[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z ukrytych głośników znów popłynęły groteskowe jęki i coraz donośniejszy skowyt.Pod wpływem tej fali dźwięków Norze zakręciło się w głowie, miała wrażenie, że tonie; takich doznań doświadczała zwykle, gdy miała wysoką gorączkę.Zachwiała się, ale nie upadła; gdyby teraz się przewróciła, byłoby po niej.Usłyszała krzyk i pośród wirującej mgły nieopodal ujrzała kobietę, leżała na boku, a tłum brutalnie ją tratował.Instynktownie pochyliła się, schwyciła wyciągniętą rękę tamtej i pomogła jej wstać.Twarz kobiety ociekała krwią, jedną nogę miała wykrzywioną i ewidentnie złamaną, ale żyła.–Moja noga – jęknęła kobieta.–Obejmij mnie za ramię! – krzyknęła Nora.Włączyła się w tłum i podtrzymując ranną, dała się ponieść przez wąskie wejście do Sali Rydwanów.Chwila przeraźliwego narastającego nacisku… i nagle zrobiło się przestronnie, ludzie rozproszyli się zdezorientowani, okrwawieni, w podartych ubraniach i rozpaczliwie wzywający pomocy.Kobieta zawisła na jej ramieniu jak martwy ciężar, łkając jak dziecka Przynajmniej tu uwolnią się od tego morderczego dźwięku i towarzyszących mu efektów.A jednak tak się nie stało.Nie umknęła przed dźwiękiem, mgłą ani pulsowaniem lamp stroboskopowych.Nora rozejrzała się z niedowierzaniem.Mgła wciąż podnosiła się, zawieszone pod sufitem lampy błyskały w oszałamiającym tempie – oślepiające nieubłagane eksplozje świateł coraz bardziej mąciły jej umysł.Viola ma rację, stwierdziła w duchu, z trudem zbierając myśli.To nie była żadna usterka.Scenariusz nie przewidywał montażu lamp ani urządzeń do wytwarzania mgły w Sali Rydwanów, a jedynie w komorze grzebalnej.To zostało zaplanowane i zrealizowane rozmyślnie.Przycisnęła dłoń do głowy pulsującej tępym bólem, zmuszając ranną kobietę do jeszcze większego wysiłku.Zmierzały teraz w stronę Drugiego Boskiego Przejścia i znajdującego się za nim wyjścia z grobowca.Lecz i to wąskie przejście było zablokowane przez skłębioną masę ogarniętych paniką ludzkich ciał.–Pojedynczo! – zakrzyknęła Nora.Dokładnie na wprost niej jakiś mężczyzna zaczął przedzierać się przez tłum.Wolną ręką schwyciła go za kołnierz fraka i silnym szarpnięciem wytrąciła z równowagi.Potoczył dziko wzrokiem dokoła i zamachnął się zaciśniętą pięścią, próbując ją trafić.–Suko! – ryknął.– Zabiję cię!Nora cofnęła się z przerażeniem, a mężczyzna zaraz się odwrócił i zaatakował tych, co znajdowali się przed nim.I nie on jeden.Wszędzie wokoło ludzie wyli, miotali się z wściekłości, oczy wychodziły im z orbit – to był prawdziwy obłęd, godna Boscha wizja piekielnych czeluści.Poczuła to w swoim wnętrzu – narastające ożywienie, nieopisany nieukierunkowany gniew, wrażenie nieuchronnej zguby A jednak nic się nie wydarzyło.Nie było pożaru, masowego mordu, niczego, co mogłoby uzasadnić ten wybuch zmasowanego szaleństwa.Nora spostrzegła dyrektora muzeum Fredericka Watsona Collopy'ego.Jego twarz wyglądała dziwnie, jak zdruzgotana; dyrektor chwiejnym krokiem sunął w stronę wejścia, ciągnąc za sobą jedną, zdawałoby się, całkiem bezwładną nogę.Szuuuur-łup! Szuuuur-łup!Zauważył ją, a na jego twarzy pojawił się złowrogi, nieprzyjemny grymas.Wlokąc za sobą sztywną nogę, przedzierał się przez tłum.– Noro! Ratunku! – Schwycił ranną kobietę.Nora już miała podziękować mu za pomoc, gdy nagle ten bezceremonialnie upuścił ją na podłogę.Nora spojrzała na niego ze zgrozą.– Co pan robi, u licha?Postąpiła naprzód, by pomóc kobiecie, lecz Collopy pochwycił ją z niewiarygodną siłą, jego palce wpijały się kurczowo w jej gardło, raniąc boleśnie.Wczepił się w jej ramiona rozpaczliwie niczym tonący.Próbowała mu się wyrwać, ale nie potrafiła rozerwać jego chwytu.W szaleńczej pasji objął ją jedną ręką za szyję.– Ratunku! – zawołał ponownie.– Nie mogę chodzić!Nora dźgnęła go łokciem w splot słoneczny i Collopy zachwiał się, ale w dalszym ciągu nie puszczał.Obok niej przemknął jakiś cień i Nora spostrzegła Violę, która z impetem zaczęła kopać Collopy'ego w golenie.Dyrektor wrzasnął przeraźliwie, rozluźnił uścisk i osunął się na podłogę, wijąc się i sypiąc przekleństwami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]