[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.158W sierpniu 1979 r.przyjechał do Polski Ted Gilbertson*, sympatyczny 37-latek o chłopięcejtwarzy z niewielkim wąsikiem z Wirginii Zachodniej, dołączając do Burggraf jako pracownikplacówki CIA w Warszawie.Gilbertson, agent z ośmioletnim stażem, miał dwoje dzieci i byłakurat w trakcie skomplikowanego rozwodu, ale cieszył się ze swojej nowej misji.Miałniezwykły życiorys jak na agenta.Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie stanuPensylwania pracował jako reporter WPSX, lokalnej rozgłośni radiowej o charakterzeedukacyjnym, w której zainicjował program wiadomości dla dzieci.Pózniej służył w wojsku,gdzie złożył podanie do CIA.Czekając na odpowiedz Agencji, zajął się akwizycją handlowąna rzecz pewnego koncernu farmaceutycznego.Sprawiał wrażenie, jakby nigdy nie wysiadałz samochodu, bez przerwy dzwoniąc do biura i do szpitali.Było to dobre przygotowanie dosłużby w warszawskiej komórce CIA, gdzie godzinami prowadził na mieście rozpoznanieagentów tajnych służb.Przed przyjazdem do Warszawy poznał Georgea Kalarisa, poważnego i błyskotliwego szefasekcji sowieckiej.Kalaris powiedział Gilbertsonowi, że Mewa jest najważniejszyminformatorem działającym przeciwko Moskwie, jakim kiedykolwiek dysponowało szefostwodziału operacyjnego CIA."Możesz nawet nic nie robić, tylko nie schrzań nam tej sprawy" -oświadczył mu Kalaris.Trzeci nowy agent, 33-letni Michael Dwyer**, przyjechał do Warszawy na początku wrześniana swoją pierwszą placówkę w strefie zakazanej.Pochodzący z Buffalo w Stanie Nowy JorkDwyer był ekspertem od spraw Azji.Służył kiedyś w marynarce wojennej w Wietnamie ibiegle mówił po wietnamsku.Kilka lat wcześniej odbył rozmowę z Danielem w sprawie kolejnej misji.Nie bał się wyzwańi dał jasno do zrozumienia, że marzy o placówce w Moskwie.Przymykając powieki, Daniel wmilczeniu pociągał z wolna papierosa.Dwyer patrzył, jak spopielona końcówka jego camelastaje się coraz dłuższa, w miarę jak ulatuje z niego dym.W końcu Daniel przemówił."Warszawa to świetne miejsce" - rzekł."Tam naprawdę się coś dzieje".Wyciągnął rękę."Podczas jednego spotkania możesz zgarnąć więcej informacji wywiadowczych niżwiększość agentów w czasie całej swojej kariery".Dwyer wylądował w Warszawie 2 września 1979 r, trzy miesiące po historycznej wizyciepapieża, Jana Pawła II, który odprawił mszę na placu159Zwycięstwa z udziałem 250000 Polaków.Oznajmił wtedy przy ogłuszającym aplauzie tłumu,że "nie może być Europy sprawiedliwej bez Polski niepodległej na jej mapie!".Jeżdżąc po Warszawie, Dwyer wyczuwał zapowiedzi nadchodzących zmian.Zcianybudynków były pełne haseł zapowiadających opór.Na niektórych widniał znak "PolskiWalczącej", symbolu Armii Krajowej.Unaocznił on Dwyerowi, jak bardzo Polacy pozostalidumni i niezależni.Niektóre napisy komuniści pośpiesznie zamalowywali, jednak farbęzawsze zmywał deszcz i znów się pojawiały.17 września, w czterdziestą rocznicę sowieckiejinwazji na Polskę, Dwyer przejeżdżał wraz z kolegą obok budynku radzieckiej misjihandlowej.Ktoś przeskoczył 10-metrowy mur od frontu i wymalował wielki napis: "Niezapomnimy!".11 listopada, w dniu święta narodowego upamiętniającego odzyskanie przez Polskęniepodległości w roku 1918 po niemal stu dwudziestu pięciu latach rozbiorów, Dwyer wybrałsię na mszę koncelebrowaną przez polskiego prymasa, kardynała Stefana Wyszyńskiego,który wygłosił homilię do tysięcy Polaków zgromadzonych w katedrze św.Jana na StarymMieście.Po mszy wmieszał się w tłum, który wyszedł na ulice z transparentami ,Wolności iChleba" oraz powołującymi się na słowa papieża, że nie może być Europy sprawiedliwej bezwolnej Polski.Patrzył, jak w tłum wbiegają agenci SB, wyrywając ludziom transparenty, wmiejsce których natychmiast pojawiają się nowe.Był głęboko poruszony tym, co zobaczył -odwagą Polaków w tym dniu narodowego protestu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]