[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nienawidził przysiadów.Po kilku seriach z dużym obciążeniem był zupełnie wypruty z sił.Nieraz porzygał się po przysiadach.Mięśnie bolały go do tego stopnia, że nie mógł nawet wstać bez pomocy, ale tak właśnie być powinno.Jeśli ktoś chce być silny, musi dźwigać wielkie ciężary.Platta zawsze śmieszyli mięczakowaci faceci, którzy kucali z dwudziestokilogramowym ciężarkiem i nazywali to treningiem.Ale nie pokazywali się tutaj.Mac wyśmiałby ich i kazał zabierać dupę w troki.„Przepraszam pana, ale gdzie tu są bieżnie z monitorowaniem akcji serca?” „Cóż, proszę wyjść frontowymi drzwiami i przejść kilka kilometrów w tym kierunku.Proszę szukać łaźni pełnej mięczaków, to coś dla pana.”Następny przysiad.Mięśnie Platta gotowały się w sosie własnym.I do góry.Dygotał, sapał, w żyłach i tętnicach krążył mu żywy ogień, paląc w mięśniach, aż do kości.Jeszcze trzy przysiady i wreszcie, resztką sił, odłożył sztangę na stojak.Chwycił ręcznik, otarł pot z twarzy i karku, i poszedł wypłukać usta.Zewsząd dochodził huk ciężarów, uderzających o posadzkę, sapanie i stękanie mężczyzn, pompujących żelazo.Było tu także parę kobiet-kulturystek na sterydach, więc wyglądały jak mężczyźni.Ten typ kobiety w ogóle go nie podniecał.Lubił, kiedy kobieta była wysportowana, ale brzydził się babami o męskich sylwetkach, umięśnionymi dzięki sterydom, od których omal wyrastały im fiuty.No, wystarczy.Jeszcze prysznic i musiał ruszać do mieszkania w Queens, gdzie podłączył tamten komputer jednorazowego użytku.Federalnych czeka następna niespodzianka dzięki uprzejmości Frihedsakse.Tym razem będzie to wielka niespodzianka.Platt parsknął śmiechem.Życie było piękne.Piątek, 14 stycznia 2011 roku, godzina 8.00Czerski, SyberiaJay Gridley walczył z lodowatym huraganem, wiejącym od Morza Wschodniosyberyjskiego.Wiatr był tak silny i mroźny, że zabiłby nieosłoniętego człowieka w ciągu paru sekund.Tak silny, że skały wzdłuż brzegu były nagie, bez śniegu, mimo że przez ostatnie dwa miesiące napadało go tu ze trzy metry.Wichura porwała śnieg jak garstkę rozsypanego cukru-pudru.Miejscowi chętnie żartowali sobie, opowiadając o mrozie.Na Alasce czy w Kanadzie ludzie przechwalali się, że jeśli chluśnie się w górę wrzątkiem z garnka, woda zamarznie, zanim spadnie na ziemię.Ale na Syberii, powiadali, wrzątek zamarzłby, zanim zdążyłoby się machnąć garnkiem.Czasem zamarzał, kiedy jeszcze garnek stał na ogniu, da?Było to chyba ostatnie miejsce, w którym ktoś szukałby śladów duńskiej organizacji terrorystycznej, ale cóż, Jay miał przed sobą przerębel, z którego korzystały foki, żeby zaczerpnąć powietrza i jedna z tych „fok” była pakietem informacji, na którym Gridleyowi zależało.Był dobrze zabezpieczony przed zimnem - elektrycznie podgrzewana bielizna, skarpety, czapka i rękawice, a na to jeszcze cztery warstwy tkaniny - polipropylen, jedwab, wełna i sztuczne futro - a do tego kominiarka osłaniająca twarz, no i ciężkie buty.Mimo wszystko czuł, jak mróz próbuje przedostać się przez kominiarkę i wcisnąć w najmniejsze szwy ubrania.Zaprogramował ten scenariusz, wprowadzając warunki atmosferyczne, w jakich naprawdę żyła miejscowa ludność i teraz zastanawiał się, jak oni to wytrzymywali.Wszystkie domy były tu dobrze opatrzone, z potrójnymi oknami i drzwiami, z podwójnymi ścianami, rozdzielonymi pustą przestrzenią, zapewniającą dobrą izolację cieplną.Mimo to, w nieogrzewanych pomieszczeniach żywność można tu było przechowywać przez całą zimę.Brrr.Nagle rozległ się głośny, przenikliwy ryk klaksonu.Co, u diabła? Kto tak trąbi?Odwrócił się plecami do wiatru i zobaczył w oddali wieżę.Jay przełączył się w myślach z VR na świat realny i zdał sobie sprawę, że tenklakson,to ingerencja jego stacji roboczej.Musiało się stać coś niedobrego;zaprogramował swójkomputer tak, że tylko naprawdę poważne sprawy mogły spowodować przerwaniescenariusza VR.Pożar w budynku, większa awaria systemu, samochód, którymdowożonopizzę złapał gumę.Trzeba szybko sprawdzić, co się stało.Jay wylogował się z rzeczywistości wirtualnej.Piątek, 14 stycznia 2011 roku, godzina 8.05Quantico, WirginiaToni przeglądała właśnie stertę elektronicznej korespondencji, kiedy jej stacja robocza padła.Jeszcze przed sekundą czytała notatkę z zaopatrzenia z informacją, że Net Force przekroczyła miesięczną normę zużycia akumulatorów do telefonów komórkowych i virgili, a teraz miała przed sobą ciemny ekran.Cholera, jeszcze tylko tego jej było trzeba.Awaria komputera.Komputer zresetował się po kilku sekundach, ale notatka z wydziału zaopatrzeniaznikła, a na jej miejscu pojawił się rysunek męskiej dłoni, zaciśniętej w pięść,ale zwystawionym palcem środkowym.Dłoń obracała się powoli i nie było wątpliwości,że jejintencją jest pokazanie starego, obraźliwego gestu.Usłyszała śmiech sekretarki.- Co się dzieje? - wrzasnęła.- Mój komputer pokazuje mi palec! - krzyknęła w odpowiedzi sekretarka.Toni pomyślała nagle, że jeśli przeczucie jej nie myli, rysunek pojawił się nietylko natych dwóch monitorach.Po chwili dowiedziała się, że przeczucie było słuszne.Boże święty! Ktoś włamał się do systemu komputerowego Net Force i naigrawał się z nich.Toni spotkała Gridleya w drodze do sali konferencyjnej.Joan Winthrop przybiegła pół sekundy wcześniej.Alex już tam był.Nawet nie zaczekał, aż usiądą.- No, dobra, co się, do diabła, stało?- Friehedsakse - odpowiedzieli jednocześnie Jay i Joan.Spojrzeli na siebie złym wzrokiem i oboje próbowali mówić dalej.- Ustaliłam, że.- Włamali się przez.- Po kolei - przerwała im Toni, zanim Alex zdążył zareagować.- Jay? - Dostali się przez podsystem w kadrach FBI
[ Pobierz całość w formacie PDF ]