[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczy wiście mogła wrócić do baru i poprosićCourtland, albo nawet Julianne, o podwiezienie do domu.Byłoby tozachowanie bezpieczne i logiczne.Lecz bliskość Damiena zakłóciłajej zdolność logicznego myślenia.- Proponował pan, że mnie podrzuci? - spytała.Nie zauważyła żadnej zmiany w wyrazie jego twarzy, a jednakwiedziała, że z satysfakcją przyjął to pytanie.- Tam stoję - wskazał głową w kierunku zle utrzymanegosportowego wozu, który wprawdzie miał już za sobą lata świetności,ale w innych rękach mógłby nadal jeszcze wyglądać imponująco.Wrękach Damiena zamienił się we wrak.W środku unosił się zapach skóry, papierosów i deszczu.Pasybyły zepsute, na siedzeniach walały się papiery i pomięte torebki.48Anulaouslaandcs - Niezły wóz - powiedziała Lizzie, patrząc na popękaną deskęrozdzielczą.- Przynajmniej zapala mimo deszczu.- Nawet na nią niespojrzał.- Pada już prawie trzy tygodnie i do tej pory mi się nie psuł.- Może w końcu zamókł na dobre.Lizzie wsiadła, próbując znalezć miejsce na stopy międzyśmieciami zalegającymi na podłodze.Musiała przyznać, że mimoogólnego, dość odpychającego wrażenia, jakie sprawiało auto, jegosilnik pracował wyśmienicie.Wiedziała, że nie powinna była zgodzićsię na podwiezienie, ale dopiero gdy znalazła się wewnątrz tegostarego angielskiego samochodu, sam na sam z mężczyzną, któryzdecydowanie wytrącał ją z równowagi, przytłaczał i przerażał, zdałasobie sprawę, jak wielki popełniła błąd.- Sądzę, że zna pan adres - powiedziała beznamiętnym tonem.Wpatrywała się w mokrą ulicę przed sobą.Czuła na sobie wzrokDamiena, lecz nie miała odwagi spojrzećw jego kierunku.Obawiała się, że gdy znów napotka jegoudręczone spojrzenie, ta sama udręka stanie się jej udziałem.- Znam - odrzekł, naciskając pedał gazu.Lizzie nie zdziwiło, że w samochodzie nie było ani radia, animagnetofonu.Nie posądzała Damiena o muzyczne upodobania.Wogóle nie posądzała go o żadne upodobania.- Smakowało panu jedzenie? - próbowała zacząć rozmowę najakiś neutralny temat, żeby rozładować napięcie.49Anulaouslaandcs - Jakie jedzenie?- W  Pelikanie" - starała się zachować cierpliwość- Nic nie jadłem.Wypiłem tylko kawę.Nie poszedłem tamprzecież, żeby jeść, tylko żeby zobaczyć się z tobą.- Mamy tam naprawdę niezłe żarcie.- Nie interesuje mnie jedzenie.- To co pana interesuje?- Rozpruwacz.- I nic więcej?- Nic.- To co pan teraz tu robi? - spytała.Byli już blisko domu i Lizziepróbowała wmówić sobie, że to, co czuje, to uczucieniekwestionowanej ulgi.- Chcę uratować ci życie.- To część pana szlachetnej misji, panie Damien?- Prosiłem już, żebyśmy przeszli na ty.- Spojrzenie, które jejrzucił, jeszcze bardziej zaniepokoiło Lizzie.- Powiedzmy, że czuję sięza ciebie odpowiedzialny.Na moment zaległa cisza.Po chwili jednak Lizzie wybuchła.- Więc zwalniam cię z tej odpowiedzialności! Sama potrafięzadbać o swoje sprawy.- Pewnie, że potrafisz.Parkujesz w zupełnie wyludnionychmiejscach, wsiadasz do samochodu z facetem, który wie podejrzaniedużo o całej sprawie.Skąd wiesz, że to nie ja unieruchomiłem twójwóz?50Anulaouslaandcs A zrobiłeś to?- Sama się domyśl - odparł i zaparkował pod jej domem.- Masztu jakieś zabezpieczenia?- Zamki na drzwiach.Damien zaklął tylko pod nosem.- A kiedy wracają sąsiedzi?- A skąd wiesz, że wyjechali? - odparowała.- Jestem dziennikarzem, więc muszę dużo wiedzieć.Poczekaj.Zostań w samochodzie.Sprawdzę, czy wszystko w porządku.- Akurat.- Wysiadła prawie tak szybko jak on.- Damien, odczepsię ode mnie, słyszysz? Dam sobie radę.Damien nie zwrócił uwagi na jej słowa.Zaczął wchodzić poschodkach prowadzących do wejścia.Nagle zatrzymał się gwałtowniei Lizzie wpadła prosto na niego.Chwycił ją mocno za ramiona iprzyciągnął do siebie, tak że poczuła ciepło bijące z jego napiętychmięśni.Chyba zwariowała, przecież powinna wyrwać się i uciekać.Coś jednak zatrzymało ją w miejscu.- Co robisz.- zaczęła, lecz on nie zwolnił uścisku.Uciszył jątylko i wskazał głową w kierunku wejścia.Lizzie z przerażeniem zauważyła, że drzwi, które zamknęładokładnie, kiedy wychodziła z domu, stały teraz otworem.51Anulaouslaandcs 4Chwilę pózniej Damien uwolnił Lizzie z uścisku i cofnął się okrok do tyłu.Stała przed nim w przemoczonej białej bluzce.Nadalczuła na ramionach ciepło jego rąk.Przeszedł ją dreszcz.- Już dobrze.Nie ma go - stwierdził Damien.Lizzie przyglądałamu się z niedowierzaniem.- Skąd wiesz, że go nie ma? Byłeś w środku? A w ogóle skądwiesz, że to on?- Bo wiem - odrzekł.Minął ją i wszedł do mieszkania.Zapaliłświatło przy drzwiach.Lizzie stanęła w progu.Nie podzielała jego pewności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •