[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gavin wiedział, że miał rację i Gil na pewno by go poparł.Jego szefkładł duży nacisk na jakość pracy, co wiązało się również zzarobkami załogi.Jednak Gavin musiał też przyznać, że i Lee miałsporo racji, kwitując go jednym celnym epitetem.Rzeczywiście był ostatnio spięty i nieprzyjemny.Zachowywał siętrochę jak pies, który czując kolec w łapie i nie mogąc go wyjąć, kąsawszystkich dokoła.Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień.Próbowałtłumaczyć sobie, że to z powodu upału.Pogoda ustaliła się zaraz popamiętnym weekendzie, kiedy to wybrał się z Annie do pralni.Temperatura dochodziła nawet do trzydziestu stopni i trudno byłopracować w palącym słońcu.Jednak Gavin nie był na tyle głupi, żebyuważać, iż to jedyny powód jego złego samopoczucia.Było coś jeszcze.Po raz pierwszy od wyjścia z więzienia ktoś mu zawierzył i Gavinuginał się pod ciężarem odpowiedzialności.Nie potrafił sobie z tymporadzić.Gil uczynił go kierownikiem budowy i wyjechał, a Gavinzostał z robotnikami.Bał się.Bał się cholernie.A jednocześniebardzo zależało mu na tej robocie.Przede wszystkim z powodu syna.Syna i żony.Myśl o Annie spowodowała, że jego usta znowu wykrzywiły się wnieprzyjemnym grymasie.Spędzili razem dwa weekendy.Ten miałbyć trzeci.I wcale go nie cieszył.Dni powszednie były znacznie lepsze.Oboje zmieniali się przySamie jak żołnierze, sprawdzając przy spotkaniach, czy ich zegarkidobrze chodzą.Widzieli się krótko i wymieniali najważniejszeinformacje na temat syna.To im wystarczało.Dzielili się też obowiązkami.Annie zajmowała się domem, a onogrodem i podwórkiem.Annie sporządzała listy potrzebnychproduktów, a on robił zakupy.Ona przygotowywała śniadania iobiady, on zajmował się kolacjami.Ona płaciła czynsz, a onubezpieczył ich tak dobrze, że nie musieli się nawet obawiać atakuMarsjan.Prawdę mówiąc, stanowili zgraną parę.I pewnie byłaby z nich61SRniezła załoga samolotu albo czołgu.Tylko nie małżeństwo.Nie rozmawiali ze sobą.Nie śmiali się.Nie dotykali.Nierozmawiali ani o tym, co myślą, ani o pracy.I, oczywiście, nie kłócilisię, ponieważ w kłótni biorą udział osoby emocjonalniezaangażowane w problemy partnera.Przecież właśnie tego chciałeś, przekonywał siebie Gavin.Bezskutku.Zatrzymał się w miejscu, gdzie przeszklone drzwi miałyprowadzić na balkon.Rozciągał się stąd przepiękny widok na góry.Gavin poczuł, że coś się w nim kurczy i maleje.%7łe ten widok niszczyjego małostkowość, a on sam nareszcie wie to z całą pewnością.Decyzja o przeprowadzce była dziełem chwili.Myślał wtedy tylkoo Samie.Tylko na nim mu zależało.Jednak z czasem zaczęło mucoraz bardziej zależeć na Annie.Wciąż szukał jej obecności, a kiedyjuż się spotykali, był jeszcze bardziej nieszczęśliwy.Mógł na nią patrzeć, ale nie mógł dotykać.Właśnie dlatego weekendy były najgorsze.Poruszali się po domujak para zupełnie obcych, ugrzecznionych osób.Sam jeszcze tego niedostrzegał, ale z czasem domyśli się wszystkiego.Dlatego Gavinwiedział, że coś jednak musi się zmienić.Nie wiedział tylko, co.I to bolało go jeszcze bardziej.Tak, jakby kolec wbijał się corazmocniej w jego ciało.Do domu dotarł półtorej godziny pózniej.Gdyby nie kazałprzebudować klatki schodowej, byłby wcześniej.Wyłączyłklimatyzację i szybko wyskoczył z ciężarówki.W paru susach dotarłdo domu i otworzył drzwi.Od razu usłyszał cienki głosik Sama: - Nie,nie, nie.Dzwięk był cichy, ale zawodzący, pełen pretensji i kontrastował zciszą domu wypełnioną cykaniem świerszczy w ogrodzie.Gavin pomyślał, że nigdy wcześniej nie słyszał, żeby Sam płakał.Dzwięki dobiegały z kuchni.Matka i syn byli tak sobą zajęci, że niezauważyli jego przyjazdu.- Nie, mama, nie mleko.Sioku - szlochał Sam, sepleniąc przy tym62SRjeszcze bardziej.- Dobrze, kochanie.Nie musisz pić mleka - usłyszał głos Annie.-Może zrobię ci lemoniady.Czyżby całe to zamieszanie z powodu soku? I dlaczego Annieproponuje dziecku lemoniadkę w proszku? Przecież od razupowiedziała, że Sam nie je hamburgerów ani frytek i nie pije nic pozamlekiem i sokami.Gavin przeszedł do kuchni, żeby sprawdzić, co się dzieje.Otworzyłdrzwi i natychmiast poczuł się winny temu, co się stało.Annie trzymała Sama w ramionach, a na środku kuchni widniaławielka kałuża czerwonego soku.Zapewne katastrofa wydarzyła sięwówczas, kiedy Annie szykowała się do pracy.W tej chwili miała nasobie tylko białą, rozpiętą bluzeczkę, koronkowy stanik i takie samemajtki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]