[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może wkońcuznajdzie swoje ukojenie i zazna odrobinę spokoju.A teraz.teraz popatrzyjeszcze na jejśliczną twarz i zapisze ją na zawsze w swojej głowie, wyrysuje każdezaokrąglenie tejtwarzy w swoim umyśle i zachowa na zawsze wspomnienie jej dotyku izapachu,miękkości jej ciała i cudownych ust, których ulotny smak ciągle jeszcze czuł.A gdy spalił jej wszystkie zdjęcia w kominku, nie pozostało mu już nicinnego, jakopróżnić do końca butelkę trunku, wytrzeć łzy i położyć się spać, bonazajutrz czekał naniego nowy dzień i syn, któremu pozostał teraz tylko on.[4] Adam Mickiewicz, Romantyczność.[5] Piosenka Maryli Rodowicz Niech żyje bal do słów Agnieszki Osieckiej zmuzykąSeweryna Krajewskiego.Nie rozpalaj ognia przeciwko twemu nieprzyjacielowi tak bardzo, że sammógłbyś sięspalićWILLIAM SHAKESPEAREROZDZIAA 24Dni upływały Monice na powrocie do rzeczywistości.Już niebawem miaławrócić dopracy i nie mogła się tego doczekać.Gdy szła ulicami miasteczka, ludzie jązaczepiali,pozdrawiali.Kosmalska, gdy ją ujrzała idącą przez Rynek, podeszła i mocnouściskała. Moniczko, takie nieszczęście, dobrze, że dziecku nic się nie stało.No,popatrz, taRoksana, co też w niej siedziało, jakiś diabeł!Takich opinii dziewczyna nasłuchała się ostatnio sporo.Z pariasa, wieczniekrytykowanego i traktowanego z lekceważeniem, stała się bohaterką i ofiarąw jednym.Nie miała siły na konfrontację z czymś takim, nie zależało jej na opinii, któraw małychmiasteczkach przelewa się jak fala.Nie było sensu z tym walczyć czy cośprostować. A twój Jarek, jaki to wspaniały mężczyzna! Dobrze, że go znalazłaś, napewno lepiejci z nim będzie niż z tym Czarniewskim.Tak.To był właśnie urok mieszkania w takim miejscu.Monika niedyskutowała,dziękowała za słowa otuchy czy pozdrowienia i odchodziła, mimo że niektórepanie ażpaliły się do tego, aby wypytać ją o szczegóły porwania i obecnie toczonegośledztwa.Niedawała im tej szansy, wiedząc, że i tak zaraz sobie ułożą swoją wersję, któraprzetoczy sięprzez miasteczko, kilkakrotnie po drodze ewoluując i przyjmując całkieminnym wymiar,jakże odmienny od oryginału.W najbliższy weekend Jarek miał przywiezć swoją mamę, aby poznała się zmatkąMoniki.W panią Rudzką wstąpiło drugie życie, planowała posiłek,szykowała pokój dlaAnny.Monika widziała, że mama bardzo się cieszy na to spotkanie.Uśmiechała się podnosem i pozwalała starszej kobiecie wymyślać coraz to bardziejskomplikowane potrawy,którymi chciała uraczyć matkę Jarka.Chyba było to jej potrzebne, bo ostatniewypadkiodbiły się na zdrowiu Marii i Monika była pewna, że takie oderwanie odproblemówpomoże matce odzyskać równowagę i zapomnieć albo przynajmniejspróbować wymazaćz pamięci to, co się niedawno wydarzyło.Sama wierzyła, że teraz już wszystko się im ułoży.Musiała w to wierzyć, ajednakczuła jakąś dziwną niepewność, jakby stąpała po cienkim lodzie.Przez Jarka.Mając nauwadze to, co przeżyła pół roku temu, postanowiła postawić go pod ścianą izapytaćwprost, o co właściwie chodzi.Czy o ten niedoszły gwałt? Czy to mogło gow jakiś sposób.zmienić? Odrzucić? Nie wierzyła, że mógłby się tak zachować, ale niezamierzała czekać.Teraz miała inne priorytety.Odkąd była w ciąży, stała się odważniejsza,pewniejszasiebie, bardziej zadziorna nawet.Dziecko dawało jej siłę, aby walczyć, abyiść do przodu.I dlatego, gdy Jarek wrócił do domu z Lwówka, gdzie zakończył kolejnyprojekt, oparła sięo ścianę i popatrzyła na niego świdrującym wzrokiem.Od razu zauważyła, żecoś sięzmieniło, był jakiś wyluzowany, nawet uśmiechnięty.Objął ją i pocałował. A co to za spojrzenie? Moniś? Teraz nagle mnie zauważyłeś?Był kompletnie zaskoczony. Ale o czym ty. Powiedz mi, co cię gnębi? Odkąd wróciłam ze szpitala, traktujesz mnie jakmebel.Jakcenny mebel.Nie jestem ze szkła, chciałabym może porozmawiać,chciałabym, abyświdział mnie, a nie jakąś niedoszłą ofiarę gwałtu!Gdy wypowiedziała te ostatnie słowa, zauważyła, że przez twarz przebiegłmu cień,złowrogi cień, który sprawił, że poczuła dreszcz niepokoju. Nie patrzę tak na ciebie.Skrzyżował ramiona i spoglądał nieprzeniknionym wzrokiem.Czasami miałaochotę goudusić za tę cholerną umiejętność maskowania uczuć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]