[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To było męczące, ale dawała radę.I w mgnieniu oka, w ciągu tych pięciu minut na cmentarzu, wszystkoodfrunęło tak daleko, że nie miała pojęcia, czy uda jej się poskładać to zpowrotem.- Cześć.Gdzie są wszyscy?- Kto? Ochroniarze czy Pyle owie?- Wszyscy.Oparł rękę na drzwiach przy jej głowie, a drugą rek poszukał jej talii.- Pyle owie dokądś wyjechali.A ochroniarze gdzieś się kręcą, alemógłbym zamknąć drzwi.Oho.Odsunęła się od niego, niemal nabijając się na ostrą lufę wiszącej napółce strzelby.- Dziś pracuję.- Ale nie musisz chyba pracować cały czas, co?- Dzisiaj tak.Jeszcze jeden powód, żeby zakończyć tę cholerną sprawę.Mogłaignorować jego telefony, ale nie mogła tego zrobić, gdy próbował ją pogłaskaćpo policzku.Poza tym nie chciała tak po prostu z nim zrywać.A jeśli jeszczebędzie potrzebowała jego pomocy? Nie żeby było co zrywać, ale onnajwyrazniej myślał, że ostatnia noc coś znaczy.- To nie jest zabawne.- Na miłość boską, czy on naprawdę udawał, że siędąsa? Tak, to dopiero było seksowne.- Posłuchaj, Merritt, przykro mi.- Zmusiła się, by go przeprosić, chociażsłowa cięły jej język jak brzytwy.Nie miała czasu niańczyć zdziecinniałegofaceta, nie teraz, gdy Oliver Fletcher właśnie szykował kolejne morderstwo.Może nawet to ona miała zostać ofiarą.- Wpadniesz pózniej? Mógłbym cię zabrać na kolację, jest takie fajnemiejsce niedaleko.- Zobaczymy, co się będzie działo, dobra? Jestem dziś dość zajęta i nieczuję się najlepiej po wczorajszym wieczorze.Chyba położę się wcześniej spać.- To może wpadnę do ciebie? Przyniosę coś do jedzenia.Skrzyżowała ręce i się odsunęła.Niedaleko.Nie na tyle, by go rozzłościć,ale wystarczająco, żeby nie czuć na sobie jego oddechu.- Zobaczymy, dobra? Może jutro albo kiedy indziej.Słuchaj, jest możeOliver Fletcher?- Fletcher? Powinien gdzieś tu być.Może w gabinecie pana Pyle a,chcesz, żebym sprawdził?- Sprawdził?- Mogę się przejść do domu i sprawdzić.- Och, jasne.Tak.- Serce znowu zaczęło jej bić.Przez sekundę myślała,że w domu też były kamery i że tamtej nocy mogli zostać z Terrible em nagrani.To i tak nie miało znaczenia, ale trudno się pozbyć starych nawyków.Takjakby.Za oknem rozciągał się ponury krajobraz, który przez przyciemnianąszybę nabierał odcienia bladej sepii.Był nierzeczywisty jak obraz, ale i zbytprzyziemny jak na dzieło sztuki.Zwyczajny ogród z rosnącymi gdzieniegdziepatykowatymi drzewami.Zwyczajny dom, lśniący świeżą farbą na tle stalowegonieba.A jej kariera i życie, uzależnione od widzimisię człowieka, który był wśrodku.- Jest w gabinecie pana Pyle a - poinformował ją Merritt.- Mówił, że naciebie czeka.Dlaczego?- Czeka? W takim razie lepiej do niego pójdę.- Tak, ale jak on.Musnęła go ustami, żeby się uciszył.Pozwoliła nawet, by pocałował jąmocniej, niżby sobie życzyła.Oczywiście, każdy jego pocałunek był głębszy,niż chciała, ale co tam.Cholerny Fletcher.Musiał wiedzieć, że Merritt zapyta,dlaczego przyjaciel gospodarzy oczekuje wizyty kościelnej czarownicy, i że tonie ułatwi jej sprawy.Co za arogancja: myślał, że może ją kontrolować.Możewydawało mu się, że Chess nie wie, co on robi.Co knuje.%7łe przymknie oko namorderstwo, żeby zachować pracę.Odsunęła się od Merritta i przykleiła do twarzy szeroki uśmiech.Niemoże pozwolić, by morderca dłużej czekał.Fletcher siedział za biurkiem Rogera Pyle a, opierając się na skórzanymfotelu tak, jakby oczekiwał, że w każdej chwili może się nad nim pojawićreflektor Może tak było.- Panno Putnam, jak miło panią widzieć.Chess klapnęła na jednym z delikatnych, obitych perkalem krzesełnaprzeciw biurka, żałując, że nie wzięła jeszcze jednej pigułki.- Daj spokój, Fletcher.Rozgryzłam cię.Uniósł eleganckie brwi.- Rozgryzłaś? Nie jestem pewien, czy rozumiem.- Myślę, że rozumiesz.Wiem o twoim kościelnym wykształceniu.I o tymznaku.Wiem, co on znaczy i co robi.Wyglądał jak uliczny sprzedawca, który próbuje sprzedać stary towar jakonowy.Ostrożna próba ukrycia emocji, strach przed tym, że prawda może wyjśćna jaw, zanim pieniądze przejdą z ręki do ręki.Z tym że Fletcher wcale niepróbował jej nabrać.Był autentycznie zdumiony.- Jak się o tym dowiedziałaś?- Dobrze wiesz, że kościelne akta przechowywane są bardzo długo.Pozatym, nawet jeśli tak by nie było, Starszy Griffin by mi powiedział.Pamiętaszgo?- Starszy.Thad Griffin? Starszym?- Widzę, że go pamiętasz.On na pewno pamięta ciebie.- Co ci powiedział?- Wspomniał o tobie.O twoich kumplach, Kempie i Landrumie.O tymznaku.Niezle.Gdyby cię nie pamiętał, pewnie bym na to nie wpadła.- Co takiego? Ja nie.- Chciałabym wiedzieć dlaczego? - Teraz z kolei ona pochyliła się doprzodu, a na jej twarzy pojawił się uśmieszek zadowolenia.Jedyną rzeczą, którejnie mogła opanować, był gniew, zarówno na siebie, jak i na niego.Gdy tak siedziała i wpatrywała się w jego bladą twarz, wszystko do niejwróciło.Tamte dziewczyny, zabite, ich ciała porzucone na ulicy.Nawet niezabrał ich do krematorium, gdzie dołączyłyby do stosu zakrytych ciał, jakplastikowe pniaki oparte o ścianę, jego kumpel z pomalowaną twarzą już raz siętam włamał, dlaczego nie mógł tego robić za każdym razem? Kiedy ciałoznalazło się już w tamtym pomieszczeniu, zakryte anonimowym białympłótnem, nikt nie wiedział, czy powinno tam być, czy nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]