[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było oczywiste, że nie pozbędzie się go z łóżka.Następnapróba mogłaby rzeczywiście skończyć się jeszcze jedną chwi-lową utratą przytomności albo nawet czymś znacznie gorszym.Zamilkła i utkwiła spojrzenie w wąskim promieniu świa-tła wpadającym przez okno.Mogła oddychać.A dopóki mogłaoddychać, wiedziała, że wystarczy jej sił, by przetrwać najgor-sze.To, co w ciągu ostatnich dni słyszała, widziała, było takstraszne, że nie mieściło się w głowie.Nic już nie czuła pozaodrętwieniem.Odrętwieniem, z którego mógłby wyrwać ją tyl-ko rozdzierający, wyzwalający, idący z przepony krzyk.192Gdyby zaczęła krzyczeć, nie umiałaby przestać i Bastienmusiałby skręcić jej kark, tak jak zagroził.Czuła się wyziębio-na, dosłownie i w przenośni.Wyziębiona i odrętwiała.Musi przeżyć, to najważniejsze.Wzięła głęboki oddech i znowu zobaczyła przed oczamiciało Sylvii.Widziała ją tylko przez sekundę, ale ten obraz miał już nazawsze pozostać w jej pamięci.Głęboko poderżnięte gardło.Kałuża krwi.Szeroko otwarte, niewidzące oczy.Te oczy prze-śladowały ją najbardziej.Martwy wzrok utkwiony w przestrze-ni.Spojrzenie, które odeszło, które nic już nie ogarnia, niemoże już oglądać świata.Sylvia nie żyje.Nie żyje z winy Chloe.To ona miała umrzeć, nie Sylvia.Sylvia, której jedynymgrzechem było to, że tak bardzo kochała życie.Wolała spędzićweekend na wsi z kochankiem, niż wziąć zlecenie.Sylvia nie wtykałaby nosa w nie swoje sprawy.Poszłabydo łóżka z Bastienem, tłumaczyłaby rozmowy i wróciłaby spo-kojnie do domu.Nie zadawałaby żadnych kłopotliwych pytań.Miała dar ignorowania niewygodnych spraw, omijania ich.Ajednak zginęła.Tylko dlatego, że jej przyjaciółka okazała sięzbyt wścibska.- Przestań o tym myśleć - rozległ się w mroku szept Ba-stiena, cichy jak szmer powietrza.- Nic nie możesz zrobić, atylko popadniesz w jeszcze większe przygnębienie.- To moja wina.- Bzdura.Nie ty ją zabiłaś.Nie doprowadziłaś ich nawetdo waszego mieszkania.Trafili tam przed tobą.Jedyna pocie-193cha, że nie męczyła się.Umarła natychmiast.- Gdybym nie wzięła tego zlecenia.- Gdybanie nic nie da.Sylvia nie żyje.Pogódz się z tym.Będziesz ją opłakiwać, jak już dotrzesz bezpiecznie do domu.- Ale.Położył jej dłoń na ustach, nie dając dokończyć zdania.- Postaraj się zasnąć, Chloe.Jedyne, co możesz dla niejzrobić, to ratować samą siebie.Nie pozwól, żeby cię zniszczyli.Musisz nabrać sił.Sen cię wzmocni.Ja też muszę się prze-spać.Odwrócona do Bastiena plecami Chloe nie mogła widziećjego twarzy.Spojrzała w górę, na sączące się przez szparę woknie światło paryskiego poranka.Widziała, jak płatek śniegupowoli opada na czarny kaszmirowy płaszcz i znika, pozosta-wiając po sobie mokry ślad.Wreszcie zasnęła.194ROZDZIAA CZTERNASTYNie była pewna, co ją obudziło.Leżała sama na wąskimłóżku.Tuż obok, na materacu, Bastien zostawił zapaloną la-tarkę.Usiadła ostrożnie.Bolało ją całe ciało, bolała głowa,czuła ucisk w żołądku.Jej najlepsza przyjaciółka zginęła przez nią, a teraz onasama uciekała przed mordercami, korzystając z pomocy inne-go mordercy.Jeszcze żyła.Była przerażona, dręczyły ją wyrzuty sumie-nia, ale żyła.Nie wiedziała, co z nią dalej będzie, nie miałapojęcia, gdzie jest Bastien.A jeśli po prostują zostawił? To możliwe.Przywiózł ją dotego opuszczonego domu, wciągnął na strych i zamknął wciemnym pomieszczeniu, skazując na powolną śmierć głodo-wą.Mogła próbować wydostać się przez okno w dachu.Pozatym nie musiał przywozić jej tutaj, jeśli chciał jej śmierci.Mógłzabić ją już przynajmniej dziesięć razy, szybko i bezboleśnie,miał po temu aż nadto okazji.Nie skazywałby jej na powolnekonanie z głodu.Przyrzekł jej, że nie będzie cierpiała i ta myśldodawała jej otuchy.Dziwna reakcja, czerpać otuchę z myśli oszybkiej i bezbolesnej śmierci, ale tak właśnie było.Chloe mia-ła wrażenie, że zapomniała już, co to są normalne reakcje.Wszystko sprowadzało się do wyboru: umrzeć szybko alboprzeżyć.Tylko w ten sposób potrafiła rozumować po tym, jak zo-195baczyła ciało biednej Sylvii.Bastien był jej nadzieją i na szyb-ką śmierć, i na przeżycie.Nie zamierzała już z nim walczyć.Prawdę powiedziawszy, czekała niecierpliwie, żeby wreszciewrócił do ich kryjówki.Cieszyła się na ten powrót, ale oczywi-ście nie zamierzała mu tego mówić.Skuliła się w kącie łóżka, otuliła szczelnie płaszczem, otu-liła dodatkowo kocem.Była potwornie głodna i to ją przeraża-ło.Kiedy jej kuzyn zginął w wypadku samochodowym, przezwiele dni po jego śmierci nie była w stanie nic wziąć do ust, nasam widok jedzenia robiło się jej niedobrze.A teraz umierała zgłodu i obraz leżącego w kałuży krwi ciała Sylvii w najmniej-szym stopniu nie odbierał jej apetytu.Zadziałała chyba wolaprzeżycia, to ona sprawiała, że Chloe bez oporów myślała ojedzeniu.Chciała żyć, a żeby przetrwać, potrzebowała sił, a żebymieć siły, musiała jeść.Proste.Gdzie, do diabła, podział się Bastien? Zostawił jej latarkę.Gdyby obudziła się pogrążona w całkowitych ciemnościach,podniosłaby krzyk, zaczęłaby chyba chodzić po ścianach.Zwariowałaby, jednym słowem.Miał rację, kiedy powiedział, że robi na nim wrażenietwardej.Jej też tak się wydawało.Dawno zapomniała o swojejklaustrofobii, była pewna, że to już przeszłość.Windy, piwni-ce, podziemne garaże nie robiły na niej najmniejszego wraże-nia.A tamta historia w sztolni? Sama sobie była winna.Miaławtedy osiem lat, włóczyła się krok w krok za braćmi, wewszystkim próbowała ich naśladować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]