[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiesz, co pomyślałam, kiedy zobaczyłam cię tego lata z Kyle'em? - zapytała.-Pomyślałam, jak bardzo jesteś podobny do ojca.Dzieci zawsze go lubiły, zupełnie jak ciebie.Pamiętam, jak wszędzie za nim łaziłeś, gdziekolwiek by poszedł.Nie mogłam się nie uśmiechać,widząc, jak na niego patrzysz.W tym spojrzeniu malował się podziw i cześć dla bohatera.Kylepatrzył na ciebie dokładnie w ten sam sposób.Założę się, że ci go brakuje.Pokiwał niechętnie głową.- Dlatego, że go lubisz, czy dlatego, że starałeś się dać mu to, czego twoim zdaniembrakowało ci, kiedy sam dorastałeś? - zapytała.Przez chwilę się zastanawiał.- Lubię go.To wspaniały dzieciak.Judy spojrzała mu prosto w oczy.- Czy brakuje ci również Denise?Tak, brakuje.Taylor poruszył się niespokojnie.- To już skończone, mamo - powiedział.- Na pewno? - zapytała po krótkim wahaniu.- Na pewno - potwierdził i Judy pochyliła się i oparła głowę o jego ramię.- To wielka szkoda, Taylor - szepnęła.- Ona była dla ciebie stworzona.Siedzieli bez słowa przez następne kilka minut, aż w końcu zaczął padać jesienny deszcz,zmuszając ich do powrotu na parking.Taylor otworzył przed nią drzwi samochodu i Judy usiadła zakierownicą.Zatrzasnąwszy drzwi, przycisnął dłonie do szyby i poczuł pod opuszkami palcówchłodne krople.Judy posłała mu smutne spojrzenie i odjechała, zostawiając go stojącego samotniena deszczu.Stracił wszystko.Uświadomił to sobie, odjeżdżając z cmentarza i ruszając w krótką podróż do domu.Przejechał obok rzędu ponurych wiktoriańskich domów, a potem przez głębokie do kostek kałużepośrodku drogi.Wycieraczki migały w tę i z powrotem z rytmiczną regularnością.Jadąc dalej przezcentrum miasta i mijając sklepy, które znał od dzieciństwa, czuł, jak jego myśli biegną ku Denise. Była dla ciebie stworzona.Musiał w końcu przyznać, że mimo śmierci Mitcha i mimo wszystkich wydarzeń nie potrafiłprzestać o niej myśleć.Powracała do niego stale niczym zjawa, a on z ponurą determinacją odsuwałod siebie jej obraz.Teraz jednak okazało się to niemożliwe.Zaskakująco wyraznie widział jejtwarz, kiedy naprawił drzwiczki szafki, słyszał rozlegający się na werandzie śmiech, czułniewyrazny zapach szamponu w jej włosach.Była razem z nim.a jednak jej nie było.I nigdy jużnie będzie.Ta świadomość sprawiła, że poczuł się jeszcze bardziej pusty niż poprzednio.Denise.Tłumaczenia, którymi karmił sam siebie i które jej przedstawił, wydały mu się naglenieszczere.Co go naszło? To prawda, odsuwał się od niej.Mimo że temu zaprzeczał, Denise miałarację.Dlaczego to robił? Czy z powodów, które wymieniła matka? Nie nauczyłam cię, jaką wspaniałą rzeczą jest kochać kogoś i być kochanym.Taylor potrząsnął głową, nie będąc nagle pewny żadnej swojej życiowej decyzji.Czy matkamiała rację? Czy postępowałby przez wszystkie te lata tak samo, gdyby ojciec nie zginął? Czyożeniłby się z Valerie albo Lori? Najprawdopodobniej nie.W ich stosunkach były innemankamenty i nie mógł z ręką na sercu powiedzieć, że którąś z nich naprawdę kochał.A z Denise?Przypomniał sobie pierwszą noc, kiedy się pokochali, i poczuł, jak ściska go w gardle.Choćby nie wiadomo jak temu zaprzeczał, uświadomił sobie teraz, że kochał ją, kochał w niejwszystko.Więc dlaczego jej tego nie powiedział? I co najważniejsze, dlaczego z taką mocąignorował własne uczucia, odsuwając się od niej? Jesteś sam, bo chcesz