[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zdaje mi się, że pan kasztelan wie o tym. Ale mi mówiono, żeś książę przyjął propozycję bankiera? którego? Kapostasa. Kapostasa! powtórzył stary ocierając się i chrząkając. Mało kto go zna, uczciwyczłek, ale co tam robić? Jaka przyszłość? Kapostas, o ile wiem, wekslarzem jest ledwie, niebardzo majętny, a przyznam się.przyznam się, że choćby i Tepper i Blanc sobie życzył tego,nie radziłbym.To zawód nie dla księcia.- Cóż mam robić? co wybrać? są nieszczęśliwe losy, którym się poddać potrzeba.- Mój mości książę, poddawać się woli Bożej, zapewne, aleć to próba, a nie wyrok.Opatrzność człowieka stawi umyślnie w ciężkiej perpleksji (trudne położenie), aby go doczynu zmusić.Wiem to dobrze, iż książę masz przeciwko sobie wielu, ale nastawić czołonależy.Dlaczego byś szukał rady nie tam, gdzie położenie jego rodziny mu wskazuje, ale uKapostasów i mieszczan?.Ja bym na miejscu waszej książęcej mości poszedł do króla zmemoriałem wprost, submitował się i poddał pod jego opiekę.Wierzcie mi, że StanisławAugust ma serce dobre.Jakkolwiek go sądzą politycy, człowiekowi odjąć nie możnauprzejmości wielkiej, dobroci i chęci usłużenia nawet najmniejszemu, a cóż dopieropokrzywdzonemu? Ależ właśnie około króla jegomości skupiają się najnieprzyjazniejsze mi żywioły! Nic to nie szkodzi; jejmość moja, która zarówno ze mną dobrze mu życzy, jest krewnąchoć daleką rodziny.Przez nią, przez marszałkową, panią Krakowską, wyrobiemyposłuchanie, usposobiemy króla. Ale cóż król przy najlepszej woli pomóc mi może? Przejedna księcia z nieprzyjaciółmi.to główna rzecz.Może też, choć proces skończony zksiążęty Woronieckimi, coś się da uczynić.Konstanty słuchał z głową spuszczoną, nie przykładając serca do tego.Był wdzięczen, czuł,że tą drogą pójść mu się nie godzi, że to by go uczyniło niewolnikiem, niewiele lospolepszając.Podziękował więc kasztelanowi.- Zostaw mnie pan swoim losom - rzekł - znasz przysłowie stare: harda dusza w ubogim ciele.Takim był nieboszczyk dziad, ojciec i ja.Nie prosiliśmy nigdy nawet królów o nic w świecie izginiemy snadz niepoprawni.Kasztelan ujął go za ręce.- Szlachetne pobudki - to, pewna, ale, mój książę, siła złego wielu na jednego.Dobrzewalczyć, gdy jest nadzieja, że się nieprzyjaciela zmoże; tu zaś nie widzę żadnej.Westchnął.- Jeden król jegomość mógłby waszmościów pogodzić powagą swoją, chociaż rodzinahrabiego, nie taję, o żadnej zgodzie dziś słuchać nie chce.Książę zamilkł, kasztelan także. Mój mości książę rzekł o jedno go proszę; gdy rady dobrej albo pomocyprzyjacielskiej zażądasz, uczyń mi ten zaszczyt, abyś mnie użył.Przyjdzie może rozmysł,znajdzie się potrzeba, proszę wierzyć, że jestem i będę w gotowości służenia mu.Było to jakby pożegnanie; wstał Konstanty i poczciwego starca jak ojca ucałował w ramię.Kasztelanowa nie pokazywała się, nie miał nadziei widzenia jej i podziękowawszy odszedł. Bądz co bądz rzekł w duchu kasztelan czy on chce, czy nie, ja królowi jegomościcasus powiem i swoje uczynię.Nie godzi się, aby człowiek dobrego rodu, pięknego imieniazwalał się tak uciśnięty przez swoich.Mieszczaństwu by z tego urosła pociecha.Około południa pobiegł Konstanty do Kapostasa; choć był wolnym od obowiązków, chciałtylko dowiedzieć się, kiedy może stanąć do pracy.Zastał go w towarzystwie kilku osób nieznajomych, które, wprędce naradziwszy się z nim,wyszły.Pryncypał jak zwykle był chmurny i milczący, przywitał księcia poważnie, poleciłmu wielką oględność.a że stał z piórem za uchem, nie wypadało go wstrzymywać długo iksiążę, zameldowawszy się tylko, wysunął.Bankier nie powiedział mu najważniejszej nowiny: od wczora odebrał był kilka listów zgrozbami, jeśli księcia zatrzyma w biurze, obiecującymi mu niemiłe ostateczności.Parędomów szlacheckich, z którymi był w stosunkach, z tegoż powodu zażądały sum swoich izrywały interesa.Wszystko to uśmiech tylko wywoływało na usta Kapostasa, który się wielce o to nietroszczył, a jeśli co mogło go skłonić do czynnego zaopiekowania się prześladowanym, towłaśnie owe nierozsądne pogróżki.Wyszedłszy z biura Konstanty powrócił na Marywil, a że teraz ostrożniejszym był w istocie,zdziwił się postrzegłszy, że dwóch jakichś wcale niepozornych ichmościów niepostrzeżenieszło za nim aż do bramy i w niej na straży zostało.Przyznać trzeba, że położenie biednego człowieka mogło było najcierpliwszego rozdrażnić;ale Konstanty, który może wśród powszechnego życia byłby stracił energię, czuł sięniezwyczajnymi wypadkami podnieconym i wyrabiał w sobie siłę do pokonaniaprzeciwności, które go spotykały.Kilka razy wśród dnia wypadło mu wyjść i powrócić naMarywil, zawsze ci dwaj ludzie gdzieś niedaleko się kręcili, lubo widocznie starali się nie byćpostrzeżonymi.Konstanty także udawał, że ich nie widzi, i męczył ich nieco, kręcąc się bezwielkiej potrzeby po mieście.Rodzina hrabiego, który śmiercią przypłacił swą płochość, składała się naprzód z wdowy ponim, której wielkie przywiązanie do nieboszczyka objawiło się dopiero po jego zgonietragicznym, z zamężnej siostry wydanej za bardzo majętnego, ale niewiadomego pochodzeniai podejrzanego szlachectwa człowieka, który jak Tepper naprzód sobie kupił krzyż maltański,a pózniej otrzymał św.Stanisława i z pomocą zręcznego archiwisty wcale niezłą stworzyłsobie genealogię, na ostatek z rodzonego jego brata, który stanowił głowę familii i był jejteraz ostatnim reprezentantem po mieczu.Nie brakło imieniowi zaszczytów, szczególniej w XVII w.otrzymanych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]