[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba atakować.Zrozumiał też, że trafił namistrza.Zdał sobie sprawę, że zaniedbał praktykowania swego ulubionego sportu.Zbyt dotądpewny siebie stwierdzał, że nie ma już tej groznej szybkości ruchów, która mu pozwalała odnosićzwycięstwa.Wówczas w jego sercu pojawiło się widmo klęski.Zrozumiał nagle trwogę, którąwywoływał u swoich przeciwników.De Bernis dostrzegł ów lęk w jego oczach i sam zląkł sięjakiejś zdrady.Może Leach rzuci swój rapier i zmusi ludzi do interwencji? %7łeby nie dać mu na toczasu, Francuz natarł na nowo i posuwając się naprzód drażnił Toma, który cofał się ustawicznie. Uciekasz psie!  wołał by go podjudzić. Czy mam cię ścigać wokół całej wyspy przy takim upale? Broń się!Wściekłość zadusiła trwogę, która owładnęła Tomem.Rzucił się naprzód skokiem pantery.i trafił w próżnię.Przeciwnik uskoczył w bok i natychmiast znalazł się nad nim zmuszając go donagłego obrotu i rozpaczliwej obrony.Szybkość, z jaką i tym razem Leach oderwał się od przeciwnika, przywróciła mu niecoodwagi.Zwątpił w siebie zbyt wcześnie.Mógł jeszcze wygrać.Zapewne nie była to już kwestiarozbrojenia Charleya, tylko sprawa uśmiercenia go.Tom znał pchnięcia tak niezawodne, że byłynie do odparcia.Uciekał się jednak do nich rzadko.Teraz postanowił użyć ich przeciw temuprzeklętemu Francuzowi.Na nowo związał z nim swoją klingę działając w skupieniu i czekając na odpowiednimoment do wykonania natarcia.Udawał, że chce zadać pchnięcie w gardło.Zmuszał tym deBernisa do uniesienia ramienia.Wówczas zrobił wypad, ale nie w sposób klasyczny, tylko rzuciłsię dotykając prawie brzuchem ziemi i opierając się ręką o piasek a jednocześnie skierował ostrzedo góry.Odparowanie tego typu pchnięcia graniczyło z cudem.Jeżeli oczywiście było onoodpowiednio wykonane.De Bernisa nie było już jednak tam, dokąd zmierzał rapier kapitana.Francuz lekko uskoczyłw lewo i sam zrobił wypad.Gdy Leach próbował się podnieść, rapier de Bernisa ugodził gow pierś.Zledzący walkę piraci wydali ochrypły okrzyk, potem zapadło ciężkie milczenie.De Bernis, opierając koniec stopy o pierś Toma Leacha, wyciągnął swój rapier z ciałai powstał zdyszany.Otarł zroszone potem czoło batystowym mankietem.Tom Leach nie żył.Głos Francuza zabrzmiał dobitnie wśród tej głuchej ciszy: Zbyt piękny koniec dla ciebie, kapitanie.Tom Leach leżał rozciągnięty na wznak.Jego twarz wykrzywiona w jakimś ostatnimuśmiechu zdawała się podziwiać głęboki błękit nieba.Piraci, nadal zachowywali milczenie.Aczkolwiek byli przecież przyzwyczajeni do podobniegwałtownych scen, ta nagła śmierć wodza napełniła ich jakąś zabobonną trwogą.Leach dawałtyle dowodów swej żywotności, wydostawał się cało z tylu opresji, że powszechnie uważano goza niezwyciężonego.I oto ich kapitan znalazł śmierć.Leżał teraz bez życia u ich stóp.Bundry skorzystał z chwili osłupienia, by utorować sobie drogę do środka kręgu.Ellisi Halliwell podążyli za nim.De Bernis podniósł głowę, usiłując zachować spokój w obliczu bliskiego niebezpieczeństwa.Ponad kręgiem korsarzy ujrzał stojących na wydmie Priscillęi majora, którzy z daleka byli świadkami pojedynku.Gromada pozostawała bez ruchu.Uważali widocznie, że następstwa śmierci kapitana zostanąustalone przez starszyznę, która otaczała teraz de Bernisa.Wogan był tam również.Nieopuszczał on wnętrza kręgu przez cały czas pojedynku. Jak się to stało?  zapytał Bundry chrapliwym głosem z oczami przenikającymi jakświderki. Musiałem się bronić  odrzekł de Bernis. Biorę Wogana za świadka.Szef załogi obrócił się w stronę Wogana, który przez chwilę mrugał oczami, ale pózniejpowiedział to, czego oczekiwał de Bernis.Kapitan nie żył, więc jego zastępca zdecydował, żetrzeba stanąć po stronie tego, od którego zależało zdobycie galeonu. Tak, to prawda  powiedział. Wszyscy wiecie, co kapitan myślał o Charleyu.Dziś ranoszukał z nim zaczepki.Istotnie, jak to mogło widzieć wielu naszych towarzyszy, zaatakowałCharleya, zanim ten zdołał dobyć broni.Ośmielony tym Francuz mówił: Gdyby zatarg pomiędzy nami znalazł inne zakończenie, to pomyślcie, jakie byłoby terazwasze położenie.Mógł mnie przecież zabić, chciał to zrobić.A co wówczas z galeonem i jegoskarbami? Czy ten pies pomyślał choć przez chwilę o was? Nie, bo on pragnął tylko mojej krwi.Zapłacił więc za swoją podwójną zdradę  wobec was i wobec mnie.Bundry pojął, że nie było powodu niepokoić de Bernisa.Przyjął wyjaśnienia Francuza zestoickim spokojem.%7ładen mięsień jego twarzy nie drgnął nawet. Ostrzegałem go  rzekł. Ale on był uparty.Lepiej więc się stało, że nas zostawiłw spokoju.Jak na mowę w końcu pogrzebową, wypowiedz szefa załogi nie była zbyt długa aniwyszukana.Korsarze wysłuchali jej i przyjęli punkt widzenia Bundry ego.De Bernisa zaskoczyło to łatwe zwycięstwo.Oczekiwał wybuchu gniewu.Był na toprzygotowany.Ale wrażenie, wywołane śmiercią Leacha, nie mogło długo wzruszać piratów.Niewielkie miało dla nich znaczenie pochodzenie czy imię człowieka, który ich dowiedzie dobogactwa.Bądz co bądz było to dla nich pomyślne, że zwyciężył Charley.Toteż nie niepokojonowięcej de Bernisa.Krąg się rozproszył i ludzie podzielili się na małe grupki.Tu i ówdzie dało sięnawet słyszeć śmiechy, podczas gdy tuż obok leżał ten, który tak długo im przewodził.Tom Leach, i patrzył szklanymi oczami w niebo.Wogan podszedł do de Bernisa, aby pomóc mu wciągnąć kaftan. Przyjdz zaraz do baraku na naradę  powiedział. Nie zapomnij  dodał cicho  że janatychmiast odpowiedziałem na twoje wezwanie, Charley, i że dzięki mnie nie leżysz teraz obokToma.Twoje życie zależało od mojej odpowiedzi. Ach!  podjął Francuz  myślę, że zależało przede wszystkim od galeonu.Ale przyjdę nanaradę i jeżeli pragniesz zająć miejsce po zabitym, to nie będę ci przeszkadzał.Odwrócił się i poszedł na pagórek, gdzie stała Priscilla z majorem i Piotrem.Dziewczynapatrzyła na zbliżającego się z niejaką trwogą.Zdawał się być tak spokojny, tak opanowany.Czyten człowiek jest z żelaza, że mógł tak łatwo patrzeć w oczy śmierci i bez najmniejszegowzruszenia zabić istotę ludzką?Kiedy znalazł się zaledwie o parę kroków, spostrzegła, że pod opalenizną był śmiertelnieblady i doznała, sama nie wiedząc czemu, niewysłowionej ulgi: A więc jego obojętność i flegmabyły tylko pozorne! Mam nadzieję  powiedział  że nie jest pani zbytnio zaniepokojona.Pragnąłem, żeby towidowisko było pani oszczędzone.Zwrócił się do zdumionego majora: wiczenia wstępne, któreśmy wspólnie i po przyjacielsku przeprowadzili, nie były zbędne,prawda? Czyżbyś pan?. bełkotał major. Czy on nie żyje? Niczego nie robię połowicznie, majorze. Jak to?  wykrzyknęła Priscilla. Więc pan miał zamiar go zabić?Uczuł, że napełnia ją to trwogą.Opuścił głowę i zwiesił ramiona w wymownym geściebezradności. To stało się nieuniknione.od pewnego czasu.Musiałem tylko czekać na sprzyjającąporę.Nie było to łatwe.Czy wiesz, pani, do jakiego stopnia ten osobnik był dla paniniebezpieczny? Czy tylko z tego powodu pan go zabił?  powiedziała zduszonym głosem.Milczał chwilę, nim odrzekł z powagą: Z tego.i z innych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl