[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przytaknął, podniósł prawą dłoń do góry i uniósł kciuk.Tak go zapamiętałem.Nadwerężone drewno nagle trzasnęło i po przerwie trwającej pięć uderzeń serca konstrukcja mostu,osłabiona ogniem i bombardowaniem, z jakąś niezdrową elegancją spadła w przepaść.Hammond ażdo końca trzymał kciuk w optymistycznym geście, tylko na twarzy pojawił mu się zdumiony wyraz,jakby nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.Katastrofa wywołała szok u wszystkich.Ludzie na barykadzie przestali walczyć, w rozpaczyporzucali broń i uciekali.Wycofujący się nieprzyjaciele wykorzystali panikę i z podwójną siłąrzucili się do ataku.Farmerzy, których rodziny nie były w niebezpieczeństwie, pouciekali do swoichwozów.Jednolita obrona rozpadła się na wiele małych grupek.Zaczęły się powszechne rabunki.***Stałem na skraju przepaści śmiertelnie zmęczony.Nie miałem pojęcia, co dalej.Nikt z napastnikówmnie nie zauważał.Nie miałem żadnego majątku, który mógłbym stracić, dlatego nie byłem dla nichważny.Zaczęły się palić pierwsze wozy.Zewsząd słyszałem wystraszone krzyki kobiet i dzieci.Zwrzawy wynurzył się Kowalski.Był mokry, utykał na jedną nogę, lewe ucho wisiało na skrawkuskóry.Twarz miał czarną od sadzy, a jego oczy wyglądały jak martwe.Stanął u samego podnóżazbocza i kręcił głową, jakby nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co widzi.- Myślę, że nie powinieneś zostawiać swoich dziewczyn samych.Z pewnością będą cię potrzebować- zacząłem i nie rozumiałem, dlaczego właściwie to mówię.- Co? - spytał zakłopotany.- Tam po drugiej stronie nie poradzą sobie bez ciebie.Powinieneś iść do nich.Moje rozsądniejsze ja chciało Kowalskiemu powiedzieć, żeby mnie nie słuchał, że na pewno mamwstrząs mózgu, ale ten drugi, ten, który walczył z Dunem, nie pozwolił na to.Kowalski tylkopoważnie pokiwał głową, jego wiszące na pasku skóry ucho śmiesznie przy tym się zakołysało.Przynajmniej mnie się to wydało śmieszne.- Masz rację - przytaknął.Bez dalszego wahania odłożył miecz i po chwili szukania dobrego miejscazaczął złazić w przepaść.Robił to z takim samym spokojem, z jakim wyruszał na swoją samobójcząmisję.Nie wierzyłem, że da radę, ale musiał tego spróbować.Ja mu tylko doradzałem, pokazywałemdrogę tam, gdzie jej nie widział.Do śmierci by sobie nie darował, gdyby nie spróbował.Nagle zrozumiałem, co muszę zrobić ja.Skierowałem się do najbliższego wozu.Nikt go nie bronił,wokół były tylko kobiety i dzieci.Jeden z rabusiów właśnie kładł na łopatki dorodną wieśniaczkę,drugi uderzeniami pięści urabiał jej córkę, żeby była bardziej uległa.Mnie nikt nie zauważał, niemiałem przecież żadnego majątku.Moje poczucie rozdwojenia powróciło, złapałem się na tym, że sięuśmiecham.Może nawet błyszczały mi oczy, tak jak Kantowi, kiedy umierał.Nie tego wozu coprawda szukałem, ale jeśli już przechodziłem obok, przeciągnąłem pierwszemu grabieżcy nożem poplecach, drugiego walnąłem głownią w potylicę.Pękła.Potylica, nie głownia. Przy drugim wozie już mnie zauważyli.Też było ich dwóch.Albo miałem pecha, albo nie byłem zbytszybki.Jeden z nich zdążył sieknąć mnie w udo.Jedno zranienie mniej czy więcej nie robiło różnicy.Potemkolano znów odmówiło mi posłuszeństwa.Na szczęście nawet za bardzo nie bolało, właściwie nicjuż nie bolało.Przy trzecim wozie znalazłem konia do jazdy.Chudy facet z pociągłą twarzą nie chciałdać go sobie zabrać i nawet z tego powodu przestał gwałcić jakąś kobietę.Niezbyt dobrze radziłsobie z mieczem.Następny wóz również nie należał do Krystyny, ale stało przy nim trzechnapastników.A potem przyszła ciemność. Rozdział 8UcieczkaUmwald biegł wzdłuż rzędu wozów, przepychając się między ludzmi.Dym go oślepiał, gdzieniegdziejeszcze walczono, ale w większości ludzie tylko uciekali przed najezdzcami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •