[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dotego Amerykanie potrzebowali mnie.Przekazałem im dokładną charakterystykę S 200Vega, łącznie z systemem sterowania, a także radziecki system kodowaniainformacji - oczywiście, znowu nie dokumentację produkcji maszyn kodujących, aleistotne szczegóły techniczne.Potem system trzech bunkrów dowodzenia - kryptonim Albatros" - zbudowanych w latach siedemdziesiątych.Podałem grubość betonowychmurów, ich głębokość, sposób zawieszenia metalowego pomieszczenia dowództwa i wprzybliżeniu lokalizację, z dokładnością do jednego kilometra.Te bunkry mogły109pomieścić około trzydziestu osób, głównodowodzącego i jego bezpośrednią obsługę.Jeżeli chodzi o ten położony na południu, miałem najmniej dokładne informacje,ale Amerykanie pozyskali je z innego zródła.Spytałem ich już tutaj, w Ameryce,czy zlokalizowali wszystkie bunkry, i usłyszałem odpowiedz twierdzącą.Oczywiście, najdokładniejsze dane miałem o bunkrze zbudowanym w Polsce, ale niebędę ci o tym mówił, bo może teraz zostanie wykorzystany zgodnie z polskimiinteresami.No tak, wiedzą o nim i Ruscy, i Amerykanie, ale trzeba dmuchać nazimne, może ktoś jednak o nim nie wie, na przykład bin Laden.PrzekazałemAmerykanom ponad trzydzieści pięć tysięcy stron różnych dokumentów.Nigdy ichnie liczyłem, nie było to dla mnie ważne, ważna była ich zawartość.Amerykanieje liczyli, bo widocznie to lubią.Istnieje w Waszyngtonie specjalny sejf z tymi dokumentami, do którego mamnieograniczony dostęp, właśnie z niego wziąłem mapę, aby ci pokazać oznakowaniedróg natarcia wiodących przez Polskę w chwili wybuchu wojny.Pamiętasz? Drogi A,B, C, D, tak jest.Byłem dla Amerykanów swego rodzaju instrumentem wczesnegoostrzegania, szybszym od satelity.Mogłem natychmiast ich zawiadomić osowieckiej gotowości do ataku.Wiesz, gdzie stoi kościół św.Anny na KrakowskimPrzedmieściu? Tam jest wieżyczka.Stamtąd nadawałem swoje meldunki, a osoba,która je odbierała, siedziała w ławce kościelnej z książeczką do nabożeństwa,pogrążona w modlitwie.Tak to wymyśliłem.Ponieważ nie było mile widziane, abyoficerowie chodzili w niedziele110na msze święte, ja, katolik, potrzebujący kontaktu z Panem Bogiem, bywałem wświątyni w dni powszednie, kiedy nie było tam ludzi.Opowiadałem0 tym kolegom, którzy chyba nie bardzo wierzyli w moją pobożność, bo kiedyjeden z nich przypadkiem natknął się na mnie wychodzącego z kościoła, zezdumienia aż przystanął.- To ty naprawdę się modlisz?- Naprawdę.I oczywiście rozgadał o tym po całym sztabie.Stało się to dyżurnym tematem dożartów, a w dniu moich imienin koledzy zrzucili się na różaniec dla mnie.Nawet mój szef to skomentował:- Chyba nagrzeszyłeś, Ryszard, przyznaj się bez bicia.Gdybym się przyznał, pewnie byś zemdlał z wrażenia - pomyślałem.Nie, nie uważałem, że moja współpraca z Amerykanami jest grzechem.Ciążyło mitylko, że muszę to ukrywać, kłamać nawet najbliższym.Ale taką mi przydzielonorolę w służbie ojczyznie.No, masz rację, sam ją sobie przydzieliłem, to tymtrudniejsze.Nikt mi nie kazał niszczyć spokojnego życia sobie1 swojej rodzinie.Przecież moja kariera w wojsku świetnie się rozwijała,miałem dom w pięknej okolicy, jacht, słowem - wszystko, co jest potrzebneczłowiekowi do szczęścia.A ja to zamieniłem na wieczny niepokój, na oglądaniesię za siebie, nasłuchiwanie, czy już po mnie idą.Dlaczego? Może dlatego że niechciałem być nawozem historii, że chciałem ją sam tworzyć.111DavidW latach siedemdziesiątych byłem jeszcze na trzech czy czterech