[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dyskretnym ruchem kciuka zmieniłem ustawienie phobosa.- No cóż, Sanchez, to by było na tyle - powiedziałem wolno, a potem strzeliłemdziewczynie prosto w głowę.Upadła bezgłośnie.- Ty morderco! - w życiu nie słyszałem takiego wrzasku.- Skurwysynu! Dlaczego?!Przecież powiedziałem prawdę, ty morderco! Zabiję cię!Naprawdę próbował poderwać się z trumny.Uderzyłem go w pierś, przedramieniemzdusiłem szyję.Miotał się konwulsyjnie, próbując paznokciami sięgnąć mojej twarzy.- Sanchez, ona żyje, to była wiązka paraliżująca! - krzyknąłem.- Nic jej nie jest, za paręchwil wstanie! Ona żyje, Sanchez!Sens moich słów zaczął doń docierać - im bardziej je rozumiał, tym bardziej chciałusłyszeć jeszcze raz.- Ona żyje - powtórzyłem.- Ciebie bym może zabił, bo wciąż pamiętam Sondorrę, aleona żyje.Uspokoił się.Patrzył na mnie, teraz już pustym wzrokiem, pragnąc zrozumieć, co sięstało.- Dlaczego do niej strzeliłeś?.- Wyglądał jak bezradne dziecko.Wykrzywiłem wargi, udając uśmiech.- W gniewie, Sanchez, ludzie mówią prawdę.Właśnie kupiłeś życie sobie i tejdziewczynie.***W Paryżu była osiemnasta trzydzieści.Od dwóch godzin Delaney pocił się mocniej niżzazwyczaj.Członek zarządu Korporacji Handlu był poruszony.- Czy Jean-Claude już się kontaktował? - Po raz kolejny zadał sekretarce to samopytanie.- Jeszcze nie - odpowiedziała cierpliwie jak dziecku.- Próbowałam kilka razy, ale mawyłączony komunikator.Jak tylko pojawi się w zasięgu.- Dobrze, przygotuj połączenie konferencyjne z Larommą.- Delaney potarł dłoniąpodbródek i odwracając się do pozostałych członków zarządu, zapytał: - Czy Ditlev powinienuczestniczyć w rozmowie?Wysoki szpakowaty brunet przecząco pokręcił głową.- Nie sądzę - powiedział szorstkim zdecydowanym tonem.- Im mniej wie, tym lepiej,płacimy mu dość, żeby robił, co każemy.- Masz rację, Delbort.Zatem tylko Laromma - uśmiechnął się do sekretarki.- Panowie,zapraszam do sali.- Pierwszy ruszył korytarzem.Kiedy za mężczyznami zamknęły się drzwi pokoju konferencyjnego, sekretarka wróciłado biurka, ale nie usiadła.Chwilę nasłuchiwała, czy któryś z przełożonych nie wróci, a gdykontrolki wskazały, że sala została odizolowana, uruchomiła osobisty komunikator.Zciszając głos do konspiracyjnego szeptu, rozpoczęła rozmowę.- Vivian.Czterech członków zarządu jest już na miejscu.Tak, na pewno.Zakodowalisalę jak zwykle.Nie jestem w stanie niczego podsłuchać.Tak, będzie wideokonferencja zLarommą, ale to się robi zbyt ryzykowne.- Mimowolnie przygryzła pełne wargi.- Systemochronny zarejestruje nagranie! Każde dotknięcie konsolety sekretariatu jest zapisywane,Jean, kiedyś ktoś sprawdzi raporty! - Na chwilę podniosła głos, lecz następne słowawypowiedziała znowu szeptem.- Wiem, nie musisz mi tego powtarzać.Ale to ja ryzykuję.Jeżeli będą mieli choćby cień podejrzenia.Dobrze, zrobię to, ale pamiętaj o gwarancjach.Nie, dopiero jak stąd wyjdę, wieczorem u mnie.- Zakończyła połączenie.***Na horyzoncie formowały się zastępy Hufca Herbowego.Osłony obronne rozchylałysię przed nimi, odsłaniając szpice wojsk Rodryga Ort de Saintre sunące w kierunku GóryCzarownic.Tysiące pik przyozdobionych proporcami tworzyło wielobarwny las.Jednostkiciągnęły się aż do miejsca, gdzie zieleń równiny Redmore przechodziła w brunatnetrzęsawiska Itaru.Zaprzęgi z artylerią gorączkowo rozjeżdżały się na boki.Drugi z decyzerów BiałegoOficjum, Uttu Uttugen, z Gwiazdzistym Korpusem zwinąwszy baterie miotaczy, rozpocząłmarsz mający odciąć buntownikom drogę do Gór Pumeksowych.Tysiące hełmów, tarcz, dzirytów, pancerzy otaczało z wolna Górę Czarownic, jak oceanoblewający samotną wyspę, na której garstka buntowników szykowała się na śmierć.