[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z plikiem gazet pod pachą szedł do łazienki.Było to jedyne miejsce oprócz dyżurkisióstr, gdzie stale paliło się światło.Przysiadał na stołku i opierając kontuzjowaną nogę o krawędzwanny, zabierał się do czytania dzienników, które w każdą niedzielę przynosiła mu żona wuja.Którejś nocy poznał na korytarzu kroki Francoise, zatrzymała się pod drzwiami.Serceskoczyło mu do gardła.Wstał ze stołka i chciał: oprzeć na kulach, ale zrobił to tak niezdarnie, żejedna z nich z głośny| hukiem upadła na posadzkę.Pielęgniarka szybko weszła, schyliła się ] kulę ioparła ją o ścianę.Potem wolno się zbliżyła.Dotarł do niego oszałamiający zapach kobiecego ciałai wszystko dookoła nabrało jakby płynności.Dziewczyna wspięła się na palce, gdyż była znacznieniższa; niemal parzyły go jej usta, między zęby wcisnął się jej wilgotny i twardy język.Czuł przezcienki materiał jej młode, jędrne ciało.Nie zaprotestował, gdy rozpięła mu piżamę i wsparła dłoniena jego piersiach.Odsunęła się nieco, a potem przyklękła i zsunęła mu z bioder spodnie.Przyjęłygo jej usta, towarzyszył temu dreszcz na całym ciele, uczucie nagłego gorąca, przestrachu izachwytu zarazem.W ułamku sekundy doświadczał czegoś na kształt wzlotu i upadku, ogarniała goeuforia zespolona z piekącym wstydem.Chciał ją odepchnąć i bał się, że pozostanie z czymś, cozdawało się go przerastać.Doznał nagłej paniki wobec końcowego przeżycia, które było bolesne,ale jednocześnie wyzwalające.Nie miał śmiałości spojrzeć na Francuzkę, odwrócił głowę, kiedysię podnosiła.Chciał teraz zostać sam.Ona musiała się tego domyślić, bo usłyszał jej kroki, apotem ciche stuknięcie drzwi.W lustrze nad umywalką zobaczył swoją twarz.Miała obcy wyraz, nad górną wargąwystąpiły kropelki potu.Własna fizyczność wydała mu się bardziej skomplikowana, niż sądził dotej pory.Doświadczenie z Jeanem było zupełnie innej natury, cieszył się, że instynkt nie pozwoliłmu zrobić niewłaściwego kroku i teraz popchnął go w stronę kobiety.Wyszedł ze szpitala w miesiąc po kapitulacji Francji.Pierwszą osobą, która go odwiedziław pałacu wuja, był radca Kozłowski.Nie przypominał w niczym owego gładkiego dyplomaty,którego zagadnął na schodach ambasady.Zniknęła bezpowrotnie jego wyszukana elegancja,zamiast nieskazitelnie skrojonego garnituru nosił teraz dość sfatygowaną bluzę i spodnie pumpy wniezbyt dobranym do niej kolorze.Uległ też zmianie sposób wysławiania się byłego radcy, stał sięswobodniejszy, a czujność w jego oczach jakby przygasła.- Wojna skończyła się dla mnie na szosie pod Paryżem - powiedział Jasio zgnębionymgłosem.- A dla mnie w obozie dla internowanych - odrzekł tamten.- Ale udało mi się stamtądzwiać.- Niemcy?- Ależ skąd.- Francuzi - stwierdził Jasio z niejaką przykrością.- Swoi.Jasio pomyślał, że radca sobie z niego żartuje, Kozłowski był jednak od tego jak najdalszy.Opowiedział mu, jak ludzie z otoczenia generała Sikorskiego tępili wyższych oficerów związanychz dawnym obozem sanacyjnym.W ośrodku odosobnienia w Cerizay znalazło się kilkusetinternowanych faszystówsanatorów i .- Ale przecież pan nie był wojskowym.- Siedzieli tam także urzędnicy wyżsi, ale nie tylko.Sposób na wyeliminowanie innej opcjipolitycznej.Równie dobry jak każdy inny.- To się nie mieści w głowie! - wykrzyknął oburzony.- Więzić ludzi, którzy chcą walczyć oPolskę!