wyprawachjachtowych, które miały bardzo podobne cele jak te podczas pierwszego rejsu.Udając turystów, robiliśmy po drodze zdjęcia potrzebne So-wietom.Problempolegał na tym, że w razie wojny ich potężna flota bałtycka byłaby bezużyteczna,gdyby nie dało się jej przeprowadzić przez cieśniny duńskie na Morze Północne.Stąd wynikało nasze zainteresowanie cieśninami Skagerrak i Kattegat.Rosjaniepotrzebowali panoramicznych zdjęć tego rejonu, ale mieli z tym trudności idlatego poprosili o to polski wywiad.Moja załoga miała podczas kolejnych rejsówfotografować określony fragment szwedzkiego wybrzeża.I wyobraz sobie, wyglądało to zupełnie jak w komedii sensacyjnej - my, polscyoficerowie, udający turystów, płynęliśmy jachtem po Bałtyku wzdłuż szwedzkiegowybrzeża, a za nami, także udający turystów, innym jachtem płynęli oficerowieamerykańscy, między innymi znany ci już Henry okularnik" i David For-den, zktórym najdłużej utrzymywałem kontakt.Henry poznał mnie z Davidem chyba wHamburgu i przedstawił go jako trzygwiazdkowego generała, upoważnionego dopodejmowania wszelkich decyzji.Potem David sam mi się przyznał, że tylkopracuje na stanowisku odpowiadającym pozycji generała.- CIA? - spytałem.A on odpowiedział twierdząco.Był szefem słynnego Russia Department.W czasie tych szpiegowskich rejsów spotykałem się więc z Amerykanami.Dyskutowaliśmy nad formą112naszej współpracy, czego ja od nich oczekuję, czego oni ode mnie.Płynęli zanami, tam gdzie myśmy się zatrzymywali i schodzili na ląd, oni robili to samo.Pretekstem do samotnych wypraw do miasta był mój wysłużony opel.Henry kupowałdo niego części i wręczał mi je razem z paragonami ze sklepów.W jednej z nadmorskich miejscowości w Szwecji mieliśmy zabawić dłużej, więc i jamiałem więcej czasu na spotkania z moimi amerykańskimi kolegami.Siedzieliśmy zDavidem pod parasolem i piliśmy piwo, było burzowo i parno, obaj się pociliśmy iocieraliśmy chusteczkami pot z czoła.Tak to zapamiętałem, ten podobny gest wtym samym niemal czasie.Jak w komedii braci Marx, tylko że to nie była komedia,lecz dramat z niewiadomym zakończeniem.David próbował mi to uświadomić, uważał, że za bardzo się narażam.- Skoro podjąłem się tej misji, chcę ją wykonać jak najlepiej - powiedziałem.- Ale możesz rozłożyć to w czasie, zamiast codziennych komunikatów - jeden natydzień.- No świetnie - odrzekłem.- Zamiast kilku sowieckich pocisków z głowicamijądrowymi - jeden.Tylko co z tego może wyniknąć?David się uśmiechnął.- Richard, czy w historii twojego kraju był już bohater podobny do ciebie?Ja też się uśmiechnąłem.- Nawet nie wiesz ilu.Mieliśmy kiedyś miasto o nazwie Lwów i to miasto wdziewiętnastym roku przed atakiem nacjonalistów ukraińskich obroniły113dzieci, dosłownie dwunasto-, trzynastoletnie.Zpiewa się o nich piosenki.- Died so that we tnight live in freedom - wypowiedział wolno David.- Razem znimi leżą nasi lotnicy, Graves, Kelly i MacCallum.Oni też zginęli za Lwów.Niestety, ich pomnik na Cmentarzu Ayczakowskim zniszczyli komunistycznibarbarzyńcy.To był moment wielkiego porozumienia, braterstwa broni.Ten mężczyzna z innegoświata, o tak odmiennym od mojego życiorysie, wydał mi się nagle kimś bliskim.Inie było to złudzenie, tak się zaczynała nasza prawdziwa męska przyjazń.David pisywał do mnie prywatne listy, był, jak ja, zamiłowanym żeglarzem.Napisał mi kiedyś, że jego marzeniem jest pokazać mi swój kraj, StanyZjednoczone.Chciałby mi też przedstawić swoją żonę i synów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]