[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla Miśki to ostatnia szansa spędzenia czasuwolnego z narzeczonym, pomijając wszystko.Rodzice113^.narzeczonego zdecydowali się bowiem na emigrację - następni!-i wyjeżdżają na stałe do Irlandiijużw połowie czerwca.Niebędę jej tego odbierać.Pojechałam.Na miejscu luksusy, pokój z szykanami, łazienkadostosowanado moich rozmiarów i naszczęście z wanną, żarcie, które wydatnieprzyczyniło się do zwiększenia mojej objętości - wtydzień utyłamsześć i pół kilograma, czego nie da się w sposób prosty wytłumaczyć ciążą.Jaja na kiju się zaczęły, jak chciałam się przeprawićw kierunku wyciągu.Już pierwszego dnia.Mój mąż zdeponował nas w pensjonacie i czymprędzej odjechał w siną dal.Upchnęłyśmy się wszystkie w aucie koleżankio imieniu Dorota,jedynej, która zabrała ze sobątylkojedno dziecko, Amadeusza, bo tyle ma na stanie.Malwinka namoich kolanach, jeśli to w ogóle można nazwać kolanami.Raczej siedziałamłodszemu rodzeństwu wprostna głowie.Miśka gdzieś pod fotelem,Amadeusz, wbrew wszelkim przepisom, dumny iblady,jechałz przodu iudawał że ma metr czterdzieści.Nartyplątałysię wszędzie, kijki właziły mi do nosa, buty narciarskie pchały się Dorociepoddzwigniębiegów, aplastikowe saneczki waliły ją po głowie.Naszczęście do wyciągu nie byłodaleko.Pod wyciągiem działy się sceny rozmaite.Tłum dziki i kolorowy kłębił się, przelewał, tratował, wciskającsobiekijki w oczyi inne części ciała,za pomocą saneczek, nart oraz młodszego rodzeństwa podcinając sobie nawzajem nogiobleczone wobuwienarciarskie.Jakiś młodzieniec polewał wszystkichz góry grzanym piwem, zapewne bezwiednie i przezprzypadek,drugą ręką tuląc do piersi trzy pary nart rozmaitej długości orazkiełbasę zwyczajną,przeznaczoną, jak mniemam, na grilla.Brodąprzytrzymywał komórkę i darł siędramatycznie:"Witek!Witek!Tu jestem, na Bani!".Trudno powiedzieć, czy rzeczony Witek miałgo usłyszeć przez telefon, czy raczej również kłębiłsię gdzieś w okolicy Trudno było równieżstwierdzić, w jakimsensie ów hałaśliwyosobnik na banibył.Przypuszczalnie w dwojakim.Jakieś dziecko wparowało w sam środek tłumu, narty mu sięrozjechały naklasyczną żabę,więc przytrzymało siępana stojącegonieopodal, celując precyzyjnie w tę częśćciała, którą miało nawysokości wyciągniętej łapki.W łapinie majtał się kijek.114Pan zgiął się wpół.Sezon narciarski rozpoczął sięna dobre.Baniato taka górka w Białce, zaraz obok Kotelnicy.Razem stanowią największy kompleks wyciągów w tej zachwycającej miejscowościiprzyciągająlicznych turystów.Wyglądało na to, że przyjechała tu cała Polskai okolice.Słychać było języki obce, w tym włoski.Jakby, cholera, własnych Alp nie mieli.Wysoka dziewczyna w żółtej puchówce, z dzieckiem na plecach,próbowała przecisnąć się wstronę najmniej oblężonej ławeczki.Natrasie stanął jej facetod Witka ikiełbasy i ochlapał ją piwem.Dziewczyna, niewielemyśląc, odepchnęła go nabok z takimimpetem, że usiadł z jękiem na tylnejczęści ciała, gubiąc komórkę i rozsypując narty.Piwo nadaldzierżył wysoko,w uniesionej dłoni, i niewychlapał go owiele więcej niżpoprzednio.- O Jezu, przepraszam - pochyliła się nad nim dziewczyna - przepraszam najmocniej.Wie pan,ja akurat odwczoraj rzucam palenie.Facet spojrzał na nią z dołui naglewyszczerzył zęby w uśmiechu.- A, rozumiem - powiedział.-1 jak?- Jak widać na załączonym obrazku - roześmiałasię dziewczyna, posadziła dzieciaka naławce i pomogła zbierać rozsypanysprzęt.- Przebojowa się zrobiłam aż przesadnie.- Nic nie szkodzi- zapewnił ją facet, otrzepując telefon ze śniegu.- Cholera, wyłączył mi się.- Ojej - zmartwiła się dziewczyna.- Może wyschnie.