[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przytulił ją mocniej.Odruchowo próbowała się odsunąć.- Philippe!- Nie wierć się, Raine.Chcesz, żebym stracił nad sobą panowanie?Zamierzasz nade mną się znęcać?- Kto wie? Niezły pomysł.Philippe roześmiał się cicho, ale nie odezwał się słowem.Gdy dotarlido domu Wimbourne'ów, Philippe zsiadł z konia i podszedł dostajennego.Zamienił z nim kilka słów i wrócił.Wprowadził wierzchowcado stajni.Raine obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem.Philippe pomógłjej zejść na ziemię.- Co robisz?Wzruszył ramionami i odrzucił na bok kapelusz i rękawice.- Tutaj możemy schować się przed zimnem i pobyć przez chwilęsami.Raine zadrżała.Nagle stajnia wydała jej się ciasna, a zapach siana zbytintensywny.- Nie! Wolę, żebyś już dzisiaj wrócił na Maderę i dał mi świętyspokój.Philippe popatrzył na nią spod oka.- Naprawdę odnalazłaś tutaj upragnione szczęście?- Tak - odparła i pomyślała o swoich uczennicach.- Twój ojciec mówił, że cały dzień spędziłaś na plebanii.247RSOtworzyła szeroko oczy.- Rozmawiałeś z moim ojcem?- Szkoda, że tak pózno miałem okazję go poznać.- Zmarszczył brwi.- Przeprosiłem go za wszystkie dawne winy i obiecałem, że dobrzezadbam o twoją przyszłość.Ach, więc o to mu chodzi, pomyślała Raine.Najwyrazniej Philippe'adręczyły niewczesne wyrzuty sumienia.- Już o nią zadbałeś.Nie pamiętasz, że na odchodnym twójkamerdyner wręczył mi czek na trzy tysiące funtów?Po dłuższej chwili Philippe samokrytycznie przyznał:- To było głupie.- Dlaczego? - Lekko wzruszyła ramionami.-Wielu mężczyzn w tensposób odprawia kochanki.- Niech cię licho! - wykrzyknął i złapał Raine za ręce.- Słucham?- Chcesz wiedzieć, dlaczego cię odesłałem?- Znudziłeś się mną.Stało się tak, jak przypuszczałam.- Nigdy się tobą nie znudzę.To wykluczone, zapewniam cię.-Delikatnie ujął w dłonie twarz ukochanej, patrząc na nią z zachwytem.-Nieustannie o tobie myślę.Serce waliło jej jak oszalałe.- Nie wierzę.- To uwierz.W każdym pokoju czuję twój zapach, ciągle wydaje misię, że słyszę twój głos, a widok ogrodu przypomina mi o wszystkim, costraciłem wraz z twoim wyjazdem.Na dzwięk tych słów ugięły się pod nią kolana.Mówił tak szczerze,jakby naprawdę cierpiał z powodu rozstania.Czy to możliwe, że za niątęsknił? Czyżby żałował tego, że odeszła? Przyjechał, żeby.Och nie!Raine Wimbourne, nie bądz naiwna.Philippe Gautier nigdy ci nie datego, czego pragniesz.Znowu cię skrzywdzi, to pewne.- Co ty wygadujesz? - zawołała.Uśmiechnął się.- Wiem, plotę bzdury - przyznał.-Jak każdy zakochany młokos.- Och, Philippe!248RSRaine wyrwała się z jego objęć i podbiegła do drzwi.Dogonił ją w kilku krokach, objął i ukrył twarz w jej włosach.- Nie uciekaj przede mną, błagam.Azy napłynęły jej do oczu.- Nie mogę.- Proszę, meu amor, nigdy w życiu tak mocno nie pragnąłemkobiety.Myślałem, że niezależność daje mi siłę, ale myliłem się.- Uniósłgłowę.- Zachowywałem się jak tchórz.Raine oparła się o Philippe'a, żeby nie upaść.- Bałeś się mnie? To niedorzeczne.- Bałem się otworzyć przed tobą serce - wyznał cicho.- Nie, tonieprawda.Wdarłaś się tam bez zaproszenia.Bałem się, że staniesz misię za bliska, nieodzowna, że nie będę potrafił bez ciebie żyć.Po razpierwszy znalazłem się w takiej sytuacji.Dlatego początkowo dawałemci odczuć, że łączy nas jedynie przelotny romans, że możesz być tylkokochanką.Błyskawicznie wróciło wspomnienie o jego hojnych podarunkach.- Kochanką - powtórzyła Raine.- Tak.Wydawało mi się, że kochanka nie potrafi złamać serca.-Westchnął ciężko.-Jednak podświadomie znałem prawdę, choć niechciałem jej przyjąć do wiadomości.Niby dlaczego szukałem cię, kiedyuciekłaś z Londynu? Dlaczego zmusiłem, żebyś wyjechała ze mną doParyża? Albo jestem naprawdę szalony, albo już dawno wiedziałem, żejesteś tą jedyną, najdroższą, na całe życie.Popatrzyła na niego ze łzami w oczach.- Piękne słowa, Philippe, ale to nie zmienia powodu, dla którego cięzostawiłam.- Wiem, meu amor.Chciałaś, abym dał ci wyraznie odczuć, że ciępotrzebuję.Przyjechałem tu, żeby ci to powiedzieć.Potrzebuję cię takbardzo jak nikogo i niczego innego do tej pory.- Niespodziewanieklęknął.- Jeśli tego pragniesz, mogę paść na kolana, żeby udowodnić ci,że nic bez ciebie nie znaczę.- Co robisz? - szepnęła Raine.Poczuła się speszona jegozachowaniem.249RS- Mam coś dla ciebie.Ogarnęła ją nagła złość.- Philippe! Nadal uważasz, że można mnie przekupić?- Nie.Zrobiłem to na twoją prośbę.- Urwał i wyciągnął z kieszenistarannie złożony kawałek pergaminu.Raine przypomniała sobie ostatni dzień na Maderze.Miała nadzieję,że nie jest to czek na trzy tysiące funtów.Jeśli tak, to podbiję mu okoalbo złamię ten doskonały nos, postanowiła.Ze zmarszczonym czołemrozłożyła kartkę.Nie znalazła tam żadnej przykrej niespodzianki.- List? - Zrobiła wielkie oczy na widok misternego, ręcznego pisma.-Wielkie nieba, podpisany przez samego króla.Philippe uśmiechnął się szeroko.- Poprosiłem, aby zapewnił cię, że Seurat przebywa na wolności.- Wypuściłeś go? Ale dlaczego?- Na twoją prośbę - odrzekł z prostotą.- Od tej pory będę robiłwszystko, żeby uczynić cię szczęśliwą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]