[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A więc tu cięmam, dzióbku!Nie urodą, nie osobowością,alezachwytem nad dokonaniami można cię złapać, z przeproszeniemzajajca!Odczułam,z pewnym zdziwieniem, że serce zabiło mi mocniej,jak bokserowi przedstarciem.Ja chyba po prostu uwielbiam rywalizację.Ciekawe, że tak pózno na towpadłam.360Dwudziesty ósmyDałam się wreszcie zaprosić na kawę, do Marty Onajest jednakniesamowita.Zebrała się w sobie do rozmowy na zasadniczytemat."Bierz go sobie" - powiedziała po prostu, chociaż w jej oczachzobaczyłam coś jakby żal.Pewnie, że biorę.Już wiem,że wygrałam ten meczbezrozgrywek.Walkę, w której nie doszło do żadnej walki.A jednak coś takiegobyło w jejpostawie, że konieckońcówczuję się przegrana.Czuję, że Marta nie pochwala mojego postępowania.I niewiem, czyto tylko zazdrość - w końcu ja jestem wolna, ona nie.Czy może chodzi ocoś więcej.Wieczorem przegadałam z Jarkiem zecztery godziny.Już nieoniej.Rozmawialiśmy głównie o nim, ojego pracy i oczekiwaniach.Od życia i nie tylko.Odsamegosiebie.Nie jest to głupi facet ani pospolity.Coto, to nie.Niewiele mu zdradziłam na swój własny temat.Nie wiem dokońca, dlaczego, ale wolałam nie mówić ani o tym, że dalej mieszkam kątem urodziców, ani o dziecku.Chcę na razie wyglądać namaksymalnie wolną i przystępną, chociaż nie polecałabymsobierozwijaniatej znajomości w bardzo szybkim tempie.To ostatnie, mocno skomplikowane zdanie oznacza mniej więcej tyle, żenie mam zamiaruwylądować z nimw jednym łóżku takodrazu.Nie wiem dlaczego,ale czuję, jaknad tą sferą ciągle unosi sięjeszcze cień Pawełka.Dostałam od niego długi mejl, czwarty z kolei.Opisujeswojeprzygody wpogoniza pracą, wspomina też, jak bardzo jest miwdzięczny za Izę, żemożeu niej mieszkać, ijaka ona wspaniała.Nie odpisałam mu.Nagle poczułam wszechogarniający smutek.Możeon miał rację?Może coś zemną nie w porządku, może wcale nie jestem dobrym człowiekiem, ani trochę?A jeśli woczachkolejnych facetów szukam jedynie potwierdzenia swojej wartości?Nawet jak słucham ich zuwagą, to jedynie poto,aby uświadomili sobie, jaka jestem wspaniała?361.Na smutki zaaplikowałam sobie tuż przed snem dodatkowąlampkę wina.Chociaż z reguły nie piję w samotności.Zasnęłami śnił misię Robaczek jako nauczyciel.Nie odrobiłamzadania, więc groziłmi palcem i wrzeszczał straszliwie.Powinnam do niego zadzwonić, ale sięboję.MartaMUCHOS HORMIGASZapoznaliśmy Aososia z Dudusiem,tyleż niefortunnie, że Duduśma dzisiaj w oczachwypisane "znowu w życiu mi nie wyszło."i ogólnie jest na nie.Nie wiem, co muniewyszło, bo nawet jeśli miał ochotę się wywnętrzyć, wcowątpię,jako żeDuduś w pewnym sensie jest bestiąskrytą (pod grubą warstwą autoironii, dobrze znam toprzekleństwo), przecież nie będzie tego robił przy Aososiu.Siedział wkurzony i słuchał,jak Aosoś opowiada o podróżachpo AmeryceAacińskiej.Dziw, żego szlag nie trafił na miejscu.Jednym z największychmarzeń Dudusia jest swobodny rajd dżipem w poprzek obu Ameryk.Aacińskiej w szczególności.Aosoś, nieświadomy zjawisk wulkanicznych zachodzącychw Dudusiu, nawijał radośnie:- Hiszpańskim mi się dziecko zaczęło posługiwać, na przykład"muchos gracias" mówibardzo ładnie.I ze'zrozumieniem.- Do tego nie trzebaAmeryki Aacińskiej, wystarczy pooglądaćfilmy z Banderasem -prychnąłDuduś.- "Muchos gracias" to znaczy "dziękujębardzo", każdy to wie!- I "muchos hormigas".- kontynuował niezrażony Aosoś.Duduś lekceważąco wzruszył ramionami.- Proste."Proszę bardzo".- Nie całkiem.- Aosoś, rozbawiony pokręcił głową.-Bardziej:"w pizdu mrówek".- Co?- Wszyscy wytrzeszczyli oczy.Aosoś wzruszył ramionami.- W pizdu mrówek.Najednymkempingu gość rozłożył sobie kocyk, uplasował się na nim,a w pięć minut pózniej skakałi wrzesz362czał coś bez sensu.Doleciałem do niego, bo myślałem, żecoś mu sięstało, udaralbo wręcz atak padaczki, a onskakałdalej i pokazywałswój nieszczęsny kocyk."Muchos hormigas." - wydyszałmiw końcu.I faktycznie, było tam w pizdu mrówek.Czerwonych.Mojemu dziecku to się spodobało i zapamiętało.- W pizdu!Napiętnaście minut!- zachichotałam, bo mi sięprzypomniała opowieść Doroty.- Jak to, "na piętnaście minut"?- zdziwił się Duduś.-Jakieśdziwnerzeczy dziś wygadujecie.Co na piętnaście minut?- Mojakoleżanka, Dorota, dostała od swojej kumpeli rewelacyjnyprzepis na sernik.Kumpela pisała go na kolanie stylemdość dowolnym,stało tam między innymi: "dodać żółtka,krótkowyrobić i w pizdu!Na piętnaście minut.Jak się odstoi, wylać nablachę i upiec.".Itak dalej.Posłużywszy sięowym przepisem,Dorotka zabłysnęła na imprezie chrzcielnej swego syna, aprzepisem zainteresowała sięjedna ciocia.Taka elegancka, starszapani, po siedemdziesiątce.Dorota, niewiele myśląc, wręczyła jejową pisaną na kolanie kartkę, bo sama znała jużprzepis napamięć.Dwa dnipózniej zadzwoniła do niejciocia,lekko stropiona, bo kupiłasobie wszystko, co tam trzeba iwłaśnie zamierzaprzystąpić do produkcji, mniejwięcej wie jak, tylko jednego niebardzo rozumie.Co właściwie powinna zrobić na piętnaście minut?- Aadne - docenił Dudek.Humor musię poprawił.- Masz tenprzepis?- Nie mam.Ostatnio gospodarstwo domowe nie leży w sferzemoich zainteresowań - przyznałam.- Dlaczego?- zdumiał się Aosoś,który swego czasu(bardzodawno temu) przychodził do nas na obiadki, na sępa,ibardzo miło wspomina ten czas.- Zgadnij?- warknęłam.-Palcem do tyłka nie mogętrafićpomiędzy dziećmi, studiami a pracą.- Taka tam praca - zlekceważył Duduś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]