[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak na mieszkanki Londynu przystało, żywiłyśmywiele sceptycyzmu wobec Mniszki z Kent: zwykła awanturnica, może trochę szalona, ale na pewno oszustka.Nie miałam pojęcia, co skłoniło ojca, że się z nią spotkał.Wizje dawnej służącej niewiele miały wspólnego zbliskim sercu ojca katolickim mistycyzmem, zbliżone były do zabobonów, którymi uczył nas pogardzać.Od-wróciłam wzrok, nie chcąc, by Cecily wyczytała coś z moich oczu, ale jeszcze zdążyłam zauważyć, że przeże-gnała się ukradkiem.Jejmość niecierpliwie czekała, co powie John.- No więc, dlaczego on to zrobił? Mam na myśli tę dzisiejszą historię.z aktorami.- Złość na ojca niecojej przeszła, gdy opowiedziała o jego koszmarnych snach, ale w jej spojrzeniu nadal płonęło wojownicze świa-tełko.- Twierdzisz, że się domyślasz?- Wydaje mi się, że chciał nam przekazać, iż się boi, ale nie umiał znalezć odpowiednich słów - wyja-śnił John z prostotą.- W głębi duszy to człowiek dawnej epoki.Wtedy żyło się na widoku, cały czas trzebabyło grać swoją rolę, i czynić to dobrze.Wszyscy tak robili.Jedynym miejscem, gdzie pokazywano prawdziweuczucia, był teatr.Przedstawienia, przebieranie i maski dawały pretekst do chwili szaleństwa i zapomnienia.Ateraz.tak sądzę.gdy stracił swą wielką rolę w życiu publicznym, został sam ze swoimi myślami i strachem, októrym nie potrafi rozmawiać.Uciekł się zatem do jedynego znanego mu sposobu, aby okazać uczucia: spro-wadził komediantów.Odpowiedz ta wprawiła nas w osłupienie.Ale nie jejmość.Kiwała głową, jakby brzmiało to dla niejbardzo sensownie.Oboje z Johnem też byli ludzmi tamtej epoki.- Uważasz.- odezwała się, wyraznie mięknąc - że w ten sposób pokazał nam, co skrywa w głębi swegoserca.?Do tej pory nie słyszeliśmy, by jejmość wyrażała się tak poetycznie.- Tak - odparł John z przekonaniem i nikt mu nie zaprzeczył.- %7łałuję, że go uderzyłem.W pierwszejchwili myślałem, że to okrucieństwo z jego strony, a tymczasem on był w rozpaczy.W oczach Cecily pojawiły się łzy, twarze pozostałych wyrażały wielki smutek i współczucie.- Mądre słowa - mruknął Giles Heron, a w jego głosie wytrawnego polityka zabrzmiał szacunek dlaJohna.- Nigdy by mi to do głowy nie przyszło.- Ach, biedny ojciec! - szepnęła Anna.- Może mu dać środek nasenny? - John od razu podszedł do sprawy praktycznie.Jejmość pokręciła głową.RLT- Nie zażyje - odparła.- Wiele razy mu proponowałam.Zaczyna wtedy mówić o woli bożej; jest nie-możliwy.Przeżegnała się.- Cóż, w takim razie nic nie poradzimy - orzekł John z rezygnacją.Przeczuwał zapewne, że taką odpo-wiedz dostanie.- Ale zachowywałby się rozsądniej, gdyby wypoczął.Kiedy wróciliśmy do domu, John pozwolił mi opatrzyć sobie dłoń.Położył się w sypialni, a ja długoprzemywałam i bandażowałam jego rękę.- Wiesz, to niezwykłe, że najpierw rzuciłeś się na niego, a zaraz potem tak dobrze go zrozumiałeś - rze-kłam z czułym podziwem i wdzięcznością.Chciałam pogładzić go po twarzy i wtedy okazało się, że zasnął.Nazajutrz przyszedł list od mistrza Hansa.Zgodził się przyjechać do Well Hall na ostatni tydzień wrześ-nia.Upuściłam list na stół.Wiele nadziei wiązałam z poprawianiem portretu i odnowieniem przyjazni z mi-strzem Hansem.Ale po wydarzeniach ostatniego wieczoru trudno mi było wierzyć (nawet jeśli wciąż miałamnadzieję), że wyjazd ten będzie oznaczał dla ojca nowy początek.Wcale nie miał zamiaru usuwać się w cieńani poprzestawać na nawiązywaniu niteczek dawnych przyjazni - nielicznych teraz, gdy był zwykłym obywa-telem - ani też robić tego, co zapowiadał, gdy pierwszy raz zrezygnował z urzędu: modlić się i służyć Bogu.Nie umiał żyć w domowym zaciszu.John nam to uświadomił.Zrzeczenie się urzędu kanclerskiego potraktowałjak wyzwolenie od wykonywania poleceń króla, co nie oznaczało, że zamierza wycofać się z życia publiczne-go.Obudziła się we mnie ponura pewność, że choćby bardzo się bał, dalej będzie walczył o Kościół katolicki.Będzie krzyżowcem do końca.W tak pesymistyczny nastrój popadłam podczas podróży łodzią do domu, kiedy siedząc przytulona doJohna - dumnie wyprostowanego - od czasu do czasu spoglądałam na niego.Nie wiem, czy to ciepła noc, czyteż trzepot ptasich skrzydeł i szelest nietoperzy sprawiły, że przyszedł mi na myśl diabeł nachodzący ElizabethBarton; może po prostu moje myśli ciężkie były od wina i przeżyć tego wieczoru.I kiedy powieki Johna zaczę-ły sennie opadać, obejrzałam się, by jeszcze raz popatrzeć na nocne niebo nad domem w Chelsea.I gotowa by-łam przysiąc, że widziałam nad domem kometę: krwistoczerwoną kulę z długim świetlistym ogonem.Tylko jają dostrzegłam.Przewoznik mruczał coś do siebie pod nosem, wpatrzony w rytmicznie zanurzające się wiosła.Trąciłam śpiącego Johna, ale on dopiero po chwili zareagował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]