[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pewnie była pochłonięta przygotowaniami do ślubu.- Och, tak.Ale to tylko czubek góry lodowej.Wystarczy powiedzieć, że zawsze będziesz postrzeganaw tym mieście jako ktoś w rodzaju uzdrowicielki.Patsy pochyliła głowę.- Ty też tak uważasz?- O nie, kochanie - szepnął jej do ucha Justin, chichocząc na widok rumieńca, który oblał jej policzki.- Od dziś traktuję cię według całkiem innych kryteriów.- Mam nadzieję, że jesteś jedyny, który mnie tak traktuje.- Niechby ktoś tylko spróbował - zagroził Justin z udanym oburzeniem, po czym wycisnął na jejwargach długi, namiętny pocałunek dla przypieczętowania swojej władzy.Od dziś Patsy należałatylko do niego.Przyjęła tę deklarację z lekkim oszołomieniem, lecz bez cienia protestu. 210- Do zobaczenia, kochanie.- Justin, chciałabym to zachować w tajemnicy.Przynajmniej na razie.- Spróbujemy - uśmiechnął się Justin, zdając sobie sprawę, że to tylko pobożne życzenia.- Wiedziałam, że to powiesz - westchnęła Patsy.Tymczasem miasto trzęsło się od plotek.Patsy przekonała się o tym, kiedy kolejne osoby dopytywałysię, niby od niechcenia, jak udał się obiad z Justinem.Pytaniom towarzyszyły wymowne,porozumiewawcze spojrzenia.Serdeczne, przyjacielskie powitanie bez cienia dwuznaczności, jakimobdarzył ją Justin, kiedy o dziewiątej wstąpił do baru na filiżankę kawy, nie uszło niczyjej uwagi, lecznie zmyliło dociekliwych bywalców.Patsy starała się w najmniejszym stopniu nie okazywaćradosnego podniecenia, jakie wizyta Justina wzbudziła w jej sercu.Mimo to w barze wrzało jak w ulu.Widocznie mieszkańcy Los Pinos wyciągnęli wnioski ze znanych sobie tylko, niejasnych przesłanek.Patsy wiła się jak piskorz pod ostrzałem pytań, do głębi zażenowana publicznym roztrząsaniem jejprywatnego życia.Zbyła natrętów kilkoma wykrętami i - bąkając pod nosem przepraszające formułki- wycofała się bezpiecznie na zaplecze.Justin miał rację.W tym mieście nic nie utrzyma się wsekrecie.Zwłaszcza że jeszcze poprzedniego dnia Patsy była żoną liczącego się kandydata napolityka.- Znowu się chowasz? - zagadnęła Sharon Lynn, zaglądając do pakamery.- Nie chowam się. 211- Czyżby? Rozumiem cię, ale klienci czekają na śniadanie.Patsy westchnęła ciężko.- Powiedz mi, jak to możliwe, że całe miasto wie o moim wczorajszym spotkaniu z Justinem?- To dziecinnie proste.- Wyjaśnij mi to, proszę.- Robiłaś zakupy w supermarkecie?- Zgadza się.- Kupiłaś dwie porcje soczystych steków?- Tak - przyznała Patsy i zaczęła rozumieć, gdzie pies pogrzebany.- Justin przyniósł ci kwiaty?- Tak, ale.- Nie wystarczy, żeby poskładać fakty do kupy?- Na miłość boską - zirytowała się Patsy.- Czy następnym razem powinniśmy robić zakupy w innymmieście?- To na nic.Wszędzie mamy swoje zródła.- Sharon Lynn usadowiła się na stosie pudełek.- No, mów,jak się udało?- Było bardzo miło.- Spałaś z nim?- Sharon Lynn!Przyjaciółka Patsy, a kuzynka Justina, o czym nie należało zapominać, skwitowała ten okrzykuśmiechem.- Nieważne.Właśnie odpowiedziałaś ha moje pytanie.- Nieprawda.- A co niby innego znaczy ten pąsowy rumieniec? - Poczułam się zakłopotana twoim pytaniem.Jak ci to mogło w ogóle przyjść do głowy?- Chcesz mi wmówić, że do niczego nie doszło, ale to na 212nic.Wystarczyło Justinowi spojrzeć w oczy i od razu wiedziałam, co w trawie piszczy.- Jego też o to pytałaś?- No pewnie.Oboje was kocham i chcę, żeby się wam udało.- To może lepiej zostaw nas w spokoju.Nie uda się nam przy tak licznym audytorium.Niepotrzebujemy kibiców.- Jeśli uważasz mnie za wścibską babę, to wyobraz sobie reakcję dziadka Harlana.On cię dopierowezmie w obroty.- Czyżby o mnie mowa? - Zza progu dobiegł władczy głos Adamsa seniora.- Gdzie ty się,dziewczyno, podziewasz? Ukrywasz się w schowku na miotły, jak niegdyś twoja matka z Codym?Patsy posłała w kierunku drzwi spłoszone spojrzenie.- Nie mam najmniejszego zamiaru stąd wychodzić.- Ależ masz, moja droga - zakpiła Sharon Lynn, gotowa wydać przyjaciółkę na pastwę zgłodniałychwilków, a przynajmniej jednego z nich.- Koniec przerwy.Teraz ja odpoczywam.Nim Patsy zdążyła zaprotestować, drzwi otworzyły się z łoskotem i w progu stanął Harlan Adams.Byłwyraznie zirytowany przeciągającym się czekaniem.- Mogłem się tego spodziewać - zagrzmiał tubalnym głosem.- Dlaczego wszyscy zawsze tłoczą się wkuchni albo na zapleczu?- Może szukają odrobiny intymności - zadrwiła Sharon Lynn, podnosząc się, by cmoknąć dziadka wpoliczek.Harlanowi Adamsowi takie wyjaśnienie wyraznie przypadło do gustu. 213- Aha, ucięłyście sobie babską pogawędkę.Nie przeszkadzam? - Zerknąwszy na Patsy, dodał: - Mamkilka pytań w sprawie twojej i Justina.- Proszę wybaczyć, ale wszelkie pytania należy kierować pod adresem Justina - rzuciła Patsydyplomatycznie.- Co jest, do kroćset? On też nie chce puścić pary z gęby - sarknął rozezlony dziadek.- Chwała Bogu - mruknęła Sharon Lynn.- Cóż to ma znaczyć?- Patsy dała ci uprzejmie do zrozumienia, żebyś nie wtykał nosa w nie swoje sprawy.Adams zmierzył wnuczkę posępnym wzrokiem.- A ty to co, podśmiewasz się z niej od rana.- Ja mam prawo, bo jestem jej przyjaciółką.yrenice Harlana zwęziły się chytrze.- Wydusiłaś z niej coś?- Nie, nic ze mnie nie wydusiła - wtrąciła się Patsy, posyłając przyjaciółce ostrzegawcze spojrzenie.-Ludzie uwielbiają snuć nieprawdopodobne domysły.- Jak, do diabła, mam zabrać się za weselne przygotowania, skoro nikt mi nie chce nic powiedzieć?Patsy zamurowało.Weselne przygotowania? Kto tu mówi o weselu? Uchwyciła porozumiewawczespojrzenie Sharon Lynn z gatunku:  a nie mówiłam?'- Dziadku, pozwól innym układać własne plany, jeśli takie w ogóle mają.Harlan Adams przeszył Patsy przenikliwym wzrokiem.- Tego chcesz?- Myślę, że to najlepsze wyjście - przystała uprzejmie Patsy, mięknąc odrobinę na widokrozczarowania dziadka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •