[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Max skrócił szelki plecaka i zbiegł trochę w dółzbocza.Przed nim rozciągał się gęsty, brzozowy las, więcpostanowił, że skryje się w nim podczas dalszej wędrówkiw poszukiwaniu rzymskiej drogi.Znalazł ją po paru godzinach choć mocnozarośnięta chwastami, niezaprzeczalnie była gościńcem zzakurzonego kamienia wijącym się wśród wzgórz.DalejMax szedł już po zniszczonym bruku, od czasu do czasuzatrzymując się, by zerknąć na rozsypujące się kamieniemilowe postawione za czasów cezarów.Nie tylko droga przetrwała wojny.Od czasu do czasuMax widział również domy opuszczone kamiennekonstrukcje, których dachy dawno się zawaliły.W jednymz nich Max odkrył pozostałości obozu goblinów rozrzucone kości i ohydne graffiti na ścianie.Nie byłojednak ani śladu ludzi.Kiedy cienie zaczęły się wydłużać, a światło dzienneblednąc, Maksa ogarnęła rozpacz.Mimo ostrzeżeńwiedzmy był zdeterminowany, by jak najszybciejodnalezć ludzi.Wizja ognia na kominku i rozmowy prawdziwej rozmowy kusiła bardziej niż wszystkieskarby świata.Księżyc w pierwszej kwadrze był już wysoko, kiedyMax usłyszał wreszcie znajomy odgłos.Nie dało się gopomylić z niczym był to odgłos zamykania drzwi idochodził zza niskiego pagórka jakieś piętnaście metrówod drogi.Max ruszył biegiem, wspiął się na wzgórze icałym sobą chłonął zapach dymu z opalanego drewnempieca i aromat pieczonych warzyw.U podnóża pagórkastał rozległy wiejski dom.Księżyc jasno oświetlał jegokamienne ściany i spadzisty dach kryty strzechą.Zkomina uchodził biały dym, który wznosił się prostąsmugą, dopóki wiatr go nie rozwiał, przynosząc zapach donozdrzy Maksa.Przez małe osłonięte okiennicamiokienka błyskało złote światło.Na ten widok Max omalnie zbiegł radośnie z pagórka, spragniony ludzkiegotowarzystwa.Wiedzma jednak ostrzegła go, że z ludzmi jest coś niew porządku, więc zatrzymał się, by dokładnie rozejrzećsię po najbliższej okolicy tej samotnej ludzkiej siedziby.Na szerokiej polanie stała również zagroda dla zwierzątpełna owiec i kóz, widniała ciemniejsza plama zapewneogród warzywny oraz parę komórek.Za ogródkiemwarzywnym widać było starą studnię.W bladymksiężycowym blasku wyraznie odznaczał sięwyszczerbiony krąg jej cembrowiny.Przez podwórkoprzemykał się jakiś mały kształt.Szedł chwiejnie i powoli.Max chwycił gladius w dłoń i z lisią zwinnością zszedł zewzgórza.Szybko znalazł się za plecami postaci i skradałsię za nią.Okazało się, że to mała dziewczynka.Nie mogła mieć więcej niż sześć lat.Ubrana była wwełnianą kurtkę i o wiele za długą spódnicę.W rękachtrzymała wiązkę chrustu, a jej oddech unosił się chmurkąw chłodnym powietrzu.Kierowała się w stronę domu.Max płynnym ruchem schował gladius do pochwy,ukląkł i łagodnie zawołał po włosku: Hej, tam.Dziecko upuściło chrust i zamarło. śśś uspokoił je Max, podchodząc bliżej, bymogło go zobaczyć. Wszystko w porządku, nic ci niezrobię. Jesteś tym pot-potworem? szepnęła mała. Nie.Nie jestem potworem.Jestem przyjacielem. Przyjacielem? powtórzyła głosem pełnymniedowierzania.Max skinął głową i podniósł z ziemi chrust. Mam na imię Max powiedział łagodnie. A ty? Mina ledwo dosłyszalnym szeptem odpowiedziaładziewczynka. To twój dom, Mina? zapytał.Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi domu otworzyłysię i w ich świetle stanął potężny mężczyzna.Mówiłszybko, głosem ostrym i pełnym wyrzutu. Mina, mówiłem ci, że masz się pospieszyć!Max krzyknął z ciemności słowa przeprosin iwyjaśnił, że to jego wina.Na dzwięk jego głosu,mężczyzna wlepił wzrok w podwórze.Max wyczarowałkrąg miękkiego, błękitnego światła, by oświetlić miejsce,gdzie stał wraz z Miną, teraz znieruchomiałą zprzerażenia. Demon! krzyknął mężczyzna, zatrzaskując drzwi iwywołując w środku wrzask wielu młodych głosów ihisteryczne szczekanie psa.Max wziął dziewczynkę za rękę i pospieszył wkierunku domu, w którym nagle pogasły wszystkieświatła.Do drzwi ze zgrzytem dosunięto coś ciężkiego.Ze środka dochodziły dramatyczne szepty i brzęktłuczonego szkła.Spodziewając się, że odpowiedzią napukanie w drzwi mogą być wymierzone w jego pierświdły, Max zastukał tylko raz, po czym odsunął się iodezwał spokojnym, łagodnym głosem: Przepraszam, nie chciałem was niepokoić.Odpowiedzi nie było, lecz zza drzwi dochodziłwyraznie ciężki oddech mężczyzny.Mina wciąż trzymałaMaksa za rękę, ale życia w tym uścisku nie było.Zciskałajego palce z jakąś rezygnacją, jakby już dawno poddałasię okropnemu losowi. Rozumiem, że jest ciemno i że się boicie krzyknąłMax przez drzwi. Zostawiam tu Minę.Możemyporozmawiać rano.Pogłaskał dziewczynkę po policzku, zostawił ją naprogu razem z chrustem i poszedł do stogu siana stojącegojakieś piętnaście metrów dalej, przy zagrodzie dlazwierząt.Zza ogrodzenia łypnęła na niego jakaś sennakoza, po czym z powrotem zapadła w sen.Max rozwinąłśpiwór na sianie.Cały czas nasłuchiwał, jak Mina błagamężczyznę prawdopodobnie swego ojca by wpuścił jądo środka.Max wysilił słuch, by rozszyfrować pojedynczesłowa. Nie, nic mi nie zrobił". Wciąż tu jest".Coś opójściu spać i coraz większej niecierpliwości Miny zpowodu dokuczliwego zimna.Dopiero wtedy drzwiuchyliły się odrobinę.Max zobaczył wyciągnięte przez tęszparę ramię, które chwyciło małą za kołnierz i wciągnęłodo środka.Następnie drzwi zatrzasnęły się z hukiem.Dom był ciemny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]