[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Panie Andrzeju - nie wytrzymała - nie pojawiłam się tu po to, abykomukolwiek zrobić krzywdę, chcę nakręcić dokument, a oko kamery jestbezstronne.- Zależy, kto za tą kamerą stoi - odrzekł.Chwilę jechali w milczeniu.- Waldek jest u moich rodziców, jak go wypuścili z aresztu, to się tam schował,rzadko wychodzi.- Przecież już od tego.od tej sprawy minęły dwa lata!- No właśnie, nie wiemy, jak do niego trafić.- Może powinien przejść jakąś terapię - zasugerowała.Pan Andrzej skrzywił się.- Ja nie wierzę w takie grzebanie w duszy, to może tylko zaszkodzić.84Joanna nie czuła się na siłach wyjaśniać mu, że jest inaczej.Nie była zresztą do tegopowołana, to sprawa dla psychologa.Rodzice pana Andrzeja mieszkali na końcu wioski w białym murowanym domku, zdachem pokrytym czerwoną dachówką.Nigdy by nie odgadła, że te ściany ukrywająponury rodzinny dramat.Trudno było sobie nawet wyobrazić, co przeżywali iprzeżywają ci ludzie.Będzie przecież apelacja, nie wiadomo, jak to się wszystkoskończy.A nawet jeśli sąd podtrzyma wyrok pierwszej instancji i wychowanek panaAndrzeja uniknie więzienia, jego życie się od tego nie wyprostuje.I nagle przyszła jejdo głowy dziwna myśl, że ona jest tu właśnie po to.Kiedy wysiedli z auta, na ganku pojawiła się para staruszków, oboje jacyś mali, ozupełnie białych włosach. Bardzo starzy oboje", pojawiło się jej w głowie, to przywoływanie cytatów na każdąokazję zaczynało przypominać nerwicę natręctw.Może nie tylko wychowanek panaAndrzeja, ale i ona powinna się leczyć.Weszli do środka, było tam przytulnie i ciepło, w samochodzie leśniczego zepsuło sięogrzewanie i Joanna porządnie zmarzła.Gospodyni zaproponowała herbatę zmalinami i to było naprawdę to, czego w tym momencie potrzebowała.85- A gdzie Waldek? - spytał leśniczy.Jego matka wskazała wzrokiem schody na górę.Pan Andrzej podniósł się z krzesła,ale Joanna go przytrzymała.- Ja do niego pójdę.- Pani? - Wyglądał na zaskoczonego.- Zaufajcie mi - odrzekła.Siostrzeniec pana Andrzeja siedział przy komputerze, tyłem do drzwi.Kiedy weszła,odwrócił głowę, a potem wstał.Był wysokiego wzrostu, otyły ponad miarę, wydawało się, że ma za małą głowę wstosunku do tego rozległego ciała.W nalanej twarzy niemal ginęły intensywnieniebieskie oczy.Tak mógłby wyglądać Lennie, bohater powieści Steinbecka Myszy i ludzie, olbrzymnieświadomy swojej nadludzkiej siły, który w momentach paniki siał wokółzniszczenie, ściągał nieszczęście na siebie i innych.Tylko że tym razem to niestetynie była fikcja literacka.- Cześć, Waldek - powiedziała niemal wesoło -jestem Joanna i przyjechałamspecjalnie do ciebie, pogadać.Patrzył na nią bez słowa.- Czy mogę usiąść? - spytała i nie czekając na zaproszenie, usiadła na kanapiepod ścianą.- Szukałam ciebie, bo potrzebuję twojej pomocy.86Siostrzeniec pana Andrzeja stał i patrzył na nią bez słowa.- A czy ty też możesz usiąść? - spytała i uśmiechnęła się do niego.Cofnął się o krok i tyłem opadł na krzesło.Wpatrywał się teraz w czubki swoichbutów.- Waldek, ja nie jestem sędzią ani prokuratorem -zaczęła - nie przyjechałamtutaj, żeby cię przesłuchiwać, jestem filmowcem i będę robiła dokument o tym, co sięwydarzyło dwa lata temu, o Katarzynie, o tobie i o wypadku, bo to był wypadek,prawda?Nie oczekiwała odpowiedzi.Po takim wstępie zwątpiła, że cokolwiek wyniknie z tejrozmowy, a nagle usłyszała jego głos:- Ja tej pani nie widziałem, było pod słońce.dopiero kiedy upadła.- Opowiemy o tym ludziom, pomożesz mi?W milczeniu skinął głową.Zapiski JerzegoOd kilku dni Bruno nie wstaje, na rękach wynoszę go na dwór.Myślę, że zbliża sięnajgorsze, i nie umiem ani się z tym pogodzić, ani na to przystać.Mój świat bezBrunona to świat pozbawiony uczuć.Gdybym mógł, oddałbym mu swojebezużyteczne serce, ten87mięsień sprawnie przepompowujący krew w moim przypadku nie pełni żadnychinnych funkcji.Pani Leokadia, widząc, co się dzieje, ofiarowała mi książkę Amerykanina MarkaRowlandsa Filozof i wilk.Inspiracją do niej stał się pół pies, pół wilk Brenin, któryzawładnął uczuciami autora w podobny sposób jak Bruno moimi.Amerykanin jużprzeżył to odejście, już wie, co jest potem, więc czytam jego książkę niczympodręcznik traktujący o umieraniu, o utracie.No tak, tak, tyle że pan filozof jestmłodym człowiekiem i jemu było łatwiej zaakceptować to potem".Ja nie jestemjeszcze gotowy i bezustannie powtarzam to Brunonowi, a on rozumie i tylko zmiłości do mnie jeszcze tli się w nim uchodzące życie.Filozof napisał: Jest dosyć jasne, że ja, szaleniec wyjący do księżyca i wygrażający Bogu -poniosłem wielką stratę, kiedy umarł Brenin.I pewnie wielu ludzi powie - tak jakmnie mówiono - że to był skutek smutnego i samotniczego życia, jakie wiodłemprzez te lata.Może to i prawda, ale nie interesuje mnie, co straciłem, lecz to, co onstracił.W jakim sensie śmierć jest czymś złym? Nie dla innych ludzi, ale dla tego, ktoumiera? W jakim sensie twoja śmierć byłaby czymś złym dla ciebie? Zmierć,czymkolwiek jest, nie jest czymś, co pojawia się za życia.(.)88Myślę, że to właśnie ostatecznie w kategoriach pragnienia, celu, planów próbujemyzrozumieć, dlaczego śmierć jest czymś złym dla kogoś, kto umiera.Właśnie dlatego,że je posiadamy, mamy przyszłość.Jest czymś, co każdy z nas ma w tej chwili, wterazniejszości.Zmierć krzywdzi nas, pozbawiając nas przyszłości"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]