[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokładnie obejrzała zapieczętowaną szarą kopertę ze swoimnazwiskiem, wypisanym drobnym pismem.List był doręczonybezpośrednio, wrzucony do skrzynki domu, w którym niemieszkała.Zwykła koperta nie może zawierać nic strasznegoani groznego.A, jednak Ewa czuła, jak ciężko uderzało jejserce, kiedy nerwowo rozdzierała kopertę.W środku znajdo-wała się krótka wiadomość w języku francuskim bez podpisu. Jeżeli chce pani uzyskać informacje, które mogą się paniprzydać w jej obecnej sytuacji, proszę zgłosić się na ulicę de laHarpe, numer 17.Można przyjść o każdej porze po dziesiątejwieczorem.Drzwi są otwarte.Proszę wejśćW górze szumiały liście.Ich poruszające się cienie padały naszary papier.Ewa podniosła oczy.Przed nią była jej własna willa, gdzieYvette Latour czekała z posiłkiem, który miała przyrządzić wzastępstwie nieobecnej kucharki.Ewa złożyła kartkę i wsunęłają z powrotem do torebki.Nie zdążyła jeszcze dotknąć dzwonka, kiedy nie nagannaYvette otworzyła drzwi, z twarzą jak zwykle bez wyrazu.- Kolacja jest już gotowa - powiedziała.- Jest gotowa od półgodziny.- Nie jestem głodna.- Musi pani coś jeść, madame.Trzeba jeść koniecznie dlapodtrzymania sił.- Po co? - zapytała Ewa. Idąc w kierunku schodów otarła się o swoją towarzyszkę wjasnym, maleńkim jak pudełko hallu, błyszczącym od luster.Nagle odwróciła się i rzuciła ostro pytanie.Nigdy sobie do-tychczas nie uświadamiała tak jasno faktu, że ona i Yvette byłysame w domu.- Pytam się po co? - powtórzyła Ewa.- Doprawdy, madame - Yvette z niespodzianą dobro-dusznością uchyliła się od wyzwania.Oparła na biodrach dło-nie, silne jak ręce zapaśnika, i powiedziała: - Podtrzymanie siłjest konieczne dla nas wszystkich w tym życiu, prawda?- Dlaczego tej nocy, kiedy sir Maurycy został zabity, za-mknęłaś drzwi od wewnątrz, żebym nie mogła się dostać dodomu?W ciszy, która zapadła, wyraznie słychać było tykanie ze-garów.- Madame?- Słyszałaś mnie!- Słyszałam, madame, ale nie rozumiem.- Co powiedziałaś o mnie policji? - domagała się Ewa.Czuła,jak jej serce ścisnęło się i policzki zaczęły płonąć.- Madame?- Dlaczego mój biały koronkowy szlafrok nie wrócił z pralni?- Niestety, madame! Trudno mi powiedzieć.Czasamitrzymają tak długo.Kiedy pani będzie jadła kolację?Wyzwanie upadło i rozbiło się jak jeden z porcelanowychtalerzy sir Maurycego.- Mówiłam ci już, nie chcę jeść - powiedziała Ewa stawiającnogę na pierwszym stopniu schodów.- Idę do swojego pokoju.- Może przynieść parę kanapek?- Dobrze.I trochę kawy.- Tak jest, madame.Czy wychodzi pani dzisiaj wieczorem?- Możliwe.Nie wiem j eszcze.Ewa pobiegła na górę.Adamaszkowe zasłony w sypialni były zaciągnięte i światłopaliło się nad toaletką.Ewa zamknęła drzwi za sobą.Niemogła złapać tchu, wydawało się jej, że zamiast serca mawielką pustkę, w której nieregularnie pulsowało tętno; kolana się jej trzęsły, a krew uciekła z policzków.Ciężko opadła nafotel i usiłowała się uspokoić. Ulica de la Harpe, numer 17.Ulica de la Harpe, numer 17.Ulica de la Harpe, numer 17.W sypialni nie było zegara.Ewa prześliznęła się do pokojugościnnego, skąd przyniosła zegar.Tykanie brzmiało w jejuszach, jak bomba zegarowa.Postawiła go na komodzie i weszła do łazienki, aby obmyćtwarz i ręce.Kiedy powróciła, na bocznym stoliku stał jużtalerz z kanapkami i kawą.Nie mogła jednak nic jeść, wypiłatylko trochę kawy i wypaliła kilka papierosów.Tymczasemwskazówki zegara przesunęły się z godziny wpół do dziewiątejna dziewiątą, a potem dalej w kierunku dziesiątej.Kiedyś w Paryżu była obecna na procesie o morderstwo.Zaprowadził ją tam Ned, uważając to za świetny kawał.Naj-więcej zadziwił ją hałas, panujący na sali sądowej.Sędziowie, abyło ich wielu, w białych żabotach i biretach z płaskimi den-kami, zarzucali podsądnego gradem pytań, podobnie jak iprokurator.Zmuszali go w ten sposób do przyznania się.Wte-dy wydawało się jej to wszystko bardzo dziwne i nieprzyjemnieśmieszne.Ale nie było to śmieszne dla tego nieszczęśnika oponurej twarzy, którego właśnie oskarżano.Odpowiadałkrzykliwie, wpijając się brudnymi paznokciami w brzeg ławyoskarżonych.Kiedy wprowadzali go na salę sądową, zamkizaskrzypiały w drzwiach wychodzących na korytarz cuchnącykarbolem.Siedząc teraz w swojej sypialni Ewa poczuła nagleten zapach.Uświadomiła sobie, co może ją czekać w najbliż-szej przyszłości.Była tak zaabsorbowana swoimi myślami, żenie słyszała hałasu na ulicy.Usłyszała jednak dzwonek od drzwi.Z parteru doszedł ją szmer głosów, a potem szybki tupot nógtłumionych chodnikiem leżącym na schodach.To Yvettewchodziła na górę szybciej niż jej się to kiedykolwiek dotądzdarzyło.Zapukała do drzwi sypialni.- Na dole jest kilku policjantów, madame - zawiadomiła.Radosny ton jej głosu i jawna satysfakcja z dobrze wykonanegozadania odebrały Ewie możność powiedzenia choć jednego słowa.- Czy mam im powiedzieć, że pani zaraz do nich zej-dzie?Yvette umilkła, ale jej głos brzmiał jeszcze w uszach Ewy.- Zaprowadz ich do salonu - Ewa usłyszała wreszcie swójgłos.- Zejdę tam za chwilę.- Tak jest, madame.Gdy tylko drzwi się zamknęły, Ewa zerwała się na równenogi.Wyjęła z garderoby krótkie futerko, które narzuciła naramiona.Zajrzała do torby, aby upewnić się, czy ma pieniądze.Wtedy dopiero zgasiła światło i cicho wyśliznęła się do hallu.Omijając obluzowany pręt, zbiegła ze schodów tak lekko, żenikt jej nie usłyszał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •