opierał się o nie ramieniem, nadal zasłaniając przed markiząwnętrze pokoju.Najwyrazniej szykował się do długiej, miłej pogawędki nakorytarzu.No, no! Jak on to świetnie robi! Każdy by pomyślał, że to skończoneniewiniątko.albo najbezczelniejszy oszust pod słońcem.Ale tylko onawiedziała, że drugi domysł był znacznie bliższy prawdy.- Biedactwo! - Justin zniżył nieco głos.- Chyba się zdrzemnęła.Grzechbyłby ją budzić, przez całą noc dopinała wszystko na ostatni guzik przedzbliżającym się wielkimi krokami weselem! Będzie pani z niej dumna, markizo,gdy zobaczy pani, jakich cudów dokonała!- Jestem zawsze dumna z mojej córki - odparła lady Broughton takchłodno i sztywno, że Evie wprost jej nie poznawała.W szaleńczym pośpiechu rozglądała się za spódnicą z ciemnoniebieskiejserży.A, jest!.Rzuciła się na nią, rozpięła i wciągnęła przez biodra.- Wcale mnie to nie dziwi, lady Broughton - powiedział Justin z całąpowagą.- To niezwykła dziewczyna!Evelyn odgarnęła włosy z twarzy, zwinęła je w ciasny kok i przytrzymałagrzebykiem.- Panie Powell - powiedziała z namysłem Francesca.- Mogę zrozumieć,czemu Evelyn nie spała całą noc, ale przyznam, że jestem zaskoczona pańskąobecnością tu i o tej porze.Aatwo było domyślić się ukrytej treści jej wypowiedzi.Evelynwstrzymała dech.- Ja?.No, cóż.Obserwowałem nocne ptaki.Noc była jak wymarzona,księżycowa i bezwietrzna.- Zapomniałam, że jest pan ekspertem w dziedzinie ornitologii - przyznałapo namyśle matka Evelyn.Justin wzruszył ramionami z niedbałym wdziękiem.- Daleko mi do eksperta!- Czyż nie odkrył pan nowego gatunku? Evie coś mi o tym wspomniała.- Ach, tak! Noctua Summe Formosa.- Justin jak zawsze zrobił w tymmiejscu pauzę, po czym dodał: - Parvula.Francesca milczała przez dłuższą chwilę.- Minęło już wiele lat od mego pobytu na klasztornej pensji, gdzie uczonomnie łaciny, ale zawsze miałam zdolności do języków.Proszę mnie poprawić,gdybym się myliła, chyba można by to przetłumaczyć jako: najpiękniejszasowa"? - Zrobiła pauzę, tak samo jak Justin, i dorzuciła: - Bardzo mała"?- Mniej więcej.Sądząc po głosie, Justin był wyraznie zbity z tropu.- A może - mruknęła z pewnym rozbawieniem Francesca - lepiej by toprzestawić jako: najpiękniejsza mała sowa"? Albo, dajmy na to: prześlicznasówka"?Sówka? Przecież Justin zawsze ją tak nazywał! Evelyn skamieniała wtrakcie zapinania spódnicy.A więc nigdy nie odkrył żadnego ptaka! Zawsze mówił o niej.Czy niepowiedział herr Dekkerowi, że samiczka wpadła mu do pokoju przez okno?Stroił sobie z niej żarty, wstrętny zarozumialec! Pewnie myślał, że jest takimądry! No, już ona mu&- O, przepraszam! Rozgadałam się i nie dopuszczam pana do słowa.Miałmi pan właśnie wyjaśnić, co pan robi w pokoju mojej córki podczas jej snu?Wszelkie pretensje do Justina zostały zapomniane.Evelyn z bijącymsercem czekała na jego odpowiedz.- A, o to chodzi! - W jego głosie była znów pogodna niefrasobliwość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]