***- Panowie - Andrew rozpoczął spotkanie - mamy poważny kłopot.- Podszedł do ścianynaprzeciwko obitych skórą drzwi.- Ostatni raport Olimpu! - Suchy rozkaz obudził głos iobraz połączenia.Wszyscy z uwagą wsłuchiwali się w słowa koordynatora i odpowiedz Olimpu.Wraz zupływem czasu na ich twarzach pojawiało się zdziwienie, a im bardziej nieprawdopodobnastawała się dla nich treść zapisu, tym wyrazniej do niedowierzania dołączał strach.- Wielebny Alhier nie żyje? - Przysadzisty mężczyzna nerwowo poprawił kołnierzciasno opasujący nabrzmiały czerwony kark.- To kto teraz sprawuje pieczę duchową nadWoorgiem? I co się dzieje z tym pieprzonym stroicielem?!- Johann, bez nerwów, krzykiem niczego nie załatwimy.- Szpakowaty uspokajającouniósł otwarte dłonie.Odwrócił się i panując nad głosem na tyle, by zabrzmiał spokojnie,zapytał: - Andrew, jakie szanse ma nasz człowiek, by przejąć Olimp?- Coraz mniejsze - przez dobrotliwe oblicze przemknął grymas złości.- Ten cholernyEfram oszalał, a jeśli w jego szaleństwie jest metoda.- Zawiesił głos na chwilę.- To, cousłyszeliście, to nie wszystko.Mam jeszcze sprawozdanie sprzed pół godziny.Olimpwylądował na Eltenerze, oto jest przekaz z pokładu.Czterej mężczyzni w całkowitym milczeniu słuchali suchych komunikatów.Jeszcze chwilę po zakończeniu nagrania w sali panowała cisza.Pierwszy otrząsnął sięBorys.- Przede wszystkim trzeba zabezpieczyć Olimp - przemówił z lekkim wschodnimakcentem.- Wiem, że bunt na Eltenerze dogasa, ale musimy być pewni.Czy Larommie udasię to załatwić z Kongregardami od razu?- Masz rację, Borys, trzeba bezzwłocznie powiadomić Larommę.Garbus właśniewychodzi ze strefy cienia Eltenery, więc najdalej za kwadrans powinniśmy mieć łączność.- Następnie chciałbym się zapoznać z kartoteką Eframa i tego nowego człowieka,którego posyłamy na Olimp.- Sięgnął po teczkę leżącą przed nim na biurku.- To sąwszystkie informacje, jakie mamy.Zebrani pogrążyli się w lekturze.Johann, który pierwszy skończył czytać, odłożyłdokumenty i ruszył do barku.- Muszę się napić - oświadczył, nalewając sobie solidną porcję wódki.- Jeżeli tenpieprzony Efram zwariował i chce wysadzić się razem z Olimpem, to jesteśmy na granicybankructwa.- Wypił duszkiem i odsapnąwszy jak po wypłynięciu spod wody, jęknął: - Jezu,przecież tam jest prezydent.- Umilkł z twarzą tak czerwoną, jakby zaraz miała eksplodowaćkrwią.- Nie tylko.- Borys ze złotej papierośnicy wyciągnął jasnobrązową cygaretkę zkościanym inkrustowanym ustnikiem.- Pół biedy, jak uda się cofnąć ich świadomość, alejeśli.- Nawet tak nie myśl - przerwał mu szorstko szpakowaty.- Zrobimy co w naszej mocy,by do tego nie dopuścić!- Z tego, co przeczytałem, wynika, że ten cholerny Efram jest geniuszem nieomal wkażdej dziedzinie.- Johann nalał sobie kolejnego drinka.- Jedna rzecz natomiast bardzo mniezaniepokoiła.Nie miał robionych badań medycznych, i to już od pół roku.Kto jestodpowiedzialny za nadzór nad załogą Olimpu?- Jean-Claude.Wszystkie raporty końcowe trafiają do niego.Nie mam pojęcia, dlaczegocoś tak ważnego umknęło jego uwadze.- Będzie musiał się z tego wytłumaczyć! - Johann szarpał kołnierz koszuli, jakby siędusił.Wreszcie oderwał guzik i odetchnął głęboko.- Dlaczego nie ma go jeszcze z nami?!- Od wczoraj jest poza zasięgiem.- Andrew wiercił się na krześle.- w domu nic niewiedzą, nie zjawił się w stoczni w Karolinie Północnej, żaden z naszych oddziałów nieodnotował jego obecności w ostatnich dniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]