[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniósł słuchaw-kę i rzucił do niej szorstko:  Tak.Głos z drugiej strony wydał mu się mgliście znajomy. Mówi Tesca.Alfredo Tesca. Kto?! Brygadzista z zakładów w Mediolanie. Brygadzista?! Jak pan śmie tu do mnie dzwonić?! Kto panu podał ten numer?Tesca zamilkł na chwilę. Zagroziłem śmiercią pańskiej sekretarce, młody padrone.l zabiłbym ją, gdyby migo nie podała.Mo\e mnie pan wyrzucić choćby jutro.Jestem brygadzistą w pańskiej fabryce,ale przede wszystkim jestem partigiano. Wyrzucam pana ju\ dzisiaj.Jest pan zwolniony! Ju\! Od tej chwili! Niech i tak będzie, proszę pana. Nie \yczę sobie. Basta!  ryknął Tesca. Nie ma chwili do stracenia! Wszyscy pana szukają.Padrone jest w niebezpieczeństwie! Całej waszej rodzinie grozi niebezpieczeństwo.Niechpan jedzie do Campo di Fiori! Natychmiast! Pański ojciec kazał panu jechać przez stajnie!Połączenie zostało przerwane.Savarone przeszedł przez główny hali do ogromnej jadalni Campo di Fiori.Wszystkobyło tak, jak być powinno.Salę wypełniali synowie i córki, ich mę\owie i \ony i nieznośniehałaśliwy tłum wnucząt.Słu\ba rozstawiła na marmurowych stołach srebrne tace z przystaw-kami.Wysoka sosna sięgająca belkowanego sufitu stanowiła wspaniałą świąteczną choinkę;jej niezliczone światełka i błyszczące ozdoby rozjarzyły całą jadalnię kolorowymi blaskamipełgającymi po obiciach ściennych i bogatych w zdobienia mebli.Na dworze, na kolistym podjezdzie przed marmurowymi schodami drzwi wejścio-wych, stały cztery auta oświetlone snopami świateł reflektorów umieszczonych pod okapemdachu.Z wyglądu sądząc, samochody te mogły nale\eć do kogokolwiek, o co właśnie chodzi-ło, bo kiedy grupa szturmowa się zjawi, zastanie tylko niewinne, świąteczne zgromadzenierodzinne.Nic więcej.Nic ponad władczy gniew głowy rodziny jednego z najpotę\niejszych klanów wło-skich, rodziny Fontini-Cristi, \ądającego informacji, kto odpowiada za to barbarzyńskie naj-ście.Brakowało tylko Vittoria; a jego obecność była niesłychanie wa\na.śeby nie prowo-kować pytań wiodących do innych pytań.Niechętnie nastawiony do konspiracji Vittorio,drwiący z niej ile wlezie, mógłby niezasłu\enie stać się obiektem podejrzeń.Bo co to za ro-dzinny obiad bez pierworodnego syna, głównego dziedzica? Co więcej, gdyby Vittorio poja-wił się w trakcie najazdu, arogancko nieskory  jak to on  do zdawania komukolwiek rela-cji ze swych poczynań, mógłby narobić sporo kłopotów.Choć jego syn nie chciał tego przy-jąć do wiadomości, to przecie\ Rzym rzeczywiście robił wszystko pod dyktando Berlina.28 Savarone przywołał skinieniem drugiego syna, powa\nego Antonia, który stał obokswej \ony karcącej jedno z ich dzieci. Tak, ojcze? Idz do stajni.Odszukaj Barziniego.Przeka\ mu, \e jeśli Vittorio zjawi się podczasnajazdu faszystów, ma powiedzieć, \e zatrzymało go coś w jednym z zakładów. Mogę zadzwonić do stajni wewnętrznym telefonem. Nie.Barzini bardzo się posunął.Udaje, \e tak nie jest, ale zaczyna głuchnąć.Upewnij się, czy wszystko dobrze zrozumiał.Drugi syn skinął posłusznie głową. Oczywiście, ojcze.Jak sobie \yczysz.J\la miłość boską, co takiego ten jego ojciec zrobił? Có\ takiego mógł zrobić, co dało-by Rzymowi śmiałość, pretekst do jawnego wystąpienia przeciwko domowi Fontini-Cristich? Całej waszej rodzinie grozi niebezpieczeństwo".Co za absurd!Mussolini hołubił przemysłowców północy  potrzebował ich.Wiedział, \e więk-szość ma ju\ swoje lata i skostniałe z wiekiem nawyki i \e więcej z nimi osiągnie marchewkąni\ kijem.Jakie znaczenie mogły mieć zabawy kilku starców takich jak Savarone? Ich czasju\ minął.Ale te\ istniał tylko jeden Savarone.Trzymał się z dala i wyró\niał spośród wszyst-kich innych ludzi.I stał się być mo\e czymś okropnym  symbolem.Z tymi swymi idiotycz-nymi, przeklętymi partigiani.Obłąkaną hołotą ganiającą po lasach i polach Campo di Fiori,udającą wojowników jakiegoś prymitywnego szczepu, łowców tygrysów i lwów.Jezu! Co za dzieci!No, teraz będzie się to musiało skończyć.Padrone czy nie, jeśli ojciec posunął się zadaleko i ściągnął na nich jakieś kłopoty, to czekało go ostre starcie.Dwa lata temu w rozmo-wie z ojcem postawił sprawę jasno: przejmie kierowanie koncernem Fontini-Cristi, ale tylkopod warunkiem, \e wszystkie wodze znajdą się w jego rękach.Nagle przypomniał sobie.Dwa tygodnie temu Savarone pojechał na kilka dni do Zu-rychu.W ka\dym razie tak mu powiedział.Vittorio nie bardzo orientował się po co, nie słu-chał go wtedy zbyt uwa\nie.Ale w trakcie tych kilku dni nieobecności ojca okazało się naglekonieczne uzyskanie jego podpisu na pewnym kontrakcie.Sprawa była na tyle wa\na, \e ob-dzwonił wszystkie hotele w Zurychu, próbując go znalezć.Bez skutku.Nikt go nigdzie niewidział, a Savarone nie nale\ał do osób, które łatwo uchodzą czyjejś uwagi.A po powrocie do Campo di Fiori nie chciał wyjawić, gdzie był.Omal nie doprowa-dził Vittoria do szału, mówiąc, \e wyjaśni mu wszystko za kilka dni.śe w Monfalcone wyda-rzy się jakiś wypadek i kiedy to nastąpi, Vittorio dowie się wszystkiego.Musi się dowiedzieć.O czym, u diabła, jego ojciec mówił? Jaki znowu wypadek w Monfalcone? W jakisposób coś, co działo się w Monfalcone, mogło ich w ogóle dotyczyć?Co za absurd!Ale Zurych to ju\ nie był absurd.W Zurychu były banki.Czy Savarone dokonał tamjakichś finansowych operacji? Wycofał z Włoch do Szwajcarii jakieś powa\ne sumy? Obecneprawa surowo tego zabraniały.Mussoliniemu potrzebny był ka\dy lir, który zdołał zatrzymaćw kraju.I przecie\, na Boga, rodzina miała absolutnie wystarczające rezerwy ulokowane wBernie i Genewie; w Szwajcarii nie brakowało kapitałów Fontini-Cristich.Cokolwiek Savarone zrobił, będzie to jego ostatnie posunięcie.Jeśli ojciec był a\ takbardzo zaanga\owany politycznie, to niech sobie jedzie głosić swoje posłannictwo gdzie in-dziej.Choćby do Ameryki.Kierując swoją hispano-suizę na drogę wyjazdową z Yarese pokręcił powoli głową wpoczuciu pora\ki.Co te\ mu przyszło do głowy? Savarone to.Sayarone.Głowa rodu Fonti-ni-Cristich.Bez względu na wszystkie talenty i uzdolenienia syna, syn to nie padrone.29  Jedz drogą przez stajnie".O co mu mogło chodzić? Droga przez stajnie zaczynała się u północnego krańca po-siadłości, pięć kilometrów za wschodnią bramą.Jednak pojedzie tamtędy; ojciec musiał miećjakiś powód, by wydać mu to polecenie.Z pewnością równie absurdalny, jak te bezsensownezabawy, w jakie się wdawał, bez względu jednak na to, wymagał okazania synowskiego po-słuszeństwa, przynajmniej na zewnątrz.Jeszcze raz postanowił, \e będzie bardzo stanowczywobec ojca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •