[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Audyka obleciał sąsiadów, obudził śpiących i wyjaśnił, co się dzieje.Początkowo wzburzeniodgrażali się, że pospołu staną przeciw ludziom Promienia.Pózniej postanowili, że ukryją u siebieWarocha i jego domowników, aż wszystko się ułoży.Wreszcie obiecali, że zaopiekują siępracownią pod nieobecność gospodarza.W miarę jak zaczęli zdawać sobie sprawę, że będą miećdo czynienia z wojami z drużyny, z których każdy gołymi rękami poradziłby dziesięciu zwykłymludziom uzbrojonym w siekiery i widły, ich zapał topniał jak śnieg na wiosnę.To nie to samo cotutejsze łobuzy.Ludzie z drużyny zjedzą i nawet kości nie zostawią.Wilczarz w milczeniu słuchał półsennych mężczyzn i myślał, że sam na ich miejscu zachowałbysię inaczej.Na pewno walczyłby do upadłego, ci dranie zdołaliby wygnać uczciwych ludzi z miastatylko po jego trupie.Dlatego że ustąpić złu to znaczy pozwolić, by niesprawiedliwość szerzyła siępo świecie, i odwrócić się od Jasnych Bogów.Jak można dalej żyć, jeśli przyzwala się na to, abyobok ciebie ktoś krzywdził sąsiada?Każdy człowiek bez trudu wyobraża sobie, co by zrobił, będąc na miejscu innych.Wilczarzdoskonale zdawał sobie z tego sprawę.Sprawiedliwość sprawiedliwością, tylko jak o nią walczyć,kiedy masz żonę, piątkę dzieci i staruszków rodziców.Nie mówiąc już o domu i gospodarstwie, zdziada pradziada należących do rodziny.Zanim polecisz się bić, musisz namyślić się dobrze.I tobić się nie o siebie, lecz o obcych ludzi.Wilczarz nie był w stanie wyobrazić sobie siebie na ichmiejscu.Wziął Siarka za uzdę, podszedł do Warocha i rzekł:- Same straty przeze mnie ponosisz, mistrzu.Wcale by się nie zdziwił i nie obraził, gdyby starzec rzucił się na niego ze strasznymiprzekleństwami albo i ze łzami w oczach i porachował mu żebra kosturem.Ale stary Segwan tylkowyprostował się w siodle.- %7łałuję jednego: że dwa wspaniałe miecze spoczywają nie w moich pochwach - odparł.- Mamna myśli ten, którym kuns Winitar rozpłatał na dwoje %7ładobę.I ten, którym ściąłeś głowęPromieniowi.Wilczarz się uśmiechnął.- Jak się gdzieś urządzimy, zaraz cię poproszę, żebyś zrobił nową pochwę dla tego miecza.Obaj nie mieli pojęcia, gdzie przyjdzie im nocować nazajutrz.*Przy bramie rzeczywiście stał ze swoimi chłopcami starosta Brawlin.Niektórych zuchówWilczarz pamiętał, widywał ich latem.Brawlin był już uprzedzony.Nie pytał o nic ani uciekinierów,ani pięciu ludzi, którzy im towarzyszyli.Skinął na swoich - potężnie zbudowani strażnicy wyjęli zmasywnych uchwytów ciężki, mokry od śniegu brus i uchylili wrota.Brawlin przez krótką chwilępopatrzył Wilczarzowi w oczy.Na pewno było mu wstyd.- Wszystkiego dobrego, Brawlinie - powiedział Wen, mijając bramę.- Jak ludzie Promienia tu przyjadą, zamydlimy im oczy - obiecał dowódca.- A jak będą siępchali, żeby wyjechać z miasta, pokażemy im drogę jak trzeba.Wilczarz zatrzymał Siarka, popatrzył na gościniec i serce zamarło mu w piersi.Może Brawlinbędzie potrafił nieco zatrzymać goniących, ale na pewno nie zdoła ich zmylić.Jak okiem sięgnąćleżał świeży śnieg.W mieście, gdzie zewsząd buchało ciepło i dreptały setki nóg przechodniów,niemal całkowicie roztajal.Tutaj, za murami, na całej połaci leżała równa puszysta pokrywa.Myśliwi po takim śniegu łatwo tropią zwierzynę wypłoszoną z legowiska.Wilczarz obejrzał się na miasto, które stało mu się obce.Aptachar nie odrywał od niego wzroku,a oczy starego woja podejrzanie błyszczały.Audyka ponuro patrzył w ziemię.- %7łyczę ci wielu dobrych dróg, Aptacharze - powiedział na pożegnanie Wilczarz.- I tobie też,Audyko.Attalikowi po segwańsku zasalutował dobytym z pochwy mieczem, unosząc rękojeść do czoła.Młodzieniec wzdrygnął się i odpowiedział tym samym.- Jeszcze się spotkamy, Wenie! - powiedział Audyka.Wilczarz nie miał czasu na rozmyślania,co miał na uwadze młodySegwan, wypowiadając te słowa.Czy to życzenia szczęścia, czy pogróżka.Brama zaczęła sięzamykać.Nie miał najmniejszych wątpliwości, że na nim spoczywać będzie szukanie drogi ratunku.Jednak kiedy tylko brama się zamknęła, Eurych zdecydowanym ruchem popędził konia.- Jedziemy, ja was poprowadzę.Wilczarz, który miał doskonałą pamięć, momentalnie skojarzył.- Latem, zdaje się, mówiłeś, że znasz bezpieczne miejsce.Młody Arrant z przekonaniemkiwnął głową.- Tak, to miejsce w pobliżu Zamglonej Skały.Jeśli uda nam się tam dojechać, nikt nas nieznajdzie.Wszyscy chcieli w to uwierzyć.Jednak Eurych - wszystkiego można się po nim spodziewać -mógł ich zaprowadzić w naprawdę bezpieczne miejsce, a mógł i do zwyczajnej pieczary, którąuznał za znakomitą kryjówkę.- Co tam jest? - podejrzliwie spytał Wen, wstrzymując konia.Eurych westchnął, wzruszyłramionami i odpowiedział prosto z mostu:- Tam jest Brama do Mojego Zwiata.- Jak to? Ty też? - Tilornowi zaparło dech w piersi, a Wilczarz przy pomniał sobie słuchychodzące o Zamglonej Skale.I twierdzenia czarowników, którzy znalezli tam siłę", może i nie złą,tyle że dziwną".- Dobrze - powiedział.- Prowadz.- A kiedy konie ruszyły kłusem, spytał jeszcze: - Dlaczegouważasz, że nas tam nie znajdą?Eurych uśmiechnął się z dumą człowieka wtajemniczonego.- Widzisz, ta Brama wpuszcza nie wszystkich - wyjaśnił, podskakując w siodle w rytm krokówkonia.- Wygląda jak zwykły obłoczek, człowiek niegodny wyjdzie po prostu z drugiej strony, nawetnie zauważy, że było tam coś poza zwykłą mgłą.A godny człowiek przestąpi granicę i dostanie siędo naszego świata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]