[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upiekłatrzy placki: jeden dla swoich gospodarzy, drugidla strażnika i trzeci, jak miała nadzieję – dlaKita.Pierwszy placek zostawiła Dobbsom wkuchni, przykrywszy go, aby nie dobrały się doniego szczury, a pozostałe dwa włożyła do koszai pospieszyła do Marshalsea.Zapukaładowięziennejbramyiniecierpliwie czekała, aż pojawi się strażnik.– A, panna Wiśniowy Placek, witam, witam.– Wzrok mężczyzny powędrował w stronękoszyka.– Co dzisiaj mamy?Mercy uchyliła rąbek serwetki.– Placek i kurczaka.– Sama upiekłaś?– Jakżeby inaczej, panie.Skinął na nią, by weszła, po czym staranniezamknął bramę.– Obawiam się, że pan Turner ma dzisiajkiepski dzień – powiedział z udawaną troską.–Oby to nie była gorączka.– Gorączka? – przeraziła się Mercy.– Bardzoz nim źle?Strażnik sięgnął do koszyka i oderwałkawałek placka.Pod nim dostrzegł drugi.– To dla niego?– Tak.Czy nie powinnam wezwać doktora?– Nie, kochaneczko, oni prędzej zabiją, niżuleczą.Dajmy mu jeszcze dzień czy dwa, możesam dojdzie do siebie.– Widząc, że dziewczynanie zaniecha pytań, dopóki nie zyska pewnościco do stanu ukochanego, dodał: – Nie wydajemi się, żeby był aż tak chory.A już na pewnopoczuje się lepiej, kiedy skosztuje twojegowypieku.– Wyjął drugi placek z koszyka ipołożył na stole.Mercy ze ściśniętym sercempomyślała, że Kit nie zobaczy z niego nawetokruszka.– Mówię ci, moja słodka, szkodatwojego cennego czasu na takiego obwiesia.–Zatknął kciuki za pas.– Ci komedianci to nicdobrego.Taka ładna dziewczyna jak ty, i dotego tak dobra kucharka – wymownie zerknąłna ciasto – zasługuje na lepszego chłopa.–Mrugnął do niej obleśnie.– Co o tym myślisz? –Łakomie oblizał wargi i z jawnym pożądaniemwpatrzył się w jej piersi.– Stanton, Stanton, co tam robisz? –zawołała skrzekliwie jakaś kobieta, waląc wdrzwi izby.– Ożeż, to moja żona! – Stanton podbiegł dodrzwi i otworzył je szybko.– Co cię tuprzygnało, kobieto?Niewiasta wpadła do izby z impetemarmatniej kuli; nakrochmalona kryza otaczaładrobną twarz o szarych oczach, którychprzeszywające spojrzenie było ostre jakrzeźnicki hak.– Przyniosłam ci obiad, tępy pasibrzuchu.Ata co tu robi?– Przyszła odwiedzić więźnia, Mary.Widzisz,przyniosła mu smakołyki.– Szerokim gestempokazał na placki, jak uliczny magik,demonstrujący publice parkę gołębi wyciąg-niętych z rękawa.Kobieta prychnęła podejrzliwie, nie dając sięzwieść niewinnej minie swego małżonka.– Możesz choć na chwilę zostawić tychswoich łotrzyków, Stanton?Mercy zrozumiała, że oto pojawiła sięszansa, by dostarczyć Kitowi ciasto, nawet jeślinie uda jej się wejść do celi.Dygnęła przedkobietą.– Mój narzeczony siedzi w celi obok, pani,ale twój mąż mówi, że jest chory.Czyzechciałabyś łaskawie podjąć się opieki nadnim, dopilnować, żeby dostał doktora, lepszejedzenieiinnerzeczy,którychmożepotrzebować? Zapłacę ci za fatygę.– Wyjęła zsakiewki dwa szylingi i pokazała kobiecie.Żona strażnika rozpromieniła się na widokpieniędzy i natychmiast zmieniła zdanie oMercy.Kobieta, która w sakiewce zamiastgroszy ma takie monety, nie będzie się oglądałaza jej nieociosanym chłopem.– Zrobię, co będę mogła, panienko.–Włożyła zapłatę do kieszeni i kiwając głową,dodała: – A teraz uciekaj.Nie wyglądasz jak te,które tu zwykle przychodzą.Radzę ci, kochana,żebyś trzymała się z dala od tego miejsca.Zadużo tu łotrów i typów spod ciemnej gwiazdy.–Wymownie dała mężowi kuksańca w brzuch.– Dzięki, pani.– Mercy dygnęła ponownie iszybko wymknęła się za bramę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]