[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I niech on nie patrzy na mnie wtaki sposób, powiedz mu to.Wcale się go nie boję.I jeśli chodzi o moje życie i o moje członki.wiedz, doktorze Ransom, że jeśli zamierzasz zmienić szeregi po tym wszystkim, co się wydarzyło ijeszcze wydarzy, to ja przynajmniej nie dbam ani o jedno, ani o drugie.Mogę zginąć, ale nie damsię ogłupić.Czekamy na wyjaśnienia.Przewodniczący patrzył na nich w milczeniu przez jakiś czas.- Czy naprawdę musiało do tego dojść? - zapytał w końcu.- Czy nikt z was mi nie ufa?- Ja ci ufam, panie - powiedziała nagle Jane.- Odwoływanie się do namiętności i emocji - odezwał się Mac-Phee - nic nie da.Ja teżmógłbym się nagle rozpłakać, gdybym tylko zechciał.- No cóż - rzekł Przewodniczący po chwili milczenia - usprawiedliwia was to, że wszyscy sięmyliliśmy.Mylił się też nasz przeciwnik.Ten człowiek to Merlinus Ambrosius.Sądzili, że gdypowróci, stanie po ich stronie.A jest po nas stronie.Ty, Dimble, powinieneś wiedzieć, żezejzawsze było to możliwe.- To prawda - przyznał Dimble.- W każdym razie, jak sądzę, tak mogło być.bo teraz.widząc, co się dzieje.No i ta jego krwiożerczość.- Ja sam jestem tym zaskoczony - powiedział Ransom.- Ale ostatecznie nie mamy prawaoczekiwać, by jego kodeks karny przypominał ten z dziewiętnastego wieku.Mam też dużetrudności z wyjaśnieniem mu, że nie jestem monarchą absolutnym.- Czy on.czy on jest chrześcijaninem? - zapytał Dimble.- Tak.A jeśli chodzi o mój strój, to musiałem włożyć szatę odpowiadającą mojemu urzędowi,aby wyrazić mu swój szacunek, no i byłem trochę zawstydzony.Wziął mnie i MacPheego zasłużących albo stajennych.Za jego czasów ludzie na ogół nie chodzili w szaryc h, bezkształtnychworkach.W tym momencie Merlin znowu przemówił.Dimble i Przewodniczący, jako jedyni, którzy gorozumieli, usłyszeli, jak powiedział:- Kim są ci ludzie? Jeśli to twoi niewolnicy, to dlaczego nie okazują ci należytego szacunku? Ajeśli to wrogowie, dlaczego ich nie uśmiercisz?- To moi przyjaciele.- zaczął Ransom po łacinie, ale przerwał mu MacPhee:- Czy mam rozumieć, doktorze Ransom, że prosisz nas, abyśmy przyjęli tę osobę do naszejorganizacji?- Obawiam się - odrzekł Przewodniczący - że nie można tego tak ująć.On jest członkiem naszejorganizacji.A ja muszę wam rozkazać, abyście go zaakceptowali.- Czy jego referencje zostały zbadane?- Z pozytywnym skutkiem.Mam do niego takie samo zaufanie jak do was.- Na jakiej podstawie? - nalegał MacPhee.- Możemy to usłyszeć?- Nie byłoby łatwo wyjaśnić wam powody, dla których ufam Merlinowi Ambrosiusowi.Wkażdym razie wcale nie łatwiej, niż wyjaśnić jemu, dlaczego ufam wam, mimo pewnychzewnętrznych pozorów, które mogą być zle rozumiane."Wokół jego ust pojawił się cień uśmiechu.Potem Merlin znowu przemó wił do niego połacinie, a on odpowiedział.Wówczas Merlin zwrócił się do Dimble'a.