[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położył jej rękę na ramieniu, a dziewczynka niemal błagalnieuniosła ku niemu głowę, jakby prosiła, by ją pocałował.%7łądałajednak zbyt wiele.- Cieszę się, że przyjechałaś, Alvean - powiedział tylko.- Na pewnobędziesz się tu wspaniale bawić.Wtedy wysunęłam przed siebie Gilly.- A to.- zaczął.- Nie mogłyśmy zostawić Gilly samej - nie dałam mu dokończyć.- Sam pan mi pozwolił ją uczyć.Zawahał się przez chwilę, a potem spojrzał na mnie i wybuchnąłśmiechem.Wtedy zrozumiałam, że tak się cieszy na mój widok -mój, niczyj inny - że nie ma znaczenia, kogo przywiozłam.Najważniejsze, że tu jestem.Czy można się więc dziwić, że przekraczając próg dawnego domuAlice, czułam się, jakbym wchodziła do zaczarowanego pałacu?Na dwa tygodnie wyrwałam się z bezwzględnej, zimnej, twardejrzeczywistości i wkroczyłam w mój własny świat, w którymspełniało się wszystko, co tylko sobie zamarzyłam.W Penlandstow Manor od pierwszej chwili traktowano mnie jakgościa.Po paru dniach ostatecznie zrzuciłam więc z siebie sztywny gorsetguwernantki i znów stałam się radosną, beztroską dziewczyną,która z ojcem i Phillidą mieszkała na wiejskiej plebanii, ciesząc się zkażdej chwili życia.Dostałam ładny pokój, przylegający do sypialni Alvean, a gdypoprosiłam, by Gilly umieszczono blisko mnie, moja prośbanatychmiast została spełniona.Penlandstow, piękna rezydencja z czasów elżbietańskich,wielkością dorównywało Mount Mellyn i równie łatwo jak wMount Mellyn można było się tam zgubić.Mój pokój był duży, na szerokim parapecie leżała miękka,czerwona poduszka, w oknie wisiały ciemnoczerwone zasłony.Obszerne łoże ozdabiał jedwabny baldachim, a podłogę wyściełałmiękki krwistoczerwony dywan, tak że nawet bez ognia wesołopłonącego w kominku w pomieszczeniu panowała atmosferaciepła.Służący wniósł moje bagaże, a pokojówka zajęła się ichrozpakowywaniem, podczas gdy ja stałam, zapatrzona wpłomienie.Wyłożywszy rzeczy na łóżko, dziewczyna dygnęła i spytała, czymoże je pochować do szafy.Z całą pewnością nie było to przyjęcie,jakiego mogła się spodziewać zwykła guwernantka.Owszem, Kittyi Daisy odnosiły się do mnie przyjaznie i serdecznie, ale nigdy ażtak uniżenie.Odrzekłam, że sama poukładani swoje rzeczy.Poprosiłam jedynieo wodę do kąpieli.- Na końcu korytarza jest łazienka, a w niej wanna.- Zostałampoinformowana.- Pokazać panience gdzie i przynieść tam gorącą wodę?Zaprowadziła mnie do pomieszczenia z dużą wanną.Obok stałamniejsza wanienka.- Tuż przed zamążpójściem panienka kazała urządzić tu pokójkąpielowy - powiedziała służąca i dopiero wtedy z zaskoczeniemuświadomiłam sobie, że znalazłam się w rodzinnym domu Alice.Umywszy się i przebrawszy - włożyłam lawendową bawełnianąsuknię - zajrzałam do Alvean.Spała, więc wyszłam.Zerknęłam dopokoju Gilly, ona też już zasnęła.Kiedy wróciłam do swojej sypialni, zastukała ta sama pokojówkai powiedziała, że pan TreMellyn prosił, abym, kiedy będę gotowa,zeszła do niego do biblioteki.Odparłam, że już jestem gotowa, więczaprowadziła mnie na dół.- Bardzo się cieszę, goszcząc tu panią, panno Leigh - przywitałmnie Connan TreMellyn.- To dla pana wielka radość, że ma pan przy sobie córkę.-zaczęłam, ale przerwał mi z uśmiechem.- Powiedziałem, że cieszę się, goszcząc tu panią, panno Leigh, iwłaśnie to miałem na myśli.Spłonęłam rumieńcem.- Bardzo pan łaskaw.Przywiozłam sporo lektur dla dziewczynek.- Zróbmy im wakacje, dobrze? Rozumiem, że muszą się uczyć, aleczy koniecznie cały dzień mają ślęczeć nad zeszytami?- Sądzę, że możemy zrobić wyjątek i nieco skrócić zajęcia.Podszedł tuż do mnie.- Panno Leigh jest pani wprost czarująca.- Cofnęłam sięzaskoczona, a on ciągnął: - Cieszę się, że tak szybko paniprzyjechała.- Takie były pańskie rozkazy.- To nie był rozkaz, panno Leigh, jedynie prośba.- Ale.- zaczęłam.Nie wiedziałam, co mówić, bo zachowywał się zupełnie inaczej niżConnan TreMellyn, jakiego znałam.Miałam wrażenie, żerozmawiam z nieznajomym, ale nieznajomym, który fascynowałmnie tak samo jak tamten Connan TreMellyn; nieznajomym,którego odrobinę się lękałam, bo teraz nie byłam pewna siebie aniswoich reakcji.- Cieszyłem się, że się stamtąd wyrwałem - powiedział - ipomyślałem, że pani też będzie chciała uciec.-Uciec.? Przed czym?- Raczej: od czego.Od tej nieznośnej, ponurej atmosfery.Nie znoszęśmierci.Działa na mnie przygnębiająco.- Chodzi panu o sir Thomasa.Przecież.- Tak, wiem.To tylko sąsiad.Ale i tak jego śmierć mnieprzygnębiła.Chciałem od razu uciec.Tak się cieszę, że pani tu przyjechała.zAlvean i tą drugą małą.- Bardzo się pan gniewa, że wzięłam ze sobą Gillyflower? Pękłobyjej serce, gdybym ją zostawiła.Jego odpowiedz sprawiła, że świat wokół mnie zawirował.- Aż nadto dobrze rozumiem, co oznacza ból rozstania z panią.- Dziewczynki powinny chyba coś zjeść - powiedziałam szybko.- Wprawdzie teraz zasnęły, ale wydaje mi się, że zanim na dobre siępołożą, powinny coś zjeść.Mają za sobą męczący dzień.Machnął ręką.- Niech pani zamówi dla nich, co zechce.A gdy już je pani położyspać, siądziemy razem do kolacji.- Alvean je razem z panem.prawda? - spytałam niepewnie.- Dziś będzie za bardzo zmęczona.Dziś zjemy tylko we dwoje.Zamówiłam więc posiłek dla dziewczynek, a sama zjadłam kolacjęz Connanem.Kolacja sam na sam z mężczyzną, przy blasku świec -to było coś niezwykłego i wyjątkowego.Ciągle powtarzałam sobie,że to tylko sen.Jeśli kiedyś mogłam powiedzieć, że śniłam na jawie, to właśniewtedy.Tamtego wieczoru zniknął gdzieś małomówny Connan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]