być sam..Czy to prawda? Czy naprawdę chce samotnie stawić czoło przyszłości? Bez Mitcha.iwkrótce bez Melissy.na kogo jeszcze mógł liczyć? Na matkę i.i.Lista się kończyła.Nie miałnikogo więcej.Czy tego naprawdę pragnął? Pustego domu; świata bez przyjaciół; świata, w którymnikomu na nim nie zależało? Zwiata, w którym będzie za wszelką cenę unikał miłości?Deszcz rozpryskiwał się na szybie ciężarówki, jakby nakłaniając go do postawienia kropkinad i.Po raz pierwszy Taylor zdał sobie sprawę, że się okłamuje.że okłamywał się przez całeżycie.W pomieszaniu wracały do niego fragmenty starych rozmów.Mitch, ostrzegający go: Nie spieprz tego tym razem..Melissa, prowokacyjnym tonem: Zamierzasz ożenić się z tą wspaniałą dziewczyną, czynie?.Denise, jak zawsze piękna: Wszyscy potrzebujemy czyjegoś towarzystwa..I co jej na to odpowiedział? Nie potrzebuję nikogo..To było kłamstwo.Całe jego życie było kłamstwem i to doprowadziło go w końcu dosytuacji, w której się kompletnie pogubił.Odszedł od niego Mitch, odeszła Melissa.OdeszłaDenise, odszedł Kyle.po kolei stracił ich wszystkich.Jego kłamstwa stały się rzeczywistością.Wszyscy odeszli.Zwiadomość tego faktu sprawiła, że złapał mocno za kierownicę, nie chcąc stracićpanowania nad ciężarówką.Zjechał na pobocze i czując, jak oczy zasnuwa mu mgła, przestawiłdzwignię biegów na pozycję neutralną.Jestem sam.Przywarł cały do kierownicy, słysząc wszędzie dookoła szum deszczu i zastanawiając się,jak, do diabła, do tego dopuścił.ROZDZIAA 27Denise skręciła w podjazd, czując, jak bardzo jest zmęczona.Padający bez przerwy deszczsprawił, że w barze nie było dużego ruchu: przewinęło się dość ludzi, by nie pozwolić jej choć nachwilę przysiąść, ale za mało, by móc zebrać przyzwoite napiwki.Na plus mogła jednak zaliczyćto, że wyszła trochę wcześniej i Kyle nie wiercił się, gdy ładowała go do samochodu.W ciąguostatnich miesięcy przywykł kłaść się jej na kolanach, teraz jednak, kiedy ponownie miała własnysamochód (hura!), musiała przypinać go pasami z tyłu.Poprzedniej nocy tak bardzo wybił się zesnu, że nie mógł potem zasnąć przez kilka godzin.Stłumiła ziewnięcie, ciesząc się, że wkrótce położy się spać.%7łwir był mokry po deszczu isłyszała, jak kamyki pryskają spod kół i uderzają w podwozie.Jeszcze kilka minut, filiżankaciepłego kakao i zakopie się pod kołdrą.Ta myśl prawie ją upajała.Noc była ciemna i bezksiężycowa, niskie chmury zasłaniały światło gwiazd.W powietrzuwisiała mgiełka i Denise jechała powoli, za jedyny punkt orientacyjny mając światło na werandzie.Kiedy znalazła się bliżej i mgła trochę się przerzedziła, o mało nie wdepnęła z całej siły hamulcówna widok stojącej przed domem ciężarówki.Spoglądając w stronę frontowych drzwi, zobaczyła Taylora, który czekał na nią, siedząc naschodach.Mimo zmęczenia jej umysł zaczął natychmiast intensywnie pracować.Przez głowęprzelatywały jej dziesiątki możliwości.Zgasiła silnik i wysiadła z samochodu, a Taylor podszedł bliżej, pamiętając, żeby niezatrzaskiwać za nią drzwiczek.Chciała zapytać, czego chce, ale słowa uwięzły jej w gardle.Wyglądał okropnie.Blady i wymizerowany, miał podkrążone i zaczerwienione oczy.Wciskając głębiej ręce dokieszeni, najwyrazniej bał się spojrzeć jej w twarz.Stojąc jak wryta w miejscu, zastanawiała się, copowiedzieć.- Widzę, że kupiłaś sobie samochód - wybawił ją z kłopotu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]