[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dnia tego miał jeszczezapoznanie się w gospodzie z towarzyszami i zaszeregowanie do tejgromady, której musiał być cząstką posłuszną.Dryszek był mu pomocą niemałą.Zarządził tak, aby dla starszychwięcej piwa zostało, iż młodszych do gospody nie zawołano.Skończyło się na kilku poszturchańcach, na pytaniach podstępnych, nanauce potem, jak trzeba było kupy się trzymać i choćby cię pieczono iwarzono w smole, nikomu nie powiadać, co się działo w szkole.Piwoi pocałunki braterskie dokończyły obrzędu, po którym Grześ wolniejodetchnął.Samek, który się stawił na otrzęsiny, dodał przestrogę od siebie, żegdyby broń Boże kanonikowi się przylizał, a jego z komórki wysadził,niech lepiej potem z miasta się wynosi.Grześ jakoś się poczuł śmielszy. Słuchaj no  rzekł  jam do księdza kanonika sam się niewpraszał.Zaprowadziłeś mnie do niego.Nie będę się z tym taił, że mikazał pokazać sobie, jak piszę, a pisanie mu się podobało.Jeżeli mipotem za opiekę nade mną każe sobie przepisywać, czym winien? A ja ci to tylko powiadam, słysz  przerwał Samek  że jak mnieodpędzi, ja na twoich plecach szukać będę mojej straty!Grześ zamilkł. Nie pójdę do niego, chyba mnie sam zawoła  rzekł po chwili.Starsi zagadali o czym innym, a Samek mrucząc w kąt poszedł.O noclegu nie myślał dotąd Grześ, albo pod tarcice znowu wlezć lubgdzie się pod kruchtę wcisnąć, zdawało mu łatwym.Tymczasemgodzina wieczornej żebraniny nadeszła, głód dokuczał i trzeba było poraz pierwszy iść ode drzwi do drzwi z miseczką. Domy sobie miał wskazane, pamiętał je dobrze, ale kto w nichmieszkał i jakie go tam, nieznajomego, czekało przyjęcie, Bógwiedział tylko.Z bijącym sercem, miseczkę swą odjąwszy od pasa, zastukał do drzwipierwszego dworku, ale tak nieśmiało, że nikt go nie posłyszał, czekałdługo, po raz wtóry uderzyć nie śmiał i odszedł z próżną miską.W progu drugiego domostwa, patrząc na to, stała średnich latniewiasta, trzymając kilkoletnią dzieweczką za rękę.Mieszczka była przystojna, pięknej tuszy, biała, w czółku na głowiebłyszczącym, w rańtuchu świeżym, twarzy wypogodzonej i wesołej.Dzieweczka może ośmioletnia, podobna do niej, śmiejąca się,tupcząca nóżkami, także przystrój ona jaskrawo, razem z matkąprzypatrywała się Grzesiowi z daleka i gdy z kolei zbliżył się do nich,zdejmując czapczynę, a pokazując próżną miseczkę, jejmość pochyliłasię ku niemu, bo na wysokim wschodku stała i chcąc lepiej mu sięprzyglądnąć, pod brodę go wzięła.Piękna twarzyczka chłopaka z czarnymi oczyma uderzyła ją i litośćwzbudziła.Nim się odezwał, poczęła mówić żywo złamanym językiem, po czympoznał Grześ, że rodem Niemka była. A ty skąd? Jeszcze cię nigdy tu nie było.Małe dziewczę śmiejąc się, pieszczoszka zuchwała, przybliżyła siętakże do Grzesia i naśladując matkę, pulchniutką łapką chwyciło go zapodbródek.Chłopak zobaczywszy tę białą rączynę dziecka tuż przyustach swych, pocałował ją, co w dziewczęciu śmiech głośnywzbudziło.Matce oczy się zaświeciły. Cóżeś ty za jeden? Mów!Nim się na odpowiedz zdobył Grześ, mieszczka po namyśle skinęła naniego i za sobą wprowadziła do dworku.Dziwnie pięknie i czystowydało się tu Grzesiowi.W izbie, do której weszli z sieni, drzewo imosiądz, cyna i szkło świeciło, jak by tylko co z rąk kunstmistrzawyszło.Woń jakaś zdrowa i miła napełniała mieszkania.W krótkich słowach, od pokłonu począwszy, chłopak rozpowiadaćpoczął o sobie.Nie uważał tego, że na ławie w kącie, nad sporymkuflem, podparty na łokciach obu, siedzący w milczeniu mężczyznaprzysłuchiwał się też opowiadaniu. Grześ nie pamiętał własnej matki, niewiast mało widywał i to takie,które dzieci nie lubiły i ostro się z nimi obchodziły; łagodny głos iwyraz twarzy matki i dziecka serce mu otworzył, dobył z niego iuczuć, i słów wcale różnych od tych, którymi tłumaczył się przedinnymi ludzmi.Poskarżył się na swoją dolę.Był sam, nad nim jeden Bóg na niebie, na noc nie miał dachu nadgłową, chleb musiał u litościwych wypraszać ludzi.Mieszczka słuchała, dzieweczka nawet zdawała się go rozumieć ilitować nad nim.Co więcej, siedzący opasły nad kuflem mężczyznazamruczał dziwnie i zaszwargotał coś niezrozumiałego.Grześ stał ze swoją miseczką jeszcze, gdy zawołano sługi.Ruszyła siędziewczyna od matki i biegnąc a spiesząc się przyniosła garnuszek, zktórego, kazawszy usiąść na ławie, dano chłopcu jeść kluski zmlekiem, które mu bardzo smakowały.Matka, dziecię i opasłymężczyzna siedzący w czapce za stołem z pociechą jakąśprzypatrywali się pożywającemu.Mieszczka pytała go ciągle, a Grześ, ośmielony, wesoło rozpowiadał osobie.Dzieweczka, niespełna po polsku rozumiała, kiedy niekiedypytała matkę o tłumaczenie tego, co chłopiec mówił o sobie.Wszyscy widocznie litowali się nad biednym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •