[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadarł głowę, przyglądającsię ogromnemu portretowi przodka Eversea, który, na obrazie, strojnyw kryzę pod szyją, obdarzony pięknymi rysami twarzycharakterystycznymi dla tej rodziny, stał w towarzystwie chudego psao długim pysku.- Zawsze lubiłem ten pokój - oznajmił w końcu Harry z przesadnąemfazą.Książę postanowił włączyć się do gry.Oderwał wzrok od książki.- Spędza pan tu dużo czasu?- Tyle, ile w bibliotece mojego ojca.- W jego głosie brzmiałtriumf.- Ja także zamierzam spędzić tu dużo czasu - powiedziałtajemniczo książę.Obrócił spojrzenie na stronicę książki.Minęła sekunda błogosławionej ciszy, podczas gdy Harryusiłował rozszyfrować tę uwagę.- Genevieve i ja czytaliśmy książkę, którą pan właśnie czyta.razem.Pamiętam pewien piknik wiosenny, na który ją wzięliśmy, iprowadziliśmy gorącą dyskusję na temat Veronesego, przewracająckartki.Razem.- Ach tak? - Całą dyskusję o jednym malarzu? - pomyślałMoncrieffe.Co można powiedzieć o jednym malarzu? Cieszył się, żenie zdarzyło mu się uczestniczyć w tym akurat pikniku.W końcu natrafił w książce na to, czego szukał.Veronese.Veronese.oczywiście! Tak jak powiedział Ge-nevieve, widział obraz Veronesego, kiedy bawił we Włoszech.Zapamiętał go głównie dlatego, że był erotyczny: Wenus i Mars razem,ale na tym obrazie Wenus była całkiem naga, a Mars klęczał nakolanach, gotów, jak to niestosownie zauważył w rozmowie zGenevieve, zadowolić Wenus.- Genevieve uwielbia szczególny rodzaj malarstwa.- zacząłHarry tonem wykładu.- Lubi światło i wdzięczny rysunek, tematy mitologiczne owieloznacznej wymowie - wszedł mu w słowo książę.- Uważa, żeBotticelli nie jest należycie doceniany jako malarz.Tak się składa, żesię z nią zgadzam.Widziałem jego Wenus i Marsa i jestem poruszonytym, jak malarz wykorzystał temat.Bardzo zmysłowy obraz.Harry wyglądał jak rażony piorunem.Hm.Książę nie wiedział, dlaczego odkrycie, że Genevievepodzieliła się z nim myślami, których Osborne nie zdążył poznać,sprawiło mu taką przyjemność.- Nie rozmawiała z panem o swoich odczuciach co doBoticellego, Osborne? Może to coś nowego.Coś, o czym pomyślałaostatnio.- Sądzę, że muszę na nowo przyjrzeć się jego dziełu - wyjąkałHarry.- Niewiele obrazów można zobaczyć poza Włochami.- Może powinien pan natychmiast udać się do Włoch, żeby jeobejrzeć.Harry zamienił się teraz w posąg.Patrzył na księcia.Czyżbybył.tak! Rozzłoszczony, mrużył oczy.Najwyrazniej taki stan był dlaniego czymś nowym.- Ha, ha! - zaśmiał się Harry nieprzekonująco.- Możepowinienem.Może powinienem.Włochy to piękny kraj.Ale niechciałbym stracić zabawy w domu rodu Eversea, więc.myślę, żezostanę.Po chwili Moncrieffe pozwolił sobie na bardzo, bardzo delikatnezmarszczenie brwi, jakby mu to było zupełnie obojętne.Ponownie wrócił do książki, z której przeczytał najwyżej pięćczy sześć słów.Zmienił także zdanie o przyjęciach.Znęcanie się nadmłodymi lordami okazało się o wiele zabawniejsze, niż mógłbyprzypuszczać.Harry wyraznie nie palił się do opuszczenia biblioteki, jakbysądził, że zostawienie księcia samego z książką o szesnasto-wiecznychmalarzach było niemal tym samym, co zostawienie go sam na sam zGenevieve.Zamiast tego podszedł do okna, odsunął aksamitną, w piaskowejbarwie zasłonę i wyjrzał na zewnątrz.Miał na twarzy wyrazszlachetnej melancholii.- Może wkrótce padać - powiedział całkiem niepotrzebnie.Wielkim, acz kłopotliwym nieobecnym w pokoju był, oczy-wiście, bukiet cieplarnianych kwiatów wysokości trzyletniego dziecka,który książę przysłał anonimowo Genevieve.- Cóż - ciągnął z ożywieniem, odwracając się od okna.-Być możeczasami uda nam się wymienić poglądy na sztukę, jako że uważam sięza kogoś w rodzaju znawcy.Przewidywalna taktyka: zaprzyjaznić się z rywalem.Chyba żebył to pokaz zaborczości ze strony kogoś przywykłego do pławienia sięw jednostronnym podziwie.- Nie zdołałbym zliczyć, ile razy dyskutowałem na te tematy zpanną Eversea.- dodał Harry niedbale.- Dyskutował pan z nią wiele razy? - odezwał się książę wzamyśleniu.- Tak - odparł triumfalnie Harry.- A jednak w żadnej z tych dyskusji nie wspomniała Botticellegoi jego.Wenus i Marsa?Książę podniósł głowę i spojrzał Osborne'owi spokojnie w oczy.Przegrałeś, Osborne.Harry otworzył szeroko oczy.Głośno wciągnął i wypuścił z płucpowietrze.Zapewne zgodził się z niewypowiedzianą opinią księcia.Ito go nie uszczęśliwiło.Moncrieffe przekartkował książkę do T" i znalazł, czego szukał.Przyglądał się grawiurze, zastanawiając się, czy zdołałby doszukać sięw niej czegoś magicznego".Zobaczył nagą kobietę.Aprobował nagiekobiety.-.Jak rozumiem, lady Blenkenship także należy do miłośnikówsztuki.- Tak jest! - przyznał pośpiesznie Harry.- Pokazała mi swoje rysunki kotów.Były wzruszające.Harry sięzawahał.- Ona kocha koty.- Głos Harry'ego zabrzmiał nieco ponuro.- Któż nie kocha kotów? - szepnął książę, przewracając kartkę.W gruncie rzeczy chciał się znowu znalezć sam.Nie mógłtwierdzić, że dzisiaj pasjonował się sztuką bardziej niż wczoraj, alerzeczywiście chciał przeczytać parę stron.- Jednak nie wydaje mi się, by lady Blenkenship wiedziała wieleo Botticellim.Lub Veronesem.Albo Tycjanie.Z drugiej strony, z tego,co mi wiadomo, żaden z tych artystów nie namalował nigdy kota.Znowu wahanie.- W istocie - przyznał Harry, nieco zgnębiony.- Lady Millicent to cudowna dziewczyna.Taka żywa i miła.I obujnych kształtach, z biodrami, które każdy mężczyznamiałby ochotę wziąć w dłonie, ale to już była rozmowa dlamężczyzn mniej trzezwych niż oni w tej chwili.- Oczywiście, że tak.- Harry odrobinę poweselał.Potem jednakzmarszczył brwi, z niepewną miną.W roztargnieniu owinął dłońsznurem od zasłon.Książę przyjrzał się ponownie Harry'emu.Odczuwał lekkiezdziwienie.Rozumiał, dlaczego Genevieve śniła o stojącym przed nimmężczyznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]