[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jesteś Amerykanką? - spytała nagle zdumiona HelenBentley. W oczach kobiety pojawił się jakiś nowy wyraz.Do tej poryjej spojrzenie było czujne, ale neutralne, jakby przez cały czasmiała się przed czymś na baczności, by zachować przewagęnad otoczeniem.Nawet wczoraj, przyprowadzona przez Marryz piwnicy, kiedy nie mogła samodzielnie ustać na nogach,spoglądała mocno i dumnie.Teraz w oczach błysnęło jej coś na kształt lęku.IngerJohanne nie mogła pojąć dlaczego.- Nie, nie - zapewniła natychmiast.- Jestem Norweżką.Ro-dowitą.- Mówisz z amerykańskim akcentem.- Studiowałam w Stanach.Przynieść ci coś? Coś do jedzenia?- Pozwól mi zgadnąć - powiedziała pani prezydent.Cień lękuzniknął.- W Bostonie.- Przeciągnęła  o" tak, że zabrzmiałoniemal jak  a".Inger Johanne uśmiechnęła się leciutko.- No proszę, tu już życie aż kipi - mruknęła Many, kuśtykającz kuchni z zastawioną tacą.- Nie ma jeszcze siódmej, awszyscy na nogach.W mojej umowie nie ma nic o nocnejzmianie.Pani prezydent zafascynowana wpatrywała się w Many, gdyta stawiała tacę na stole.- Kofi - wyrecytowała gosposia, pokazując palcem.-Pankejks.Eg.Bejkon.Milk.Orendżus.Bardzo proszę.-Przysłoniła ręką usta i szepnęła do Inger Johanne: - Tenaleśniki to widziałam w telewi zji.Oni zawsze jedzą naleśnikina śniadanie.Dziwni ludzie.Pokręciła głową, pogłaskała Ragnhild po włoskach ipodreptała z powrotem do kuchni.- To dla mnie czy dla ciebie? - spytała pani prezydent,siadając do jedzenia.- wygląda zresztą, że wystarczyłoby i dlatrzech osób.- Jedz - zachęciła Inger Johanne.- Będzie obrażona, jeśliwszystko nie zniknie, kiedy wróci.Pani prezydent sięgnęła po sztućce.Zdawało się, że niebardzo wie, jak się zabrać do tak obfitego posiłku.Zaczęładłubać w zwiniętym naleśniku z konfiturami i śmietaną, z wierzchu posypanym cukrem jak śniegiem.- Co to jest? - spytała cicho.-Jakiś rodzaj crepes Suzełte?- My to nazywamy naleśnikami - wyjaśniła Inger Johanne.-Many uważa, że Amerykanie zawsze je jedzą na śniadanie.- Mhm.Smaczne.Ale bardzo słodkie.Kto to jest?Helen Bentley ruchem głowy wskazała telewizor, w którympokazywano powtórkę wczorajszego programu Redakcji 1.Za-równo stacja NRK, jak i TV2 nadawały w kółko nadzwyczajnewydania wiadomości.Około pierwszej w nocy przekładali pliktaśm i wieczorne audycje powtarzali aż do pierwszychnajświeższych informacji o wpót do ósmej.Wencke Bencke znów była w studio.Zażarcie dyskutowała zemerytowanym policjantem, który po niezbyt udanej karierzeprywatnego detektywa grał teraz rolę eksperta komentującegosprawy kryminalne.W ostatnich dniach oboje krążyli niezmor-dowanie pomiędzy studiami największych stacji telewizyjnych.Zawsze mieli coś do powiedzenia i przyciągali uwagę publicz-ności.Nie znosili się nawzajem.- Ona właściwie jest pisarką.- Inger Johanne sięgnęła po pilota.- Spróbuję znalezć CNN - dodała.Pani prezydent zesztywniała.- Wait! Zaczekaj!Inger Johanne znieruchomiała z pilotem w ręku.Przeniosławzrok z pani prezydent na telewizor i z powrotem.HelenBentley siedziała z lekko przechyloną głową, słuchając wskupieniu.- Czy ta kobieta powiedziała  Warren Scifford"? - spytałaszeptem.- Słucham?Inger Johanne podkręciła głośność i też zaczęła sięprzysłuchiwać płynącym z telewizora słowom.-.i nie ma absolutnie żadnych powodów, żeby oskarżać FBIo wykorzystywanie nielegalnych środków - mówiła WenckeBen cke.- Wspominałam już, że dobrze znam szefa agentówFBI, któ rzy obecnie współpracują z policją norweską, WarrenaScifforda.Scifford. - Teraz - szepnęła Helen Bentley.- Co ona mówi?Sześćdziesięciolatek w ciemnych okularach i jasnoróżowej koszuli nachylił się ku prowadzącemu.- Współpracują? Współpracują? Gdyby nasza pani pisarka.-wypluł to słowo, jakby miało smak skwaśniałego mleka -.miała bodaj cień pojęcia o tym, co się obecnie dzieje w kraju,w którym obce siły policyjne pozwalają sobie.- Co oni mówią? - spytała ostro pani prezydent.- O czymrozmawiają?- Kłócą się - szepnęła Inger Johanne, jednocześnie usiłującsłuchać.- O co?- Zaczekaj!Wstrzymała Helen Bentley gestem.- A zatem.- usiłował dojść do głosu prowadzący.- A zatemkończymy, bo i tak już przekroczyliśmy limit czasu.Jestempewien, że ta dyskusja będzie trwała jeszcze przez następne dnii tygodnie.Dziękuję i dobranoc.Ukazały się końcowe napisy.Pani prezydent wciąż siedziała zwidelcem w powietrzu.Z kawałka naleśnika skapywały na stółkonfitury, ale ona nawet tego nie zauważyła.- Ta kobieta mówiła o Warrenie Sciffordzie - powtórzyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •