[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może napijecie się wody z sokiem?- Bardzo chętnie - Beata powiedziała to nieco zachrypniętym głosem, usiłowała się jednak uśmiechać.Zosia już zaczęła zaciskać kciuki.- Obiad będzie dziś trochę spóźniony.-matka zajrzała do lodówki.- Przynajmniej dla nas.- Malcy już jedli! - zawołała ze swego pokoju babcia.-Podgrzałam to, co zostawiłaś.- Dziękuję! A gdzie są?- U Sławka, na zebraniu tych.husarzy.Nie, pancernych.- Proszę, pijcie.Mam jakieś ciasteczka - matka starała się dodać otuchy Beacie spojrzeniami i uśmiechem.Sama była też porządnie zdenerwowana.Dlą odwrócenia myśli od czekającej je wizyty zaczęła opowiadać swoje dzisiejsze perypetie, zakończone jak najbardziej pomyślnie.- Nie bardzo wierzyłam uszom, gdy dyrektor oznajmił, że oczekuje widoku mej osoby za orbisowskim biurkiem od dnia pierwszego lutego!- Świetnie! - ucieszył się Jarek.- Masz taką pracę, jaką chciałaś.- Tak, udało się.Dzwonek.Weszły Bratki.- Koniec zebrania?- Tak, Witek poszedł na obiad - odparł Bogdan.Wymienili spojrzenia.Beata szybko wytarła dłonie chusteczką.Matka jeszcze raz dodała jej otuchy uśmiechem, zerknęła w lustro w przedpokoju i wyszły.Nie chciało im się ruszać z kuchni, siedzieli po obu171końcach stołu nie odzywając się do siebie.Jarek udawał, że czyta znaleziony na kredensie stary numer „Kroniki Beskidzkiej", Zosia patrzyła w okno, mocno zaciskając kciuki.Czas znowu wlókłsię niemiłosiernie.Zaintrygowane Bratki zaczęły harcować po przedpokoju, aby rzucać okiem przez drzwi na dziwną parę.Bogdan z miną znającego życie mrugał znacząco do najmłodszego, ten był mocno zażenowany, ale dotrzymywał bratu towarzystwa w zabawie.Dopiero jękliwa prośba pani Leokadii o trochę wytchnienia i spokoju zagnała ich do odrabiania lekcji.Gdyby nie obawa natknięcia się na wszędobylską An-dulę, Jarek chętnie wyszedłby na schody, tak się niecierpliwił.Poza tym wypadało wykazać się przy Zosi opanowaniem, zaczął więc komentować przeczytane artykuły.Zosia uprzejmie udawała, że słucha.- Co tak długo? - westchnęła w pewnym momencie.-Obawiam się jakiejś awantury.- Wracają! - poderwał się Jarek.Ale to był inżynier.Uważnie i życzliwie przyjrzał się dziwnym minom Jarka i Zosi, spytał, gdzie mama, i poszedł do stołowego poczytać gazetę.Dopiero w pięć minut po nim wróciły bohaterki dnia.Zarumieniona i uśmiechnięta twarz Beaty wieściła zwycięstwo.Matka też się uśmiechała, ale nie tak radośnie - była to jednak przykra przeprawa.- Są! Negatywy też - Beata machnęła trzymaną w ręku kopertą.- Miałam nosa, trzymał je w tym rzekomym pudełku do szycia na komodzie.Nie miał innego wyjścia, musiał oddać! Pani jest wspaniała! -przytuliła się do pani Komorowej zakrywając twarz włosami.- No, no, w porządku! -.matka Jarka poklepała ją po plecach.- Chciałabym was czymś poczęstować - zakrząt-nęła się - z okazji naszego wspólnego małego sukcesu, ale najpierw trzebadać coś solidniejszego mężczyznom.Na was pewnie też czekają z obiadem, może wpadniecie tu wieczorem?172- To ja panią.i was też, oczywiście, zapraszam na ciastka! - zawołała Beata.- W „Cichym Kąciku" są całkiem niezłe!- Beatko, nie.Zadzwonił dzwonek, Bogdan wpuścił Opałka i Wojaczka.- Zupełnie zapomniałem o tej powtórce! - Jarek stuknął się w czoło.- Mamo, dzisiaj i jutro mamy wieczory z głowy, trzeba popracować!- Tak, tak, życie jest bhutalne! Dzień dobhy! - Zbyszek z gracją ukłonił się pani Koniorowej.- Ale wszystko ma swój khes, wierzę.- Chyba odłożymy słodki wypad do niedzieli? - matka przymrużyła oko uśmiechając się do Beaty.Dziewczynka skinęła głową.- Tak będzie najlepiej! Jeszcze raz bardzo dziękuję! Lecę już, do widzenia!- Beata, zdjęcia!- Aha! Dziękuję!- A ty nie robisz powtórki?- Fakt! Powinnam.Zosiu, czy mogę przyjść do ciebie?- Oczywiście.Do widzenia pani! Cześć, chłopaki!- Cześć pracy!- Czy dzisiaj w ogóle nie będzie obiadu? - spytał nieśmiało inżynier zaglądając do kuchni.Znów samo życieJarek skończył jako jeden z pierwszych (zdążył jeszcze sporządzić małą ściągaczkę dla Opałka, którą zgrabnie podrzucił przy odnoszeniu zeszytu) i wyszedł na korytarz tuż za Barteckim.Zatrzymali się we wnęce okiennej naprzeciwko drzwi klasy, porównując wyniki zadań.Hania Rudecka, jadąca na piątkach ze wszystkich przedmiotów, denerwowała się za swych podopiecznych z kółka.Nie uznawała instytucji ściągania, Jarek nie przyznał się więc do swego postępku wynikającego z braku zaufania do pamięci Zbyszka i Leszka oraz ich opanowania nerwów i zdolności kojarzenia faktów matematycznych w momentach szczególnego zagrożenia.Ale Opałek pojawił się na korytarzu bardzo z siebie zadowolony.- Hany humsztyk, w życiu tak mi mózg nie trzaskał phacowicie! Jestem zmohdowany!Zmizehniałem, co? chyba widać.Haz tylko zajrzałem.- tu zauważył Jarko-wy ruch głową w stronę Hani -.do skahbnicy mej pamięci i pohównałem wynik! Thochę się nie zgadzał, więc sphawdziłem zadanie jeszcze haz i wyszło! Uff! Coś bym zjadł, sthaciłem dużo kalohii.Leszek miał smutniejszą minę, nie umiał skorzystać ze ściągaczki.- Chyba w ostatnim zadaniu pomyliłem się w ułamkach.A drugiego w ogóle nie skończyłem.- Za to pierwsze i trzecie masz dobre - pocieszyła go Zosia.- Wcale nie były najłatwiejsze.- Whóblica jest solidna, zahaz dzisiaj zacznie je popha-wiać i tu ogahnie ją zdumienie! - Opałek zatarł ręce.-W poniedziałek będzie hozczulona, mówię wam!- Przewidzieliśmy to przecież - mruknął Bartecki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]