- Ekipa Sikorskiego uważa, że tylko ona ma do tego prawo.Miejmy nadzieję, że historia toodpowiednio osądzi.Fortuna kołem się toczy.Opluskwiali marszałka Zmigłego za Zaleszczyki, asami co - uciekli do Anglii, zostawiając prostych żołnierzy własnemu losowi.Zmarnowaliodbudowaną z takim trudem armię.I to nie w boju, ale w idiotycznych przemarszach.Szczęście wnieszczęściu, że znalazł się pan w szpitalu i nie widział tego co ja.Radca zamilkł na chwilę w ponurej zadumie.- A co pan myśli o kapitulacji Francji? - zagadnął Jasio.Mężczyzna uśmiechnął sięszyderczo.- Co myślę o kapitulacji żabojadów? - powtórzył.- Trudno powiedzieć, ile w tyminstynktownej rozwagi narodu, który nie chciał się wykrwawić, a ile pretensji podatników do rządu,który utopił miliardy franków w linię Maginota.Po wyjściu ze szpitala czekał Jasia męczący okres rehabilitacji.Mięśnie pod gipsemzwiotczały, kości uda i łydki obciągała skóra, co sprawiało wrażenie, jakby miał zamiast nogizapałkę.Okazało się też, iż kontuzjowana noga jest teraz o półtora centymetra krótsza.Lekarzporadził mu, żeby nosił but ortopedyczny.Nie zdobył się na to, wiele czasu kosztowało go, bynauczyć się chodzić bez utykania.Ktoś z boku niczego nadzwyczajnego w chodzie Jasia niezauważał, ale przeciążony kręgosłup po każdym większym wysiłku dawał o sobie dotkliwie znać.Jaś wytrwale ćwiczył, chcąc jak najszybciej wrócić do zdrowia i przedostać się do Polski.Kozłowski słuchał jego zwierzeń sceptycznie, ale któregoś dnia spytał:- Aż nogą już wszystko w porządku? Nie dokucza?- Wszystko w porządku - zełgał patrząc radcy w oczy.Wtedy Kozłowski wystąpił z nieoczekiwaną propozycją.Istniały inne drogi powrotu,znacznie bezpieczniejsze, ale ta zaproponowana przez radcę działała na wyobraznię.Przez Węgry,Słowację i Tatry.- Nie będę ukrywał, że rzecz jest wielce ryzykowna - powiedział Kozłowski.- W tych czasach wszystko jest ryzykowne, nawet oddychanie - odrzekł Jaś.Radca uśmiechnął się tym swoim wewnętrznym uśmiechem, który bardziej się wyczuwało,niż dostrzegało na twarzy.- Widzę, młody człowieku, że jest pan odważny.- Jak wszyscy Polacy nie mam nic do stracenia - odpowiedział, myśląc jednocześnie, czyporadzi sobie z przeprawą przez góry.Radca też musiał myśleć o tym samym, bo rzekł:- Niepokoją mnie tylko te góry, noga może tego nie znieść.To było przecież poważnezłamanie.- Ale wszystko jest już w porządku.Był zdecydowany zaryzykować.Pochlebiała mu propozycja dyplomaty, którego misja - Jaśnie miał co do tego wątpliwości - była najwyższej wagi.Jego towarzystwo mogło być dla tamtego otyle wygodne, że Jasio był czysty , wypadek na szosie skutecznie go z wszelkich konspiracyjnychdziałań wyeliminował.Gdyby do niego nie doszło, Jasio przebywałby w jakimś obozie jenieckimalbo przygotowywał się do dalszej walki w Anglii.Tak czy owak musiał stąd wyjechać.%7łycie wokupowanej Francji obrzydło mu do granic wytrzymałości.Odmawiał publicznych występów,odkąd zaczęli przychodzić na nie Niemcy.Całymi dniami przesiadywał więc w pokoju, do któregoprzewieziono ze studia jego fortepian.Ale nie mógł długo ćwiczyć, właśnie z uwagi na bóle wkręgosłupie.Pocieszał się, że przeprawa miała dojść do skutku we wrześniu, a teraz był dopieropoczątek lata.Być może do tego czasu coś się zmieni na lepsze.Wyjechał z Polski jesieniątrzydziestego ósmego roku i jesienią roku następnego miał do niej powrócić.Teraz był rokczterdziesty pierwszy, a on nie był już tym chłopcem zajętym wyłącznie swoją przyszłą karierą.Fortepian zszedł na plan dalszy, mimo iż ciotka w każdym z listów zaklinała go, by wytrwalećwiczył, komponował i nie zaniedbywał myśli o karierze, gdyż w muzyce niczego się nie danadrobić.Susanne nie miała pojęcia o wszystkich jego perypetiach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]