- Pendragon mówi mi - zaczął swoim obojętnym tonem - że oskarżasz mnie o okrucieństwo ibrak serca.To zarzut, jaki mnie jeszcze nigdy nie spotkał.Trzecią część mego majątku oddałemwdowom i biedakom.Nigdy nie szukałem śmierci dla nikogo, prócz złoczyńców i ciemnychSaksonów.Co do tej kobiety, to jeśli o mnie chodzi, może sobie żyć.Nie jestem panem tego domu.Ale cóż by się takiego stało, gdyby odcięto jej głowę? Czyż królowe i szlachetne damy, które zpewnością nie wzięłyby jej nawet na służbę, nie ginęły na stosie za o wiele bardziej bł aheprzewinienia? I nawet tego szubienicznika [cruciarius] obok ciebie - tak, mówię o tobie,człowieku, chociaż mówisz tylko tym swoim barbarzyńskim językiem, ty z twarzą jak zsiadłemleko i głosem jak piła rżnąca twardy pień, z nogami jak żuraw - nawet tego rzezimieszka [sectorzonarius].chociaż z chęcią zaprowadziłbym go do stróżówki, to jednak zarzuciłbym mu sznur na plecy, anie na szyję.MacPhee, który nie rozumiał tych słów, ale wyczuwał, że to on jest obiektem niezbytprzychylnych komentarzy, stał, przysłuchując się mu z miną człowieka czekającego na wyrok, którączęściej się widzi na twarzach mieszkańców Irlandii Północnej i Szkocji niż na twarzach Anglików.- Panie Przewodniczący - powiedział, gdy Merlin skończył - byłbym bardzo zobowiązany,gdyby.- Dość tego - przerwał mu nagle Ransom.- Nikt z nas nie spał jeszcze tej nocy.Arthurze, czymógłbyś pójść i rozpalić dla naszego gościa ogień na kominku w tym dużym pokoju północnym? Iniech ktoś obudzi kobiety.Powiedzcie im, żeby mu przyniosły coś do jedzenia i picia.Butelkęburgunda i coś na zimno.A potem - wszyscy do łóżek.Nie musimy zrywać się wcześnie.Wszystko będzie dobrze.* * *- Chyba będziemy mieć trochę kłopotów z naszym nowym kolegą - powiedział Dimble dożony następnego popołudnia.Byli sami w swoim pokoju w St Annes.- Tak.- dodał po chwili.- Z naszym.hmm.dość wymagającym kolegą.- Wyglądasz na bardzo zmęczonego, Cecilu - powiedziała pani Dimble.- Tak, to była raczej wyczerpująca narada.On jest.trochę męczący.Och, wiem, że wyszliśmyna głupców.Wszyscy sobie wyobrażaliśmy, że skoro powraca do dwudziestego wieku, będzie sięzachowywał jak my.Czas jest po prostu o wiele ważniejszym czynnikiem, niż nam się wydawało.- Czułam to samo podczas lunchu.To gł upio nie zdawać sobie sprawy z tego, że nie będziepotrafił posługiwać się widelcem.Ale to, co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej po pierwszym szoku,to.jak.no, jak elegancko obywał się bez widelca.No wiesz, chodzi mi o to, ż e nie wyglądało towcale, jakby nie miał dobrych manier, tylko jakby miał inne maniery.- Och, staruszek jest na swój sposób dżentelmenem.To widać.Ale.no, nie wiem.Chybajest w porządku.- Jak przebiegła narada?- Cóż, musieliśmy mu wszystko tłumaczyć.Z trudem zrozumiał, że Ransom nie jest królemtego kraju i nie próbuje nim zostać.A potem musieliśmy w końcu wyznać, że nie jesteśmy Brytami,lecz Anglikami, a więc, według niego, Saksonami.Dość długo nie mógł się z tym pogodzić.- Rozumiem.- A pózniej MacPhee musiał wybrać stosowny moment, żeby mu wyjaśnić stosunki międzySzkocją, Irlandią i Anglią.Wszystko to trzeba było, rzecz jasna, tłumaczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]