- Spoko, bateria się odłączyła - odkrył chłopak,wstając w końcu z podłoża z pewnymtrudem.- No, działa.- Całeszczęście - westchnęła zulgą dziewczyna.- Nie żryj tego,to nie nasze!-rzuciła się w kierunku ławeczki i chłopaczka,który z zapałem konsumowałoscypka ciągnącego sięjak sznurówki.- No i skąd tyto wziąłeś?Dzieckonie miało więcej niż półtoraroku, ale przysięgam, wzruszyło ramionami.Dziewczyna rozejrzała się ^radnie po okolicy.- A niech je na zdrowie - powiedziałajakaś zażywna babeczka,pochylona nad grillem, naktórym smażyło się ze dwadzieścia identycznych kawałków krakowskiej.Grill obracał się i cztery osobywpatrywały się w niego z natężeniem,próbując zapamiętać,którakiełbaskanależy do nich,a która do sąsiadów.Babkawpadła napomysł i w swoje kiełbaski powtykała wykałaczki.115.- Ten ser to mojej wnuczki, nie ma sprawy.Przyjedzie,to pójdzie sobie ponastępny.Najbardziej itak lubikupować, a potemsmażyć, jeść już niekoniecznie.- To ja panikasę oddam, dobrze?- ofiarowała się dziewczyna.- On lubi przesadnie jeść, o, już zeżarł.Zostaw!- Przytrzymaładziecko za kapturek, bo pełzłopo ławeczce w kierunku upatrzonejkiełbaski w staniesurowym, którą jakaś mamusia nacinała dopiero ostrym nożem.-No cholery dostanę.Damcijogurcik, kochanie,dobrze?- Pochyliła się nad młodym.- Nie dobzie- odparłmłody zdecydowanymtonem i sięgnął pokiełbasę.Przyglądałam się mu z wytężoną uwagą.Cholera, mam wrażenie, że znam to dziecko.Kontemplację zachwycającejscenki rodzajowej przerwałamiMiśka, któradołączyła do mnie, spokojnie przejeżdżając ludziompo nogach.- Malwinka z Jaśkiem podpłotemleżą - doniosła konfidencjonalnie.- Z nogami do góry.Zerwałam się jak oparzona.No tak,ja sobietu obserwuję poczynania cudzych dzieci i młodzieży, a tymczasem moje własneposzło sobie w sinądal.Toznaczy prosto pod wyciąg.Jasiek tonarzeczony Miśki, od lat trzech.Niezmiernie przypadłdo gustujej młodszej siostrze, ale na szczęście nie spodziewam sięz tegopowodu jakichś krwawychdramatów, po pierwsze dlatego,żeJaś jest wierny i inne adoratorki nierobią na nim przesadnegowrażenia, po drugie dlatego, że Malwinka ma dwa lata, pięć mniejniżobiekt uwielbienia, co akurat w tym wieku stanowi różnicę dyskwalifikującą.Piętnaście lat pózniejmoże nie być tak łatwo.Malwinka i tak,ilekroć widzi Jasia,stara się jak może, chodzi zanim jak po sznurku,głaszczego, przytula i zagląda mu w oczy.Orazstarasię naśladować każdy jego ruch, niekiedy na moje nieszczęście.Godzinę wcześniej Jaś się wygłupił i czekając na swoją kolej nawyciągu, wywinął pięknegoorła na śniegu pod płotem.Malwinka,która akurat stała tam ze mną w charakterze kibica, obserwującwyczynysportowestarszejsiostryi jej ukochanego- natychmiastposzław jego ślady.Co więcej, uznała, żejest to miejsce do leżeniana śniegu najlepsze i jedyne.Nawet jak starałamsię ją wynieść116odrobinę dalej - jeszcze mi jakiś rozpędzony narciarz przejedziesmarkulę bez kasku -natychmiast wyrywała się i z rykiempędziłapołożyć się właśnie tam, choć Jaś jużzrezygnował zrozrywkii wrócił na wyciąg.Miśka również- i z miejscawywaliła się spektakularnie.Połowę trasy zjechała na zębach, co jej nie zachwyciło.Jasiektak się zagapiłna jej poczynania,że upadł i przejechał po nimsnowboardzista.W jednej sekundzie zabrakłomi rąk, nóg i w ogóle zdolności bilokacji.Matka Jaśka jezdziła tymczasemze starszymsynem nadużymwyciągu, gdyż zapewniłam jąpogodnie, że sobie z tątrójkąporadzę.Hmm.Nie poraz pierwszy okazuję się przesadną optymistką.Dorota,nieoceniona kumpela od samochodu, poszła kibicować swojemu synowi na pierwszej wżyciulekcjiz instruktorem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]