[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie oglądając się, Breckenridge podziękował mu machnięciem ręki i poszedł korytarzem dalej.Uśmiechnięty.***Heather skradała się na dół, kurczowo przytrzymującsię balustrady, żeby się nie potknąć, gdyż schody i holponiżej tonęły w egipskich ciemnościach.Ostrożnie zstąpiła z ostatniego stopnia na kamienną posadzkę i zwróciła się, na wyczucie, w kierunku lady recepcji.Z ulgą odkryła, że wąskie drzwi za nią są uchylone, a w szparzemigoce przytłumione światło świecy.Wślizgnęła się za ladę i otworzyła drzwi.Breckenridge siedział na ustawionej wzdłuż ścianywąskiej ławce, pod rzędem pustych kołków na płaszcze,wsparty łokciami o kolana, z podbródkiem na splecionych dłoniach.Kiedy weszła, uniósł głowę i skinął ku drzwiom.- Proszę je zamknąć - powiedział cicho - a potemusiąść tutaj.Wykonała polecenie.Kiedy odwróciła się od drzwi,jak zwykle w prowizorycznym stroju, tym razem skomponowanym z przewiązanej w talii jedwabnym szalem narzuty, Breckenridge wstał, zdjął swą obszerną pelerynę i troskliwie okrył nią Heather.Wdzięczna za tę dodatkową ochronę przed chłodem, otuliła się nią szczelnie i usiadła.- Dziękuję.Dosyć tu zimno.- Mhm.- Siadł obok niej.- Czego się pani dowiedziała?Mówił zduszonym szeptem.Odpowiedziała tak samo,nachylając się ku niemu, dzięki czemu znalazła się bliskojego potężnego, jakże krzepiącego ramienia.Szczegół,którego niegdyś nie doceniała: jego postura działałana nią bardzo uspokajająco.- Po pierwsze, co do pańskiego pytania, czy Fletcheri Cobbins długo mieszkali w Glasgow.Najwyraźniej byłato ich baza wypadowa przez co najmniej dwa ostatnie lata, w każdym razie Fletcher wspomniał o „kilku" latach.- Otaksowała nieogoloną twarz Breckenridge'a, która,co dziwne, za sprawą owej szorstkości jakby jeszcze wy-przystojniała.- Co to panu mówi?Już wcześniej nie wyglądał na zachwyconego - stopniowo uczyła się przenikać wzrokiem jego maskę - ale w reakcji na to pytanie na jego ustach pojawił się otwarcie ponury grymas.- Sugeruje, że ten ich laird może być w istocie kimświęcej.- Popatrzył jej w oczy.- Wie pani, że laird to inaczej po prostu posiadacz ziemski? - Kiedy przytaknęła,znów spojrzał przed siebie.- Gdyby ów laird wywodziłsię ze szlachty niższej, mówiłby z akcentem, skoro zaśFletcher i Cobbins spędzili w Glasgow ponad rok, rozpoznaliby, z jakiego regionu pochodzi.Glasgow jest drugim co do wielkości miastem w Szkocji i jej największym portem.Zjeżdżają się tam Szkoci z całego kraju.Zewzględu na swoją profesję, Fletcher i Cobbins z pewno­ścią nauczyli się rozpoznawać akcent, niemal odruchowo.- Zrobił krótką przerwę.- W rzeczy samej, Fletcher powiedział, że nie potrafili orzec, skąd pochodził tenmężczyzna.Innymi słowy, próbowali, spodziewali się, żezdołają to stwierdzić, a jednak im się nie udało.- Tak, faktycznie.Ale co to oznacza?- Oznacza to, że nasz laird nie wywodzi się ze szlachty niższej.- Zerknął na Heather.- W Szkocji są wyśmienite szkoły, w Edynburgu i paru innych miejscach.Jeżeli ów laird pochodzi z dobrego rodu, został posłany do jednej z nich.Uczył się angielskiego od Anglików,którzy zachęcali go do wyrugowania akcentu, tak byna południe od granicy traktowano go jak cywilizowanego człowieka.Swego czasu otarłem się o paru Szkotów z wyższych sfer.Mówią tak, jakby uczęszczali do Eton.Skrzywiła się.- Czyli nasz laird to nie byle posiadacz ziemski, leczprawdopodobnie, a wręcz na pewno, arystokrata?- Tak bym to interpretował.Westchnęła.- Przyjedzie po mnie tutaj jak po jakąś przesyłkę.- Wyczuła, że jej towarzysz tężeje, więc prędko ciągnęła:- Jednakże zarówno Fletcher, jak i Martha twierdzą, żedotrze tu dopiero za kilka dni, dwa co najmniej.- Zerknęła na Breckenridge'a i napotkała jego kamienny wzrok.- Najwidoczniej podróż zajmie mu aż tyle, choćwysłali do niego wiadomość nocną pocztą z Knebworth.Skoro mimo to jeszcze go tu nie ma i nie zjawi się przezco najmniej dwa kolejne dni.Przyglądała się, kiedy Breckenridge dokonywał w my­ślach obliczeń, podobnie jak wcześniej ona.Na jego twarzy pojawił się bardzo dlań nietypowy grymas.- Góral.Bez wątpienia góral.Do Edynburga wiadomość dotarłaby w dwa dni.Nawet przyjmując, że potem ktoś dopiero przekazał ją dalej, to nadal zbyt długo.Przecież skoro zlecił porwanie, nie pojechałby sobiena wycieczkę.Ani chybi czekał na wiadomość, gotów wyruszyć natychmiast po jej otrzymaniu.- Po chwili Breckenridge znów spojrzał jej w oczy.- Tylko w ten sposób można racjonalnie wytłumaczyć równie długą zwłokę.To musi być góral.- Pokręcił głową, a kiedy znów sięodezwał, w jego tonie pojawiła się nutka zdegustowania.- Arystokrata ze szkockich wyżyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl