[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim dała się ponieść emocjom, przez głowę jej przemknęła bolesna myśl: ich matka nieżyła.Czuła się taka szczęśliwa  lekka  a przecież Nicole nie żyła.Karli na wiadomość o Zmierci matki doznała szoku.Dołączył do niego strach, a nawetprzerażenie, które budził w niej Brian.Poza tym minęło zaledwie osiem miesięcy od czasu,gdy Nicole wysłała dziecko do szkoły.Karli nadal pamiętała matkę, nawet jeśli nie zaznała zjej strony prawdziwie matczynych uczuć.Nic dziwnego, że Karli była przygnębiona.Ale Jenna.Cóż, została zamknięta w szkole z internatem w tym samym wieku co Karli.Tylko przelotnie widywała się z Nicole podczas jej nielicznych wizyt w Anglii.Dla Jennybyły to zresztą stresujące i zakłócające porządek spotkania.A gdy nadchodziły ferie iwakacje, błąkała się samotnie w obcym świecie pełnym reporterów i dziwnych przyjaciółmatki, niechciana i przez nikogo niezauważana.Nie, nie tęskniła za Nicole.Nie czuła żalu.Nie czuła nic.Z wyjątkiem wolności.To była prawdziwa wolność, pomyślała.Nicole już więcej niebędzie wydawać lakonicznych rozkazów w rodzaju:  Karli nie może opuścić szkoły.Paradoksalnie dopiero teraz Karli miała szanse zaznać trochę szczęśliwego dzieciństwa.Uśmiechnęła się do małej siostrzyczki. Czy to przygoda?  Karli patrzyła na nią sponad szklanki z sokiem; jej oczy byłyogromne jak spodki.Jenna uśmiechnęła się szerzej. Sądzę, że tak. W nogach łóżka stała stara komoda z popękanym lustrem.Jennazobaczyła w nim potarganą dziewczynkę i młodą kobietę w za dużej, męskiej koszuli.Zdumiała się.Jej nos i ramiona były jaskrawoczerwone.Wczoraj, czekając na wymarsz zestacji, nie dość zabezpieczyła swą angielską, jasną skórę przed ostrym, australijskim słońcem.Płomiennie czerwone loki do ramion sterczały we wszystkie strony, ponieważ poszła spać zmokrymi włosami.Karli wyglądała podobnie.Zaśmiała się w głos. Popatrz na nas!  powiedziała do Karli. Dwie czerwononose turystki zagubione w australijskim buszu.Czy tonie jest zabawne?Karli przyłożyła palec do nosa. Jak myślisz, gdzie pan Jackson pojechał? Może zaczął pracę.Mówił coś o odblokowaniu studni dla swego bydła.Chodzmysprawdzić, czy nie pozostawił jakichś Zladów.Poniuchamy naszymi czerwonymi nosami.Karli zaśmiała się znów.To był cudowny śmiech.Obeszły dom, trzymając się za ręce jak poszukiwaczki skarbów.Myśl, że Riley mógłbygdzieś kryć się za rogiem, była.podniecająca.Ale go nigdzie nie było.Dom był pusty, a na kuchennym stole leżała kartka,przytwierdzona puszką fasolki.Mam robotę do wykonania na odległych krańcach posiadłości.Nie wrócę aż do jutrawieczorem.Czujcie się jak u siebie w domu.Częstujcie się do woli wspaniałymi warzywamiod Maggie.A jeśli będziecie się nudzić, może zrobicie coś z tym okropnym kurzem? Domstanowczo wymaga wiosennych porządków. Co napisał?  spytała Karli i Jenna przeczytała na głos, starając się przełknąć głupi iniezrozumiały przypływ niezadowolenia.O co jej chodziło? Tylko by jej przeszkadzał.Przypomniała sobie, jak się czuła wczorajszej nocy, kiedy wziął ją na ręce.Powinnadziękować Bogu, że Riley wyjechał.Ten mężczyzna był niebezpieczny. Co zrobimy?  spytała Karli i ku swemu zaskoczeniu Jenna usłyszała w jej głosie echowłasnego rozczarowania.Co takiego było w tym facecie?Zebrała się w sobie. Po pierwsze  powiedziała  zamierzam pokazać ci zachwycającą łazienkę.Jestnaprawdę zabawna.A potem. Skrzyżowała ramiona.Nie miała wątpliwości, że wiadomość została napisana żartem,ale właśnie dlatego stanowiła wyzwanie.Rozejrzała się. Potem trochę posprzątamy powiedziała. Pokażemy Rileyowi Jacksonowi, że kobiety nie są całkiem bezużyteczne. Myślisz, że sobie poradzimy?  Karli rozejrzała się niepewnie. To bardzo, bardzobrudny dom. Damy sobie radę. Jeśliby miała siedzieć tu dwa dni i rozmyślać o swojej przyszłości,o wszystkich problemach, którym wkrótce będzie musiała stawić czoło, zwariowałaby.Lepiejpogrążyć się w pracy. Jestem dobra w odkurzaniu  powiedziała Karli, choć jej głos nie brzmiał zbyt pewnie. Ja też  dodała Jenna ochoczo. Zabierajmy się do dzieła!Nie chciał wyjeżdżać.Ale tę pracę absolutnie musiał wykonać.Widok tych półżywych stworzeń, cierpliwieczekających na wodę przy pustych korytach, doprawdy łamał serce.Przybył niemal wostatniej chwili, by uratować je przez okrutną śmiercią. Wyczyścił przewody, naoliwił maszynerię, która nie widziała smaru od lat, a potem stanąłz boku i przyglądał się, jak bydło ze szlachetnej odmiany brahman zanurza nosy w bezcennejwodzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •