[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ach, Boże! Otoi Feliks! Muszę się zająć obiadem.Uniosła w ramionach Maniusię i zjadając jąpocałunkami znikła, rzucając wchodzącemu mężowi: Są Andrzejowie!Sanicki, poważny, flegmatyczny pedant, powitałmłodą parę, ale go wnet opadły dzieci i nie dałyrozpocząć nawet rozmowy.W głębi mieszkaniawrzeszczała Maniusia.Andrzej miał dosyć całejfamilii.Gdy się znalezli na schodach, wybuchnął: Może by dość było tego na dziś, bo mi łebpęknie. Dębskich nie możemy opuścić rzekła Kazia165 a ojciec bardzo zalecał także, by nie obrazićstarych Markhamów.Coś zamruczał, spojrzał na zegarek i rozkazałstangretowi: Mazowiecka 7.Był to adres Markhama.Markham, stary, bardzo bogaty przemysłowiec, oddziesięciu lat zdał interesy na trzech synów, sam żyłbezczynnie, oddany manii zbierania starożytności.%7łona jego miała dwie manie: swatania i leczeniasiebie i całego świata, oprócz tego chowała całą masępinczerów i była patronessą różnych dobroczynnychinstytucyj.Uważała się za umęczoną społecznymiobowiązkami.Ciężką troską jej życia było: jak świat będzieistnieć, gdy jej do kierowania nim nie stanie.Po przywitaniu i obowiązkowym: Jakże się panipodoba Warszawa spytała zaraz z przekąsem: Podobno pani jest adiutantem Ramszycowej? Adiutantem, nie odparła spokojnie Kazia ale pomagam jej, mając wiele wolnego czasu. Dużo amatorek nie znajdzie w Warszawie.Niebardzo kto zechce się z nią kompromitować.Był toradosny dla nas dzień, gdyśmy się od niej uwolnili.Wnosiła ze sobą chaos.Wtedy powstało takieoburzenie, że sama poczuła, że musi się usunąć.Odetchnęłyśmy.Raczej pozbawić instytucję jejtysięcy, niż stanąć pod pręgierzem opinii publicznej.Opowiadam to pani umyślnie, aby ostrzec! Panimłoda, obca, niedoświadczona.Pani nie wie, co166znaczy w świecie znajomość z taką Ramszycową.Tuidzie o największy skarb kobiety, o jej opinię i zdanieświata.Niech pani się cofnie, póki czas. Teść mój i mąż nie bronią mi tego zajęcia istosunku odparła spokojnie Kazia. Ach, mężczyzni! Zawsze obejrzą sięponiewczasie, że postąpili nietaktownie.Zresztą ipani teść, i pani mąż nie znają tej kwestii, nierozróżniają dobroczynności chrześcijańskiej naszej atej jakiejś dzikiej, socjalnej, demagogicznej, jakąwyznaje Ramszycową.Zresztą nie wiedzą może i nierozumieją, co to są feministki, to jest cała klikaRamszycowej.Stara jestem i doświadczona, jakmatka panią ostrzegam! Jeśli nie chcesz zostaćwyklętą z towarzystwa i kościoła, zerwij ten stosunek.Przystąp do rias, zapisz się do naszej świętejinstytucji! Wszak mi tego nie odmówisz? Z największą chęcią.Proszę mnie tylko co doobowiązków objaśnić i nauczyć, co mam czynić. To dobrze! To dobrze! Dam ci tu zaraz ustawy, apo wtorkowej sesji cię wprowadzę! Zaraz poznaszróżnicę czynów i zasady!Po chwili otrzymała Kazia moc papierów i książek,a twarz Markhamowej promieniała.Zaprezentowała jej swe pinczery, oprowadziła pomieszkaniu, na pożegnanie ucałowała i dumnawyznała w duchu: Nawróciłam tę duszę i będę nią kierować.167Tymczasem nawrócona dusza rozsypała naschodach papiery.Andrzej je zbierał. Co to za śmiecie znowu? spytał. Ustawy jakichś dobroczynnych instytucyj, doktórych chce mnie wpisać pani Markham. Ta niezawodnie uderzy w dewocją pomyślało żonie i nic nie rzekł.Pozostała im na ten dzień już tylko jedna wizyta,ale tam, u Tuni Dębskiej, czuła się Kazia jak w domu.Domem trudno było mieszkanie Tuni nazwać,choćby dlatego, że pan domu był zwykle nieobecny, apani żyła w nim jakby na popasie.Małżonkowie nie widywali się ze sobą nigdyprawie.Dębski wychodził rano do sądu, obiadowałpięć razy na tydzień co najmniej poza domem, resztędnia spędzał w knajpie, pracował pół nocy w swymgabinecie nad sprawami klientów lub pisał do gazet,bo się bawił literaturą.W czasie zimowego sezonu przyjmowali wewtorki, wtedy każde z osobna bawiło gości, od czasudo czasu składali razem jakąś etykietalną wizytę,zresztą bywali i znali pół Warszawy, ale każde zosobna.Od dziesięciu lat skojarzone to stadło było ze siebiei z losu zadowolone i szczęśliwe.Dębski, zdolny i pracowity, zarabiał grubo.Tuniamiała zbytek i swobodę, byli bezdzietni, ogólnielubiani i uchodzili za ideał małżeństwa.168Dzień pani Dębskiej rozpoczynał się pózno, okołojedenastej, zwykle wizytą której z sióstr lub kuzynek,których miała legion.Zrywała się z łóżka i w szlafroku rozpoczynała sięśmiać, paplać i miotać po domu, zawsze coś gubiąc,czegoś szukając, popędzając służbę, słuchającploteczek i nowinek odwiedzającej i powtarzającbezustannie: Mój Boże, co ja mam na dzisiaj roboty, jak jawydołam!Tak biegając i paplając myła się, czesała, piłakawę, dysponowała służbie, robiła rachunek zkucharką, wreszcie przeprowadzała siostrę czykuzynkę do przedpokoju i tam, gdy się wycałowały napożegnanie, u drzwi samych stojąc, kończyłygawędkę, dwa słowa , które trwały do pierwszej.Płoszył je zwykle dzwonek nowej, jużetykietalniejszej wizyty, przed któią kryła się paniTunia do sypialni wołając w odwrocie do lokaja: Proś do sali.Leontyno, prędzej ubieraj mnie.Gdzie gorset, gdzie trzewiki? Mój Boże! Czyprzynieśli stanik od krawcowej? %7łelazko dofryzowania! Co się stało z kluczami?Jeśli gość miał ważny interes lub był naiwny,czekał na ukazanie się pani bardzo długo.Zwykłe jednak ten pierwszy zmykał, a pani Tuniaukazywała się zaledwie tym, którzy przychodziliokoło drugiej.Spózniający się nie zastawali jej już w169domu.Wystrojona, ładna, uśmiechnięta, zbiegała na ulicę,co krok witała znajomych i wiecznie czymś mocnozajęta, zaaferowana, załatwiała pośpiesznie wizyty,sprawunki, a szczególnie miała zawsze, co dzień, jakrok długi, jakiś nie cierpiący zwłoki interes dokrawcowej.Ponieważ zaś dla uproszczenia kardynalnej kwestiistrojów miała krawcowych i szwaczek sześć, a nigdydo żadnej nie przyszła na umówioną godzinę, bozawsze jej coś przeszkodziło, więc sprawy tezajmowały jej większą część dnia i była zapracowanado obiadu, który miał być o piątej, a bywał, jak sięzdarzyło.Zwykle przyprowadzała z sobą znowu którą zsióstr lub z legionu kuzynek, znowu gadały, gadały,gadały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]