[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Braki w kosmetykach zle je nastroiły, tak że nawet rzucały sobiezaczepne spojrzenia.Amparo myślała, że jako" młodsza i słabsza, jest skazana na zadowalanie się resztkamipozostawionymi przez starszą siostrę, a Concha poprawiała koczek mrucząc z niezadowoleniem i tupała ze złością, ilerazy spojrzała spod oka na tę małą lalę i jej szykowną fryzurę, której nie potrafiła skopiować.W końcu przyszła chwila włożenia sukien i dziewczęta wróciły do pokoju, aby ubrać się możliwie najpiękniej.Byłyimieniny mamy, przyjdą goście i trzeba tak wyglądać, aby przyjaciółki miast patrzeć na nie z politowaniem, zagryzaływargi ze złości.Gdy dziewczęta znów znalazły się przed lustrem toaletki, wesołość powróciła.Nie były przecież najbrzydsze! Powprowadzeniu drobnych poprawek w uczesaniu i makijażu przypięły kwiaty u dekoltu, obciągnęły suknie w talii izadowolone z siebie poszły do salonu.Dochodziła dziesiąta.W salonie mama rozmawiała z donią Klarą, osobą nieprzyjemną i zle wychowaną, która często jeodwiedzała, więc dziewczęta wymknęły się do jadalni, by uniknąć przykrego spotkania.Przygotowania do przyjęcia dotarły aż tutaj.Na stole ustawiono w koło na tacach torty z pianką, białe u podstawy,złociste od karmelu u wierzchołka misternie rzezbionego w koronkę, skąd wyglądał bilet ofiarodawcy słodkiegoupominku; inne torty pokryte były gładką, niby polerowaną powierzchnią lukru, w którym jak w zwierciadleprzeglądały się zestawione w fantazyjne gwiazdy kandyzowane owoce; sam środek stołu zdobił prawdziwymajstersztyk ciastkarni Burriela budowla z turronu i pianki, gdzie pośród lukrowanych kwiatów wznosił się zamek,a u jego szczytu tańczyła na drucie tancerka drżąca z zachwytu dla tego arcydzieła cukrowniczego kunsztu.Wokół stołu biegała węsząc łakomie maleńka suczka angielskaZ sierścią jak porcelana, z oczyma jak szkło, z nóżkami jak druciki, niby zbiegła z wystawy zabawka.Gdy karłowatezwierzątko ujrzało swoje panie, wyciągnęło czerwony jęzorek i szczeknęło, co zabrzmiało jak kichnięcie. Miss! Kochana Miss! zawołała Amparito chcąc wziąć pieska na ręce.Ubiegła ją jednak Concha, która całując czule pyszczek Miss pokazywała jej z wysokości swoich ramion zastawionysłodyczami stół.Nastąpiło starcie między siostrami o prawo posiadania Miss, wreszcie Concha opuściła zwierzę tak niefortunnie, żespadło na stół i zgniotło kilka ciastek, po czym z pyszczkiem oblepionym kremem i pianką wybiegło do salonu. Biedne psiątko!.Ty dzikusko, chciałaś zabić Miss! zawołała Amparito tragicznym głosem, grożąc siostrzepięścią.Na widok komicznie ubielonego kremem pyszczka przestraszonej Miss wybuchnęła jednak niepohamowanymśmiechem i jak gdyby nigdy nic objęła Conchę, głośno cmokając ją w policzek. Będzie zabawa.Chciałabym widzieć minę mamy, kiedy Miss wpadnie do salonu taka usmarowana.Hałaśliwy śmiech, jaki zawtórował tym słowom, umilkł nagle, gdyż z kuchni doszło głośne gdakanie, pełneśmiertelnego strachu.Dziewczęta natychmiast znalazły się w kuchni, gdzie stangret Nelet z zakasanymi rękawami koszuli i z nożem w ręcedokonywał z powagą obrzędu zarzynania wielkiego kapłona, którego Visanteta przytrzymywała za nogi.Druga służąca, która lubiła udawać wrażliwą i spełniała przy panienkach funkcję pokojowej, odwróciła się plecami dobrutalnej sceny i czuwała pilnie nad garnkami i rondlami, bulgocącymi na płycie.Obydwie siostry, lekko nachylone, zebrawszy suknie między kolana, aby ich nie ubrudzić, obserwowały z całą uwagąakt zarzynania.Liczyły śmiertelne drgawki zabijanego stworzenia, przyglądały się ostatnim kroplom krwi broczącej zrany i spływającej po piórach do podstawionego rondla.Praca ta podobała się Neletowi, był to bowiem