[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na moment jej ciemne oczy zatrzymały się na Louise.Przez kilka sekund ich spojrzenia się krzyżowały, a twarz hrabiny zdradzała poruszenie.Szybko jednak dama wyprostowała się i pewnym głosem, brzmiącym młodziej, niżbymożna się spodziewać, oznajmiła, że targ w Moresdale należy uznać za otwarty.Rozle-gły się wiwaty i oklaski, podsycane przez notabli z podwyższenia.Hrabina przyjęła tewyrazy uznania, nie zdradzając w żaden sposób zadowolenia, potem odwróciła się dosłużącego i pozwoliła, by zaprowadził ją z powrotem do powozu.Chwilę pózniej powózzniknął w chmurze pyłu.- Mogła poczekać i coś obejrzeć - stwierdziła kobieta stojąca obok Louise.- Przeztyle godzin dekorowałyśmy kramy i piekłyśmy ciasta i pasztety.Miałam nadzieję, że ja-śnie pani skosztuje moich wyrobów.Jest jak wszyscy arystokraci, których nic nie ob-chodzi poza swoimi pałacami.- Spojrzała na mnie tak, jakby mnie znała - powiedziała Louise do Jonathana, gdynieco odeszli na bok.- Ale to niemożliwe, prawda? Wyprowadziłam się stąd, mając pięćlat.- Może przypomina pani swoją matkę.On też zauważył zaskoczoną, ale chłodną minę hrabiny.- O tym nie pomyślałam.Chciałabym zadać jej tyle pytań, ale prawie wszystkiezaczynają się od dlaczego".- Kiedy proponuje pani odwiedzić dwór?Louise wyglądała na spokojną, ale Jonathan wiedział, że pod maską opanowaniakryje się lęk.Chciał dzielić z nią to uczucie i być przy niej, kiedy pozna prawdę o swoimpochodzeniu.- Wkrótce - powiedziała.- Najpierw muszę zdecydować, w jaki sposób to zrobić.- Może zrobić to w pani imieniu?- Na pewno nie! Ma mnie pan za tchórza?- Nie - odparł z uśmiechem.- Jest pani uparta i porywcza, ale nie tchórzliwa.RLTPrzez pewien czas oglądali różne atrakcje targu.Przyglądali się psom zaganiają-cym stada, przysłuchiwali się dobijaniu transakcji i obserwowali zmagania w poszcze-gólnych konkurencjach.Jonathan, zadowolony jak zawsze, wskazywał na ciekawostki,komentował zdarzenia, śmiał się z żartów ludzi grających w kręgle o świnię, ale zmarsz-czył czoło, dostrzegłszy ludzi zagrzewających do walki swoje koguty.Postanowił spróbować szczęścia w konkursie strzeleckim, a kiedy wybrał kuszę,Louise, niewiele myśląc, zgłosiła się również.Kuszę było łatwiej naciągnąć niż łuk, alenie wydawało jej się, by zrobiła to najlepiej.Chwilę potem wydała jednak okrzyk zwy-cięzcy, bo jej bełt trafił w sam środek tarczy.Jonathan przez chwilę cieszył się znajo-mym widokiem panny pełnej wigoru, jej radość szybko jednak przygasła.Ktoś w tłumie zaczął wspominać hrabinę wdowę i Louise natychmiast natężyłasłuch.- Znowu otworzyła targ w tym roku - powiedziała kobieta.- Nie wiem, dlaczegohrabia zostawia to w jej rękach.Ona jest już taka stara.- To fakt, za stara, żeby zajmować się dworem - dodała jej towarzyszka.- Niewiem, dlaczego on nie wróci do domu i nie zrobi tutaj porządku.Takie zaniedbanie! Jestcoraz gorzej.- Nikt tu nie będzie chciał pracować - wtrąciła trzecia.- Hamish Mackay jest jedy-ny, a on nikogo do milady nie dopuszcza.Mnie się widzi, że on jest kimś więcej, niżtylko służącym.Decyduje o tym, kto wejdzie, a kto nie.Nie sposób go ominąć, a tymbardziej tych jego wielkich psów.Mogłyby zabić na miejscu.- Ale dlaczego hrabia nie przyjedzie do domu? - nie rezygnowała pierwsza.- Skąd mam wiedzieć? Ma sprawy w Londynie, jeśli wierzyć Hamishowi.W każ-dym razie Moresdale szkody z tego nie ma.Nigdy nie widziałam bardziej porywczegoczłowieka.- A jego żona?- Nikt jej od dawna nie widział.Albo siedzi w domu, zamknięta na cztery spusty,albo też jest w Londynie.Spraw we wsi dogląda wdowa.To ona zajmuje miejsce hra-biego nawet w sądzie.Wsadziła w dyby młodego Timminsa, kiedy jego pies rzucił się naRLTowce farmera George'a, choć ten chłopak ma najwyżej dziesięć lat.Inna sprawa, że hra-bia kazałby go powiesić.Plotkary zmieniły wkrótce temat, więc Louise i Jonathan odeszli.- To miejsce nie wygląda na szczęśliwe - stwierdził Jonathan.- Nie - przyznała.- Co pani chciałaby teraz zrobić?- Znajdzmy Joego i Betty.Mam poczucie winy, że zostawiłam ich samych na takdługo.- Joe nie skompromitowałby Betty.Myślę, że on naprawdę ją lubi.Nie wiem, czyoni nie będą chcieli się pobrać.Czy miałaby pani coś przeciwko temu?- Ja? Nie mnie o tym decydować.Betty ma starszego brata i do niego trzeba sięzwrócić o pozwolenie.Muszę jednak przyznać, że fatalnie zaniedbałam się w obowiąz-kach wobec Betty.- Poszukajmy ich zatem.Wiedział, że Louise unika głównego problemu, ale był cierpliwy.Wytrzymywałtak długo, więc mógł jeszcze trochę poczekać.Liczył, że może jeszcze uda mu się ją od-wieść od pomysłu wybudzania duchów przeszłości.Chciał, by wróciła do Barnet, do ro-dziny, choć tam czekało ich rozstanie.Joe siłował się na rękę, ale miał za przeciwnika mężczyznę z wielkim bicepsem,więc wkrótce odpadł z rozgrywek.Uśmiechnął się smutno i wrócił do Betty, która stałarazem z wicehrabią i panną Vail.- A to pech, Joe - powiedział Jonathan.- Spróbuj szczęścia w wyścigach.Tammożesz mieć większe szanse.Joe i Betty znakomicie się bawili, ale Louise, mimo że udawała zainteresowanieich wyczynami, myślami była daleko.Zastanawiała się, jak wejść na teren MoresdaleHall, unikając psów, i jak znalezć sposób na spotkanie z hrabiną.I co jej powiedzieć?Jonathan szybko zauważył, że choć uśmiechała się, w jej pięknych oczach odbijałosię cierpienie.Teraz znał już przyczynę.Czuł jej niepokój niczym własny i bardzo chciałpomóc w jego uciszeniu.Postanowił spróbować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]