[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu wszelako, w tej- 107 -opustoszałej niecce, panował mroczny, posępny nastrój.Margo spojrzała na D Agostę, który zakończył już pobieranie próbek i stał w promieniachzachodzącego słońca z założonymi rękami, spoglądając na rzekę.Cieszyła się, że policjant postawił naswoim i postanowił z nią zostać.Nachyliła się nad maszyną, w duchu śmiejąc się ze swego zdenerwowania.Obracając w palcachfragmenty osmalonego, odbarwionego metalu, odnalazła w końcu płytkę znamionową, której poszukiwała.Ocierając ją z sadzy, ujrzała napis Westerly Genetics Equipment oraz logo WGE.Poniżej, na kancie, wybitybył numer seryjny i napis: WGE Zintegrowany Analizator Sekwencji DNA.W przeciwległym rogu znajdowała się nieduża sterta na wpół rozbitych, na poły stopionych urządzeń,które wyglądały inaczej niż pozostałe.Margo obejrzała szczątki, ostrożnie obracając w dłoniach każdykawałek i układając na podłodze w nadziei, że rozpozna, skąd pochodziły.Zdawały się stanowićskomplikowaną instalację do syntez organiczno-chemicznych, złożoną między innymi z aparatów dofrakcjonowania i destylacji, gradientów dyfuzji i niskonapięciowych węzłów elektrycznych.Na spodzie, gdzie przedmioty były w mniejszym stopniu uszkodzone przez żar, odkryła potłuczonefragmenty kilku butli Erlenmeyera.Sądząc po napisach na etykietach, większość z nich zawierała typowelaboratoryjne chemikalia.Jeden napis wszelako wydał się jej niezrozumiały.Aktywowany 7-dehydrochole.Obróciła fragment butli.Do licha, ta nazwa wydawała się jej znajoma.W końcu wrzuciła fragmentetykiety do torebki.Bez wątpienia ta substancja chemiczna powinna znajdować się w encyklopedii chemii organicznej;sprawdzi to po powrocie do laboratorium.Obok maszyny znajdowały się resztki cienkiego notesu, spalonego, z wyjątkiem kilku stron.Gdypodniosła go ostrożnie, kartki zaczęły kruszyć się w jej dłoniach.Starannie pozbierała zwęglone fragmenty,włożyła do plastykowego woreczka i schowała do torebki.W niecały kwadrans zdołała zidentyfikować dostatecznie dużo urządzeń, by mieć pewność co dojednego ten magazyn jeszcze niedawno mieścił światowej klasy laboratorium badań genetycznych.Margocodziennie pracowała z podobnymi urządzeniami i wiedziała dość, by oszacować koszt zniszczonegolaboratorium na ponad pół miliona dolarów.Cofnęła się.Skąd Kawakita wziął pieniądze na stworzenie takiego laboratorium? I co, u licha,kombinował?Przechodząc po betonowej posadzce i sporządzając notatki, dostrzegła nagle coś dziwnego, coprzykuło jej uwagę.Pośród stert gruzu i stopionego szkła ujrzała coś, co wyglądało jak pięć wielkich kałużbłota, któremu żar nadał konsystencję cementu.Wokoło można było dostrzec rozsypane grudki żwiru.Zaciekawiona, nachyliła się, aby przyjrzeć się bliżej swemu znalezisku.W najbliższą z kałuż wtopiony byłnieduży metalowy przedmiot, mniej więcej wielkości jej pięści.Wyjąwszy z torebki scyzoryk, otworzyła go izdrapała wierzchnią warstwę, która przywarła do metalu jak cement.Pod spodem ujrzała litery MINNE WARIA OTE.Obracając przedmiot w dłoniach, dopiero podłuższej chwili zorientowała się, co to było filtr do akwarium.Wstała, spoglądając na pięć podobnych stert gruzu i żwiru, tonących w cieniu ocalałego fragmentu muru.%7łwir, potłuczone szkło.to musiały być akwaria.Całkiem spore, sądząc po rozmiarach kałuż.Ale.akwariawypełnione błotem! To nie miało sensu.Uklękła, wyjęła scyzoryk i wbiła ostrze w znajdującą się najbliżej zaschniętą masę.Podważyła lekko,odłupując całkiem spory kawałek.Podniosła go i obróciła kilka razy w dłoniach.Zdziwiła się, ujrzawszy coś,co wyglądało jak korzenie i fragment łodygi jakiejś rośliny; ocalała z pożaru dzięki ochronnej warstwie błota.Przeklinając scyzoryk, nie nadający się do tak delikatnej czynności, ostrożnie usunęła zaschnięte błoto zeszczątków rośliny i uniosła ją do światła.Nagle upuściła roślinę i machnęła ręką, jakby się oparzyła.Po chwili znów ją podniosła i przyjrzała sięjej uważniej.Serce zaczęło tłuc jak oszalałe.To niemożliwe, pomyślała.- 108 -Znała tę roślinę, znała ją doskonale.Ta twarda, włóknista łodyga, dziwaczne, gruzłowate korzenieprzywołały przerażające wspomnienia.Znów ujrzała siebie, siedzącą w pustym laboratorium genetyki wmuzeum, wpatrzoną w okular mikroskopu, zaledwie kilka godzin przed feralną galą Przesądów.To była ta sama rzadka amazońska roślina, której tak łaknęło stworzenie zwane Mbwunem.Ta samaroślina, której nieświadomy Whittlesey użył jako wypełniacza do skrzyń z reliktami wysłanymi do muzeum zdorzecza Xing niemal dziesięć lat temu.Roślina, która rzekomo już nie istniała.Jej środowisko naturalnezostało zniszczone, a włókna przechowywane w muzeum zostały z rozkazu władz federalnych spalonebezpośrednio po śmierci Mbwuna Bestii z Muzeum.Margo znów się wyprostowała, wycierając buty z sadzy.Greg Kawakita zdołał w jakiś sposób zdobyćpróbki tej rośliny i hodował ją w tych wielkich akwariach.Ale po co?Nagle przyszła jej do głowy przerażająca myśl.Odegnała ją natychmiast od siebie.Nie, to niemożliwe,aby istniał drugi Mbwun, którego Greg karmił hodowanymi przez siebie roślinami.Ale czy na pewno? Poruczniku.? zapytała. Czy wie pan, co to takiego?Podszedł bliżej. Nie mam pojęcia odparł. Liliceae mbwunensis.Roślina Mbwuna. %7łartujesz, prawda?Margo powoli pokręciła głową. Chciałabym, aby tak było.Stali w bezruchu, podczas gdy słońce skryło się za Palisades, złocąc odległe budynki za rzeką aureoląukośnych promieni.Margo ponownie spojrzała na trzymaną w dłoni roślinę i już miała włożyć ją do torebki,gdy jej uwagę zwróciło coś, czego wcześniej nie zauważyła w słabym świetle.U podstawy korzenia dostrzegła ciągnącą się wzdłuż ksylemu niedużą bliznę, ślad szczepu w kształciepodwójnego V.Taki ślad można było wyjaśnić dwojako.Albo był to pospolity eksperyment hybrydyzacyjny, albowynik bardzo złożonych badań naukowych z wykorzystaniem inżynierii genetycznej.30Hayward gwałtownie otworzyła drzwi i weszła do środka.Policzki wciąż miała pełne jedzenia, którepowoli przeżuwała. Dzwonił kapitan Waxie rzekła, przełykając kawałek tuńczyka. Chce, żeby natychmiast poszedłpan do Oddziału Przesłuchań.Złapali go.D Agosta uniósł wzrok, przerywając wpinanie szpilek w nową mapę, która zastąpiła planszę zabranąprzez Waxiego. Kogo złapali? No, zabójcę.Naśladowcę, ma się rozumieć. Uniosła brwi. Coś takiego D Agosta w sekundę znalazł się przy drzwiach, zdejmując z wieszaka marynarkę i- 109 -wkładając ją. Złapali go w Ustroniu ciągnęła Hayward, gdy przechodzili korytarzem w stronę wind. Któryś znaszych cywilnych wywiadowców, wystawiony na wabia, usłyszał jakiś hałas i poszedł sprawdzić, co siędzieje.Facet właśnie dzgnął nożem włóczęgę i szykował się do obcięcia mu głowy. Skąd to wiedzą?Hayward wzruszyła ramionami. Proszę spytać kapitana Waxiego. A nóż? Domowej roboty.Naprawdę tępa kosa.Taka, jakiej szukaliśmy.Hayward, mimo tego, co powiedziała, nie wydawała się zbytnio przerażona.Drzwi windy otworzyły się i stanął w nich Pendergast.Na widok D Agosty i Hayward, zamierzającychwejść do kabiny, uniósł brwi w pytającym geście. Na Oddziale Przesłuchań mają podobno zabójcę wyjaśnił D Agosta. Waxie posłał po mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]