[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona chciała wyjść za mąż, jakprzeważnie chcą inne panny, żeby zdobyć stanowisko i swobodę mężatki; względem swego męża czuła zaś jedyniejakąś nieokreśloną wdzięczność. Kończymy na tym, od czego zaczynają inni mówił Desnoyers.Miłość ich przybrała wszelkie kształty miłości głębokiej, wierzącej i pospolitej.Rozczulali się z sentymentalizmem romansu przy uścisku ręki lub zamianie pocałunku naogrodowej ławce o szarej godzinie.On przechowywał pukiel włosów Margarity, aczkolwiek wątpił w jegoautentyczność, podejrzewając mętnie, że mógł być również jednym z dodatków, jakie narzucała moda.Ona opuszczałagłowę na jego ramię, tuliła się do niego, jak gdyby zdając się na jego łaskę i niełaskę, ale zawsze na otwartympowietrzu.Ile razy Julian próbował większych poufałości w głębi karety, bogdanka odpychała go silnie.Szczególnadwulicowość cechowała jej postępki.Co dzień z rana budziła się przygotowana do ostatecznego ustępstwa.Ale skorotylko ujrzała go przy sobie, wnet pojawiała się la petitebourgeoise, dbająca o swoje dobre imię i wierna matczynymprzestrogom.Pewnego dnia zgodziła się zwiedzić jego pracownię z tą ciekawością, jaką budzi miejsce, gdzie mieszka ukochanaistota. Przysięgnij, że mnie uszanujesz.On był skory do przysiąg i uroczyście zobowiązał się do wszystkiego, czego żądała Margarita.I od tego dnia niebłąkali się już po ogrodach, wydani na pastwę zimowych wichrów.Przebywali stale w pracowni i Argensola musiałzmienić tryb życia, szukając kominka u jakiegoś zaprzyjaznionego malarza, by tam oddawać się czytaniu.Taki stan rzeczy trwał miesiące całe.Nie dowiedzieli się nigdy, jaka tajemnicza moc zburzyła ich spokojne szczęście.Może była to jedna z przyjaciółek, która odgadłszy, co się święci, dała znać mężowi za pomocą anonimu; możezdradziła się nieopatrznie ona sama, przez swe niepojęte wybuchy wesołości, przez pózne powroty do domu, kiedyobiad był już na stole, przez nagły wstręt, jaki okazywała inżynierowi w chwilach małżeńskiego zbliżenią, aby pozostać wierną wspomnieniu tamtego.Podział z towarzyszem legalnym i ukochanym człowiekiem byłczymś, czego nie mogła znieść jej prostolinijna i namiętna natura.Pewnego dnia, gdy śpieszyła ulicą De la Pompa, spoglądając wciąż na zegarek i drżąc z niecierpliwości, że nie możespotkać nigdzie automobilu lub bodaj zwykłej dorożki, zastąpił jej drogę jakiś mężczyzna.To był Laurier! Jeszczeteraz strach ją ogarniał, gdy przypominała sobie tę tragiczną godzinę.Przez chwilę zdawało jej się, że ją zabije.Ludziespokojni, bojazliwi i potulni bywają straszni w przystępach gniewu.Z tą samą cierpliwością, z jaką rozwiązywałzagadnienia swego zawodu, studiował ją całymi dniami w taki sposób, że nie mogła odgadnąć tej czujności na jegonieruchomej twarzy.A potem śledził jej kroki, ażeby przekonać się o swoim nieszczęściu.Margarita nie wyobrażała go sobie nigdy tak gwałtownym i ordynarnym w przystępie uniesienia.Sądziła, że przyjmiefakt dokonany chłodno, z lekkim odcieniem filozoficznej ironii, jak to czynią ludzie prawdziwie dystyngowani, jak toczynili mężowie wielu jej przyjaciółek.Ale biedny inżynier, który poza swoją pracą widział tylko żonę, kochając ją iuwielbiając jako kobietę i jako istotę wyższą i delikatną, uosobienie wszystkich wdzięków i wytworności, nie umiałpogodzić się z losem, ale krzyczał i groził bez opamiętania, wskutek czego skandal stał się ogólnie wiadomy.Senatorzgryzł się srodze, dowiedziawszy się, że to w jego domu nastąpiło poznanie się winowajców.Ale gniew jego zwróciłsię przeciwko mężowi.Jaki brak umiejętności życia! Kobiety są kobietami i wszystko da się załagodzić.Ale ponietaktach tego narwańca stało się to niemożliwym i trzeba było przeprowadzić rozwód.Stary Desnoyers wpadł w gniew, dowiedziawszy się o ostatniej przygodzie syna.Lubił bardzo inżyniera.Instynktownanić przyjazni; istniejąca pomiędzy ludzmi pracy, cierpliwymi i milczącymi, pociągała ich ku sobie.Na zebraniach u senatora Desnoyers wypytywał Lauriera, jak idąjego interesa, troszcząc się o rozwój tej fabryki, o której tamten mówił z czułością ojca.Doszło do tego, że ówmilioner, uważany powszechnie za skąpca, ofiarował się inżynierowi z bezinteresowną pomocą, gdyby mu przypadłorozszerzyć zakres swej działalności.I oto temu zacnemu człowiekowi ukradł szczęście jego własny syn, bezużytecznypróżniak!.Laurier w pierwszych chwilach mówił o pojedynku.Jego gniew był wściekłością roboczego konia, który zrywa uprząż,jeży sierść i w przystępie szaleństwa wierzga i zabija.Ojciec oburzył się na to.Tego by tylko brakowało! Juliannajlepszą część życia poświęcił władaniu bronią. Zabije go! mówił stary Desnoyers do senatora. Jestem pewny, że go zabije.To jest logika życia.Niepotrzebny uśmierca zawsze tego, kto się może przydać na co.Ale do żadnej śmierci nie doszło.Ojciec Rzeczypospolitej umiał podziałać na jednych i drugich z taką samązręcznością, jaką rozwijał w kuluarach senatu, gdy wybuchł jakiś ministerialny kryzys.Skandal przycichł.Margaritaprzeniosła się do matki i rozpoczęto kroki rozwodowe.Bywało, że gdy zegar wskazywał siódmą, ona mawiała ze smutkiem wśród miłosnych wynurzeń: Odejść.mam odejść.kiedy to jest mój prawdziwy dom! Ach, czemu nie jesteśmy małżeństwem!A on, któremu w duszy zakwitł teraz cały ogród cnót mieszczańskich, dotychczas nie znanych, powtarzał zprzekonaniem: To prawda.Czemu nie jesteśmy małżeństwem! Pragnienia ich mogły się teraz urzeczywistnić.Mąż ułatwił im tenkrok swym niespodziewanym wmieszaniem się w tę sprawę.I młody Desnoyers pojechał do Ameryki, żeby zebraćpieniądze i ożenić się z Margaritą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]