[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Manny!- Och, bądz\e cicho.- Weingrass wyjął z kieszeninotatnik, przewertował parę kartek i zatrzymał wzrok na jakimś nazwisku i numerze telefonu.Podniósł słuchawkę i wykręcił numer.Po kilkusekundach zaczął mówić.- Dziękuję ci za uprzejmość, drogi przyjacielu zpałacu.Moje nazwisko brzmi Weingrass, co nic ci,rzecz jasna, nie powie, powie za to wiele wielkiemusułtanowi, Ahmatowi.Nie chciałbym oczywiścieprzeszkadzać jego znakomitej osobie, lecz jeśliprzekazałbyś mu, \e dzwoniłem, to być mo\e,odpowiedziałby na mój telefon, robiąc mi tymsamym wielką przysługę.Pozwolisz, \e podam ci mójnumer telefonu? - Manny podyktował numer,zerkając na cyfry na aparacie.- Dziękuję ci, drogiprzyjacielu i jeśli wolno mi dodać z całymszacunkiem, chodzi o niezwykle naglącą sprawę, takwięc sułtan z pewnością będzie ci wdzięczny zasumienność.Dziękuję raz jeszcze.Były słynnyarchitekt odwiesił słuchawkę i oparł się na krześle,oddychając głęboko, by uspokoić wzbierające mu wpiersi ochrypłe szmery.- Teraz poczekamy - rzekł, spoglądając na oficeraMosadu.- I miejmy nadzieję, \e sułtan ma więcejoleju w głowie i więcej pieniędzy ni\ wy.Mój Bo\e,on wrócił! Cztery lata minęły, odkąd z nimrozmawiałem i mój syn wrócił!- Dlaczego? - spytał Yaakov.- Mahdi - odparł Weingrass ściszonym, gniewnymgłosem, wbijając wzrok w podłogę.- Kto taki?- Jeszcze się dowiesz, narwańcu! - On nie jest wcale twoim synem, Manny.- Jest jedynym synem, jakiego kiedykolwiekchciałem mieć.Zadzwonił telefon; Weingrasschwycił słuchawkę i przyło\ył ją do ucha.- Tak?- Emmanuel?- Kiedyś, gdy sprawdzaliśmy na co nas stać w LosAngeles, byłeś o wiele mniej formalny.- Chwała Allachowi, nigdy tego nie zapomnę.Popowrocie tutaj kazałem się przebadać.- Powiedz no, zasrańcu, przepuścili cię wtedy natrzecim roku z tą twoją pracą roczną z ekonomii?- Dostałem za nią zaledwie czwórkę, Manny.Powinienem cię był posłuchać.Twoim zdaniemnale\ało ją znacznie bardziej skomplikować -twierdziłeś, \e oni lubią, jak coś jest skomplikowane.- Czy mo\esz mówić? - spytał Weingrass,powa\niejąc nagle.- Ja tak, ale mo\liwe, \e ty nie.Ztego końca wszystko jest statyczne.Rozumiesz?- Tak.Nasz wspólny znajomy.Gdzie on jest?- W drodze do Bahrajnu z dwoma innymi ludzmi zambasady- miał być tylko jeden, ale to uległo zmianie wostatniej chwili.Nie wiem czemu.- Pewnie chodzi o jakieś powiązania z kimś innym.Czy to ju\ wszyscy?Ahmat milczał przez chwilę.- Nie, Mannyrzekł z cicha.Jest jeszcze ktoś, komunie wchodz w drogę, ani w \aden sposób niedostrzegaj nawet jego obecności.To kobietaimieniem Khalehla.Mówię ci o tym, poniewa\ ci ufam i powinieneś wiedzieć, \e ona istnieje, nikt innynie mo\e się jednak tego domyślić.Jej obecność tutajmusi zostać utrzymana w takiej samej tajemnicy, jakobecność naszego przyjaciela; jeśli by się wy dało, \etu jest, byłoby to katastrofalne w skutkach.- Zdrowo się nagadałeś, chłopcze.W jaki sposóbrozpoznam ów problem?- Mam nadzieję, \e nie zajdzie taka potrzeba.Jestukryta w kabinie pilota, która pozostanie zamkniętana klucz, a\ do chwili, gdy wylądują w Bahrajnie.- Czy to wszystko, co chcesz mi powiedzieć?- O niej tak.- Muszę się stąd ruszyć.Co mo\esz dla mnie zrobić?- Mogę ci wysłać inny samolot.Jak tylko będzie tomo\liwe, nasz przyjaciel zadzwoni i powie nam, cosię dzieje.Skontaktuj się ze mną, jak tam dotrzesz;oto sposób, by to zrobić.- Ahmat podałWeingrassowi numer swojego prywatnego,szyfrowanego telefonu.- Zdaje się, \e to nowacentralka - powiedział Manny.- To nie centralka - powiedział młody sułtan.- Czybędziesz pod tym numerem?- Tak.- Zadzwonię do ciebie i powiem, co zostało ustalone.Jeśli będzie wkrótce jakiś lot rejsowy, to byłobyznacznie łatwiej wysłać cię właśnie nim.- Przykro mi, ale to niemo\liwe.- Dlaczego?- Wszystko musi się odbyć w tajemnicy.Mam tu zesobą siedem pawi. - Siedem.?- Tak i jeśli sądzisz, \e mogą mieć miejsce jakieśkłopotypowiedzmy katastrofy - to spróbuj sięposłu\yć tymi wysoce inteligentnymi ptaszkami, obiałoniebieskim upierzeniu.Ahmatowi, sułtanowiOmanu, zaparło dech w piersiach.- Mosad? - szepnął.- Mniej więcej.- Ja pieprzę! - wykrzyknął Ahmat.Mały sześcioosobowy odrzutowiec typu Rockwellleciał na północny zachód na wysokości dwunastutysięcy metrów nad Zjednoczonymi EmiratamiArabskimi i Zatoką Perską, odbywając swójtysiącdwustukilometrowy kurs do szejkanatuBahrajnu.Denerwująco cichy, pewny siebie AnthonyMacDonald siedział sam w pierwszym rzędziepodwójnych siedzeń; Azra i Kendrick siedzieli razemw ostatnim.Drzwi do kabiny pilota były zamknięte iwedług tego, co mówił człowiek, który wyjechał imna spotkanie "skradzionym" wojskowymsamochodem, a następnie przeprowadził przez strefęprzeładunkową w najodleglejszy koniec lotniska wMaskacie i do samolotu, drzwi te pozostanązamknięte a\ do chwili, kiedy pasa\erowie opuszcząsamolot.Nikt ich ma nie widzieć; namiędzynarodowym lotnisku w Muharrak wBahrajnie wyjdzie po nich ktoś, kto przeprowadziich przez kontrolę paszportową.Evan i Azrakilkakrotnie przestudiowali plan, a jako \e terrorysta nigdy dotąd nie był w Bahrajnie, robiłteraz notatki - zwłaszcza na temat miejsc i ortografiiich nazw [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •