[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej.Już miała skręcić za załom domu, kiedy usłyszała głos nowegoogrodnika.W pierwszej chwili postanowiła, że nie zareaguje, aleciekawość wzięła górę.Odwróciła się i zmierzyła go lodowatymspojrzeniem.Przedtem nie podziałało na niego seksowne odęcie warg,teraz nie wzruszał go wrogi błysk w oku Marty.- Czego? - warknęła.- Jem lunch o pierwszej, nad jeziorem - powiedział, uśmiechnąłsię najbardziej olśniewającym uśmiechem, jaki zdarzyło się jejwidzieć w swoim życiu, po czym odwrócił się szybko i odszedł,pogwizdując cicho.Kiedy zbliżyła się do ganku, Dok żegnał się właśnie z Grace.- Przyjadę po ciebie o piątej - rzucił jeszcze na odchodnym.Zwietnie.Zabierze się z Dokiem do Colby, może nawetstaruszek przywiezie ją potem do domu, o ile w ogóle będzie miałaochotę wracać do tej nudnej egzystencji.Decyzja nie powinnanastręczać trudności.Albo Dok i wolność, może nawet dwie godzinywolności, albo lunch z tym mądralą, nad jeziorem, gdzie wszyscybędą mogli ich widzieć.Co wybrać?Nie zastanawiała się długo.Nowy ogrodnik był najpiękniejsząistotą, jaką zdarzyło się jej widzieć od chwili przyjazdu do Vermontu.U Audleya na pewno nie natknie się na nikogo bodaj w części tak144ouslaandcs interesującego.Jeśli los sprowadzał takie cudo na próg jej domu, byćmoże warto się nim bliżej zainteresować.Poza tym nie lubiła Doka.Grace i Sophie mogły jej pilnować isarkać na jej zachowanie, proszę bardzo, w pewnym sensie miały dotego prawo, ale żaden obcy ramol nie będzie jej pouczał iwychowywał.Nie była podopieczną Doka, nie była nawet jegopacjentką.Mogła kopcić jak komin, spotykać się, z kim jej się żywniepodobało, nic mu do tego.Gdyby zabrała się z nim do wsi, na pewnozacząłby ją zaraz wypytywać.Nie, lepiej zrobi, jeśli zostanie w domu.Przekona się, czy zdołajeszcze raz zmusić do uśmiechu tego sztywniaka.Musi tylkozaciągnąć go w jakieś miejsce niewidoczne z okien domu.Książka zniknęła.Jednym ze skutków ubocznych choroby Grace była nieznana jejdotąd dbałość o porządek.Przez całe życie rzucała ubranie gdziepopadnie, suknie i spódnice poniewierały się na podłodze, wszędzie,gdzie przeszła, zostawiała coś swojego, Notesy, apaszki i innedrobiazgi rozsiewała po całym mieszkaniu.Uważała, że rano nie masensu ścielić łóżka, skoro i tak człowiek w nim znowu zlegniewieczorem.Sophie dowiedziała się, że są ludzie, którzy jednakskładają lub chowają pościel, dopiero kiedy matka znowu ruszyła wświat, a ona zamieszkała w ojcem i Eloise w ich lśniącym czystościądomu.Czasami zastanawiała się, czyjej niemal obsesyjna fascynacjawszystkim, co łączy się z prowadzeniem domu, nie jestodreagowaniem matczynej obojętności wobec tak zwanych kobiecych145ouslaandcs zajęć, byłoby to jednak zbyt trywialne wytłumaczenie.Jednowiedziała - smażenie konfitury malinowej dawało jej poczuciebezpieczeństwa, a stara porcelana była ukojeniem dla duszy.Naprawdę nie zamierzała przeszukiwać pokoju Grace.Chciałatylko odzyskać pożyczony wcześniej po cichu egzemplarz  Zbrodni wNortheast Kingdom".Powinien leżeć na starannie zasłanym łóżkumatki albo na równiutko ułożonym stosiku książek na podłodze obokłóżka.Nigdzie go nie było.Na regale stało kilka rzędów książek, ale między różnymiTedami i Dusicielami z Bostonu nie znalazła tego, po co tu przyszła.Zajrzała nawet pod łóżko.Nic.Nawet kłaczka kurzu, o książcenie wspomniawszy.Kiedy otworzyła szafę, pokazała się jej dawnaGrace.Skotłowane, rzucone na dno ubrania, pokryte zaschniętymbłotem buty.Sophie z namysłem zamknęła szafę.Gdzie i kiedy matkaubłociła buty? Jakimi ścieżkami chodziła, skoro nie wychylała nosa zdomu? Raz jeden urządziła sobie eskapadę bez wiedzy córki, kiedyposzła złożyć nocną wizytę sąsiadowi, ale wtedy w ogóle nie miałanic na nogach.Skąd wzięło się błoto?Oparła się o drzwi szafy i zaczęła wodzić wzrokiem po pokoju,jakby spodziewała się znalezć odpowiedz na swoje pytania.Przezotwarte okna z ganku dobiegł głos matki; żegnała się z Dokiem.Zarazwróci do siebie i zastanie córkę myszkującą w pokoju.Sophie zrobiło146ouslaandcs się głupio.Jeśli tak bardzo zależało jej na książce, wystarczyłopoprosić o nią Grace.Ale książka-zniknęła, a Grace z pewnością nie pamiętałaby,gdzie ją położyła.To obrzydliwe szperać w czyichś rzeczach, tym bardziej własnejmatki, pomyślała Sophie i najciszej jak mogła, otworzyła szufladękomody.Robiła to dla dobra Grace, niemniej czuła się wstrętnie.Czego właściwie szukała? Przecież nie książki.Gdyby bardzo chciała,mogłaby zamówić sobie egzemplarz przez Internet, ale nieinteresowały jej morderstwa sprzed lat, chciała tylko zrozumieć,dlaczego fascynowały Johna Smitha.Po co więc grzebie w szufladachmatczynej komody?Panował w nich taki sam bałagan jak w szafie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •