[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owszem, chętnie się jeszcze napiję.Po kwadransie świetny humor udzielił się i Lucjanowi.Nie myślał już o incydencie w ma-łej salce.Bove właśnie recytował sonety Aretina w swoim tłumaczeniu.Pani Bove wydłużyław zażenowaniu swą kozią twarz, co jej nie przeszkadzało patrzeć czule na Dziadzię.Wszyscybyli ostro podchmieleni.Dziadzia w pewnej chwili wykrzyknął: A może by tak do Fukiera ?Zgodzono się natychmiast.Dziadzia zapłacił rachunek, natomiast Bove ofiarował się pła-cić u Fukiera.Wsiedli do taksówki i pojechali na Stare Miasto.Wprowadzono ich do nie-wielkiego, oddzielnego pokoju, gdzie stały wielkie miedziane dzbany, a ściany obwieszonebyły starymi sztychami.Bove polecił przynieść dwie butelki słodkiego tyrolskiego wina orazmigdałów w soli. Dama sprzeczała się z Dziadzią, czy się mówi: Proszę pani , czy też: Proszę panią.W końcu zniecierpliwiony Dziadzia powiedział, że nieważne jest, jak sięmówi, tylko co się mówi.Na co znów wtrącił Bove, że piękna mowa to rzecz główna.Wkońcu przyniesiono wino i rozmowa przeszła na inny temat.Dziadzia wstał i wzniósł toast: Piję zdrowie kustosza Muzeum Brytyjskiego w Londynie.Wypito.Lucjan rzekł smętnie, patrząc na portret Goethego: Pocz-ciwiec.Bove twierdził uparcie, że nie było na świecie lepszego pisarza nad Cervantesa.A Lope deVega, Bandello i w ogóle inni, sami najgenialniejsi.Dlatego ich przyswajam językowi pol-skiemu.Hę. Tak, teraz tak.Powiedz mi, Lucjanie, co ty właściwie o mnie myślisz?Raptem pani Bove zaczęła szlochać.Stało się to po wypiciu trzeciego kieliszka wina. Co ci jest, Luciu? Ach, bo przypomniało mi się, jakżeś to w zeszłym roku uciekł ode mnie do Poznania.Bove zaczął mówić przytłumionym od wstydu głosem: Ależ Luciu, co ci przyszło do głowy.Rok już upłynął, w towarzystwie, pana Krabczyń-skiego prawie nie znasz.Napij się wina.Lucia się wina napiła, ale mówiła dalej poprzez łzy: Bo to, proszę panów.uciekł ode mnie w biały dzień i trzy dni go nie było, a potem. Ech, dajcie spokój! wykrzyknął Lucjan. Nie ma sensu wysłuchiwać zeszłorocznychbredni.Co nas obchodzą wasze tajemnice? Posuń się, Dziadzia, będę leżał na ławce i wyłDziadzia, zatańcz nago. Dobrze, pózniej.Naciśnij guziczek od dzwonka, niech nam przyniesie jeszcze tego wina.No, mili jak tam samopoczucie? Dobrze odpowiedział Bove. Tylko moja Lucusia coś ma smutną minkę. Bo tylko znęcasz się nade mną całe życie.Psa mi ciągle bijesz w domu. Bo ten twój pies to też ohydne bydlę. Milcz! Co ja mam milczeć.Ohydne bydlę i kwita. Tak, tak, ohyd.nee bydlęę.i kwita przyśpiewywał Lucjan. Jeśli ohydne bydlę, to trzeba go otruć.Znam nawet sposób dodał Dziadzia.Pani Bove dostała spazmów.Krzyczała: Michał, Michał, w tej chwili od tych ordynusów, w tej chwili, do domu, ale kompania,nie ma co.Już.Och, nikczemnicy!51Bove zdążył się tylko pożegnać i zostawić pieniądze na rachunek.Dwaj młodzieńcy zostali sami. Cholera nagła wyrzekał Dziadzia. Zmarnowaliśmy tylko wieczór.Skąd ty znasz tęmałpią parę? On jeszcze znośny, ale ona! Wariatka jakaś.Pijmy. Bardzo cię przepraszam, akurat żeśmy się spotkali.Teraz jesteśmy sami. Jak najlepiej.Postąpiłeś dzisiaj bardzo odważnie, opowiadając mi tę historię o pannieLeopard.Popełniłeś przykrą niedyskrecję dla uratowania mnie od zgubnego uczucia. Tak, od zgubnego uczucia.Pijmy.A wiesz, że ja to wszystko wymyśliłem, unikam zaśtej panny dlatego, że winien jej jestem kilkaset złotych, które wyłudziłem od niej na pewnekombinacje.To cudowna kobieta, warta jak największej miłości i poświęcenia.Pijmy.Kochajją, chociaż może beznadziejnie, ale ta miłość da ci dużo.Tak, widzisz, ot co.Kłamiesz, kłamiesz jak pies! Ach, ty łgarzu, mówiłeś prawdę.Przekonałem się dzisiaj, bopostąpiła ze mną nikczemnie.Ona zdolna jest do wszelkiej podłości.Ach, Dziadzia, śpie-wajmy!Dziadzia o nic nie pytał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]