chłopakżywiołowy i nieco brutalny. Tłuściutki, co? mówił klepiąc mostek zabitego ptaka. Po oskubaniu będzie wyglądał jak kanonik.Gdybymbył bogaty, co dzień rano zabijałbym jednego.To przyjemniejsze niż czyszczenie konia.Dla poparcia swego żartu, wywijał zabitym kapłonem i podtykał go pod nos służącym, które zaczęły uciekać po całejkuchni ku wielkiej uciesze panienek.Zabawa skończyła się wraz z wejściem donii Manueli w luznej, czarnej jedwabnej sukni z trenem i szerokimirękawami, podkreślającymi jej postać królowej ze sceny.Wreszcie uwolniła się od tej nudnej donii Klary, którapotrafiła opowiadać bez końca, skacząc z tematu, na temat, przez co jej wizyty stawały się beznadziejnie długie.Matka z córkami wróciła do jadalni, gdzie zaczęły odczytywać umieszczone na prezentach bileciki.Była też i wizytówka don Juana.Zawsze ten sam.Skąpiec mimo swoich milionów zadowolił się przysłaniem pół tuzinaciastek wartości trzech peset.Już on się nie zrujnuje, o nie! Wspaniały zamek z baletnicą nadesłał don Antonio Cuadrosz małżonką właściciele firmy Pod Trzema Różami". Oto osoby bez wykształcenia, ale umieją się znalezć jak należy.Po tej pełnej wdzięczności uwadze donia Manuela przeglądała dalej wizytówki.Tort od pana Eugenia Garcii.niebrzydki; drugi pochodził od rodziny sędziego, pozostałe ciasta nie nosiły nazwisk ofiarodawców, ale donia Manuelaodgadywała, że pochodzą od Juanita, syna, który stale obsypywał ją prezentami niby narzeczoną. Gdzie Juanito, mamusiu? W sklepie, ale przyjdzie przed dwunastą.Rafael też wyszedł.U drzwi wiodących na schody zadzwięczał ostro dzwonek, widać pociągnięty niedelikatną ręką.Nelet wybiegł z kuchni, żeby otworzyć, i nim dopadł drzwi, cały dom drżał od tupotu jego butów.W sieni odezwały sięwykrzykniki podobne do beczenia owiec i pieszczotliwe klepanie, które brzmiało jak odgłosy zawziętej bijatyki. Coto? zapytała donia Manuela idąc ku drzwiom.Ale zatrzymała się w progu, bo na korytarzu rozległ się zdyszany i piskliwy głos. To niania! Moja niania! krzyknęła Amparito szczerze uradowana.Ale wnet umilkła zarumieniona, jak gdyby się zorientowała, że popełniła coś bardzo niestosownego.Do pokoju weszła za Neletem tęga wieśniaczka o energicznym wyglądzie i rozkołysanym kaczym chodzie,wykrzykując na wszystkie tony piskliwe dzień dobry".Dawna mamka Amparito była to chłopka z okolic Alboraya,matka stangreta, która w swojej chałupie wykarmiła młodszą senioritę Pajares.Nelet był nieodrodnym synem swojej matki; mówiła o tym lekko piegowata, pyzata, obciągnięta wysuszoną skórątwarz ciotki Quiki, ukazująca się w obramowaniu lnianej chusteczki.Twarz ta zdradzała tę samą zwierzęcą radośćżycia, jaka uderzała u jej syna Neleta.Pod marszczoną kwiecistą spódnicą miała ciotka Quica chyba z tuzin halek,które znacznie przyczyniały się do podkreślenia jej tuszy i tak już dość pokaznej.Siadając na krześle miała zwyczajrozstawiać szeroko nogi, a wtedy spódniczki tworzyły głęboką dolinę między udami.Chodziła stale z uwieszonym uramienia białym koszykiem z wikliny, a że nie puszczała go ani na chwilę, więc zrósł się on jak gdyby z jej postacią.Quica objęła Amparito, przycisnęła do siebie i obsypała ją pocałunkami, przy czym łzy wzruszenia rozpuściły częśćróżu.Po chwili opanowała wylew uczuć, które oszołomiły dziewczynę i wzbudziły grymas niesmaku na twarzy paniManueli; chłopka opadła na krzesło, żałosnym skrzypnięciem przyjmujące nacisk jej ogromnych pośladków.Hałaśliwie westchnęła ze zmęczenia, nie wypuszczając z ręki kosza, i zaczęła prędko mówić w fantastycznym języku,który uważała za kastylijski, gdyż w domu donii Manueli nie wolno było używać innej mowy niż hiszpańska.Jakże ta Walencja męczy!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]