[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to duże rozczarowanie, bo bardzo chciałamtrzymać wartę z Cieniem, ale rozumiałam i szanowałam tędecyzję.W ten sposób nic nie będzie rozpraszało naszejuwagi i nikt nie zaniedba swoich obowiązków.Poza tymHobbs był uprzejmy i praktyczny, i nie robił problemu ztego, że ma pracować ze mną.Szanowałam go.Kolacja niczym nas nie zaskoczyła.Wszyscymieliśmy już dość zupy, choć nadal była jadalna.Kiedy jąwreszcie skończyliśmy, pomyślałam, że ktoś będziemusiał wymyślić teraz coś innego, ale ponieważ Cień i jajuż gotowaliśmy, przez jakieś dwa tygodnie mieliśmy zgłowy kucharzenie.Do tego czasu ziarno zaczniekiełkować i przekonamy się, że nasze wysiłki nie poszłyna marne.Właściwie nie przeszkadzało mi jedzenie w kółkotego samego.Pod ziemią ciągle tak jadaliśmy iuważaliśmy się za szczęściarzy, jeśli w ogóle mieliśmymięso.a w czasie wędrówki jedliśmy na ogół ryby ikróliki, i tak przez całą drogę.Miałam więc pewnąprzewagę nad tymi, którzy przywykli do baraniny,dziczyzny i pieczonego ptactwa.Ja nie mieszkałam wSalvation dość długo, by zapomnieć, że taka obfitość tobłogosławieństwo, a nie prawo.Choć desperacko starałam się zasnąć, nie potrafiłam zobawy, że przegapię swoją wartę.Nie była to racjonalnaobawa, ale przypomniała mi noc przed moim pierwszympatrolem z Cieniem.Tej nocy czułam podobne nerwowepodniecenie, jakbym znajdowała się na krawędzi czegośnowego i ekscytującego.Oczywiście zdawałam sobiesprawę, że to nic ekscytującego.Trzymałam wartę jużwcześniej.Teraz słuchałam szeptów mężczyzn na straży;zdawali się nie dbać o to, czy przeszkadzają innym.Hobbs poklepał mnie po ramieniu, kiedy zaczęła sięnasza służba.Zgramoliłam się z posłania i skinęłamgłową, żeby mu podziękować; tymczasem schodzący zwarty strażnicy cicho składali raport. %7ładnych ruchów, nawet królik się nie pojawił. Dobre wieści powiedział Hobbs. Zmieniamywas.Usiadłam przy ogniu naprzeciw Hobbsa; patrzyliśmyw różne strony, a czas zdawał się stać w miejscu, jakścięty lodem.Nie rozmawialiśmy, bo inni już spali.Większość chrapała.Stalker leżał w pobliżu, zupełniejakby mnie strzegł, z jedną ręką na rękojeści swojegonoża.Podejrzewałam, że miał rację; miałam więcejwspólnego z nim niż z Cieniem, ale w tym właśnie tkwiłproblem.Byliśmy do siebie zbyt podobni.W końcu nasza warta dobiegła końca.Hobbs złożyłraport podobny do poprzedniego, wszystko w porządku i dwaj nowi strażnicy zajęli nasze miejsca.Pózniejzwinęłam się w kłębek na swoim posłaniu i leżałam,czekając, aż nadejdzie sen.Właśnie zasypiałam, kiedy cośmnie obudziło.Jakiś dzwięk, zapach? Na wpół jeszczepogrążona we śnie spojrzałam w niebo zasnutymi mgłąoczami i zamrugałam.Ruch w pobliżu upewnił mnie, żenie uległam złudzeniu.Powinni to być strażnicyzmieniający pozycję, by nie usnąć, ale zamiast nichzobaczyłam ciemną postać.Tuż obok błysnęły oczy wzapadniętej ciemnej twarzy.Była to twarz z koszmarów,twarz Dzikiego widziana z bardzo bliska, ale gdyby któryśznalazł się w obozowisku, już na pewno by nie żył.chyba że.To musi być sen.Usiadłam ostrożnie, przekonana, że to tylko koszmar,który nie chce odejść, ale w obozie było cicho.Za cicho.Dwaj mężczyzni, którzy mieli wartować na trzeciejzmianie, zasnęli.Zobaczyłam teraz tę samą pochyloną,okrytą łachmanami postać, która szybko się oddalała.Zapach był słabszy niż zwykle, ale pozostawało faktem,że do obozu ukradkiem wślizgnął się Dziki.Jednak nie toniepokoiło mnie najbardziej.Nie, największym problemem była płonącapochodnia w jego ręce. Wstawaj! wrzasnęłam, kopiąc strażnika, którymiał nad nami czuwać.Odsunął się, klnąc, i rzucił się na mnie, ale byłzaspany i niezdarny.Zrobiłam unik. Patrz tam! Co widzisz? spytałam.Zmrużył oczy, wpatrując się w dal. Nic poza błędnym ognikiem, ty głupia. NagleCień ścisnął go ręką za gardło i nie puszczał, aż twarzmężczyzny zrobiła się fioletowa.Próbowałam gouspokoić, ale on nie tolerował mężczyzn, którzy zle mnietraktowali.Zbudziłam Longshota.Oprzytomniał natychmiast ispojrzał na teren za moimi plecami. Co się stało?Opowiedziałam szybko, co się wydarzyło, a onzmarszczył brwi. Mam uwierzyć, że Mutant zakradł się tu.i ukradłogień?Nie czułam się obrażona jego sceptycyzmem.Gdybym nie widziała tego na własne oczy, sama bym nieuwierzyła.Wskazałam ręką strażnika, którego obudziłam. Widział światło znikające wśród drzew.Spytaj go.Mężczyzna wzruszył ramionami.Zdałam sobiesprawę, że jest to ten sam strażnik, który zasugerował, doczego jeszcze mogę się nadawać poza gotowaniem.Niepoprawił swojej sytuacji, zasypiając na warcie. To tylko błędny ognik. Przysięgniesz na to? spytał Longshot, prostującplecy.Nastąpiła długa cisza. Nie. Jutro kopiesz latryny, Miles, ty i twój partner.TenMutant.jeśli rzeczywiście nim był.mógł poderżnąćnam wszystkim gardła, kiedy spaliśmy.Mógł.Ale tego nie zrobił.Choć był środek nocy,chodziłam tam i z powrotem, zżerana niepokojem.Kto, dodiabła, wie, co zrobią z tą zapaloną gałęzią? Może ogieńzgaśnie.Może nie stanie się nic złego.Tak bardzo chciałam w to wierzyć.Z ataków Dzikich wynikało, że stają się corazniebezpieczniejsi.Ich poczynań nie dyktował już głód.Tumieli dość pożywienia, lasy były pełne zwierzyny.Dużezwierzęta, takie jak jelenie czy łosie, dostarczały immnóstwo surowego mięsa.Próbowałam ich przy stoleMamy Oaks.Im nie chodziło już o żywność.Kryło się w tym coś innego.Coś przerażającego.ROZPOZNANIEW ciągu kolejnego tygodnia kiedy budowaliśmyfortyfikacje i stawialiśmy namioty inni traktowali mniez mieszaniną gniewu i nieufności.Powodem był głównieGary Miles, który uważał, że wpakowałam go w kłopotybez żadnej przyczyny.Połowa oddziału zgadzała się znim, bo podczas kilku następnych nocy nic się niewydarzyło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]