[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stłumiła uśmiech.- Przyniosłam ci koc, żebyś miał się w co owinąć.Powiedziałam paniBoyer, żeby poszła spać, bo albo wyjdziesz z tego bez szwanku, alboprzepadniesz na wieki w głębinie - oznajmiła, siadając na kłodzie.- Nawet jeśli umrę na serce, warto było się w końcu umyć.-Zacząłszorować plecy szczotką na długiej rączce tak mocno, jakby chciał sobiezedrzeć skórę.- Poza tym lodowata woda dobrze robi na gorącą krew.Zamrugała oczyma.- Masz problem z pożądaniem?- Przez kilka pierwszych lat bez przerwy marzyłem o kobietach.Przypominałem sobie każdą znajomą, we wszystkich szczegółach.Jeszcze raz namydlił włosy, prężąc pokazne muskuły.- Z czasem mi przeszło.Do chwili, kiedy się pojawiłaś, czułem się jakeunuch.Teraz jestem gościem bardzo atrakcyjnej kobiety, a jej córka jesturoczą nimfą, która jest za młoda, żeby budzić w człowieku tego rodzajumyśli.Zimna woda bardzo mi się przyda.- Ja, naturalnie jestem za stara i brzydka, by budzić w tobie żądze -stwierdziła sucho.Przeszył ją ognistym spojrzeniem, które paliło nawet w mrozną noc.- Starałem się nie obrażać cię nieprzyzwoitymi myślami -przyznał.-Tym bardziej, że pewnie pokonałabyś mnie w uczciwej walce.Zadygotała, i to bynajmniej nie z zimna, przypominając sobie jegorozpaczliwe uściski w więziennej celi.- Jesteś silniejszy i pewnie w Westerfield nauczyłeś się indyjskichsztuczek od Ashtona.Zadziałałam wtedy instynktownie i wygrałam przezzaskoczenie.Inaczej byś mnie zamordował.- Wcale nie.Chciałem cię tylko odepchnąć i uciec z tej cholernej celi -powiedział i zanurzył się z głową.Cassie otuliła się płaszczem.Znieg przestał padać i zrobiło się zimniej.- Pani Boyer uważa, że kąpiesz się w śnieżycę jak wariat, dlatego żejesteś Anglikiem.Przełknął ślinę.- Po dziesięciu latach w piekle są duże szanse, że zwariowałem.Skrzywiła się.Chcąc go pocieszyć, powiedziała:- Raczej nie zwariowałeś, może jesteś tylko przelotnie oszołomiony.-Odkorkowała flaszkę i podała mu nad wodą.- Spróbuj jabłkowej brandy.Uratuje cię przed zamarznięciem.Pociągnął łyk i rozkasłał się tak mocno, że o mało się nie utopił.Kiedyodzyskał oddech, powiedział chrypliwie:- Odzwyczaiłem się od alkoholu.- Potem pociągnął kolejny łyk, jużostrożniej, i westchnął z zadowolenia.- Jabłkowy ogień.Cudowny smak.Kiedy oddał jej flaszkę, ona też napiła się trochę.Brandy, choć mocna,miała słodki, owocowy smak, jakby pędzono ją nie tylko z jabłek, ale i zgruszek.Rozkoszując się ciepłem, spływającym do gardła, znowu podałamu butelkę.- Domowej roboty - stwierdziła.Pociągnął kolejny łyk.- Mów do mnie po angielsku - poprosił, wypowiadając słowa zwahaniem.- Tylko powoli.Po dziesięciu latach mówienia wyłącznie pofrancusku, mam kłopoty z ojczystym językiem.Spełniła jego prośbę, wyraznie wymawiając każde słowo.- Angielski szybko ci wróci, kiedy się z nim znowu osłuchasz.Zmarszczył brwi.- Marzyłem o ucieczce, a teraz, kiedy jestem wolny, zastanawiam się, coczeka mnie w Anglii - powiedział powoli.- Myślałem, że wszyscy o mniezapomnieli, ale ty mówisz, że przysłał cię Kirkland, tak?- Nie zapomnieli - odparła cicho.- Pamiętają cię wszyscy przyjaciele zWesterfield.Kirkland szukał cię przez te wszystkie lata.Przepytał setkiAnglików internowanych we Francji po zerwaniu pokoju z Amiens.Słuchał plotek i każdą sprawdzał, bez powodzenia.Uparł się, że nieprzestanie, dopóki cię nie znajdzie żywego, albo nie dostanie dowodówtwojej śmierci.- Dlaczego? - spytał zdziwiony Grey.- Byłem uosobieniembezużytecznego paniczyka.- Ale podobno uroczego.Przynajmniej tak twierdzi Kirkland.- Urok też straciłem z latami - dodał, pociągając kolejny łyk.-Wiesz cośo mojej rodzinie? Nazwałaś mnie Wyndham, a nie Costain.W związku ztym mam nadzieję, że ojciec czuje się dobrze.- Kirkland powiedział, że wszyscy twoi najbliżsi są w dobrym zdrowiu.Ojciec, matka, brat i siostra.Przez chmury przebił się blask księżyca i rozjaśnił mu włosy.Cassieprzypomniało się, że Kirkland nazwał go złotym chłopcem.- Jeśli skończyłeś się myć, chodzmy już do domu.- Boję się teraz wyjść, bo strasznie zmarznę - powiedział i oddał jejbutelkę.- Ale chyba nie mam wyjścia.- Podobno zabrałeś ręczniki.Aha, tu są - zauważyła, i położyła jeden znich na śniegu.- Stań tutaj.Trochę ochroni ci stopy.Większym zetrzyjjak najwięcej wody, a ja owinę cię kocem.- Cofnij się, bo cię ochlapię.- Wyskoczył na brzeg, stanął na ręczniku izaczął się wycierać.Jego potężne, wychudzone ciało było pokryte bliznami.Pod białą skórąwidać było kości.Dzwoniąc zębami, powiedział:- Tam są saboty.Drewniane saboty prawie zniknęły pod śniegiem.Postawiła je obokręcznika.Zwykle zakładało się je na buty, ale Grey był tak duży, żepasowały na jego bose stopy.Wytarł się pospiesznie.Zdążyła przelotnie zauważyć, że lodowata wodazdołała schłodzić jego namiętność, przynajmniej na jakiś czas.Pomogła mu wytrzeć plecy i podała koc.Otulił się nim ciasno, dygocącna całym ciele.- Wiedziałem, że to będzie najgorsze.Gdzie jest brandy? Podała muflaszkę.Pociągnął łyk i wsunął stopy w saboty.- Przebiegnę się, bo zostanie ze mnie lodowa rzezba, jak u Guntera.Mam nadzieję, że dalej prowadzi swoją lodziarnię?- Tę w Mayfair? - Była tam, ale dawno temu.Teraz poczuła smakcytrynowych lodów na języku.- Chyba świetnie mu się powodzi.- To dobrze.Kiedyś zabierałem tam na lody moje rodzeństwo.W ciepłedni.- Z tymi słowy ruszył żwawo w stronę domu.Cassie poszła za nimnieco wolniej, niosąc mokre ręczniki.Viola już się położyła, ale zostawiła ogień na kominku i lampę, wkuchni było jasno i ciepło.Na stole czekały talerze, butelka wina ijedzenie przykryte ściereczką.Cassie podniosła ją i znalazła chleb, ser,miseczkę pasztetu i słoik marynaty.- Musimy się rozgrzać przy ogniu, zanim pójdziemy spać - powiedziałacicho, żeby nie budzić śpiących
[ Pobierz całość w formacie PDF ]