[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie bądztaki rezolutny! To ty nie wiesz, że za bijatyki ciemna? Jeśli ci siękrzywda dzieje, to masz kancelarię! Masz mnie! A samemu sobiesprawiedliwości robić tu nie wolno!Osmólec rzucił spode łba na wielmożnego szybkie, zadziwionespojrzenie.Tego tonu nie spodziewał się widać.Nie brał widoczniew rachubę mojej obecności.Po twarzy jego przemknęło najpierwzaniepokojenie, a potem szybka decyzja.Podszedł do fotela i uści-snął wielmożnego za kolana.- A cóż to wielmożny pan - mówił wzruszonym głosem - małosię nad nami naturbuje, namęczy, żebym ja za lada głupością dokancelarii latał i wielmożnego pana fatygował? A czy mi to wiel-możnego pana zdrowie niemiłe albo co? A toby mnie Pan Bóg zato ciężko skarał! Toć wielmożny pan nade mną ojciec i opiekunnajkochańszy! %7łeby nie wielmożny pan, toby ja był ze wszystkimsierota!.Tu nos w palce wytarł i chlipać począł.Zapatrzył się na niegoJakub, a tak był przejęty mistrzowskim wykonaniem tej sceny, żetabakę w palcach trzymając nie niósł jej do nosa.- Ani ja ojca, ani ja matki, ani żadnego przyjacielstwa! - chlipałOsmólec.- Hu! hu! hu!.Bóg tylko jeden nade mną na niebie, a drugiwielmożny pan na ziemi, hu! hu!.Niech ta dziesięć razy bez dzieńna mnie strażnik skarży, hu! hu! hu! A ja ojca swego i wielmożnegoopiekuna, i dobrodzieja swego nie będę o lada co turbował, hu! hu!Ja wielmożnego pana tak kocham jak dziecko matkę!.hu! hu! hu!.Bo mi wielmożny pan za matkę stoi i za wszystkie majętności! hu.hu.Mówił szybko, płaczliwym głosem, spode iba tylko zerkając, jakmu się ta sztuka udaje.Dosyć! Dosyć już! - przerwał pan nadzorca z ojcowską surowościąw głosie.Osmólec jednak chlipać nie ustawał.148Obrazki więzienne- Wielmożny pan mnie słuchać nie chce, hu.hu.hu.hu!.A ja bym wielmożnemu panu nóżki umył i brud wypił, hu! hu!.Jak ja stąd wyyszedł na jesień, hu! hu! hu!.tom sobie rady nie mógłdać bez wielmożnego pana! %7łeby mi srebro, złoto dawali, żebymw aksamitach chodził, tobym bez wielmożnego pana żadnego wskó-rania nie miał.Hu! hu! hu! hu!.Dopiero, jakem się tu powrócił,a wielmożnego pana zobaczył, hu! hu!.to mi tak było, jakbym sięna świat drugi raz narodził.hu!.hu!- hu!.A wielmożny pan zamoje kochanie.hu! hu! hu!.Aż mnie dziw brał, że pan nadzorca tak długo Osmólcowi gadaćpozwolił, ale przypomniałam sobie, że - sam krasomówca - w by-strejmowie się kochał i obrotnego języka rad słuchał.Tymczasem Osmólec plackiem na podłogę padł i buty wielmoż-nego całował chlipiąc głośno.- No, no! Bez tych czułości - rzekł miększym już głosem pannadzorca- - Ostatni raz ci daruję, pamiętaj! Jak tobie nie wstydnawet, takiemu staremu, porządnemu aresztantowi, co już trze-ci raz tu siedzi i przykładem dla innych być powinien, za łby sięz frajerami wodzić! Nie spodziewałem się tego po tobie! Zawsze ciędo porządnych ludzi liczyłem, a ty mi taki zawód, taki wstyd robisz!Pfe! Martwisz mnie!- Hu! hu! hu!.- beczał Osmólec plackiem na podłodze leżący.-Ja bym dla wielmożnego pana krwi z małego palca utoczył! Ja bymwielmożnemu panu śmiertelny grzech powiedział! Ja wielmożnegopana tak kocham, że się we mnie wnętrzności od żalu pękają.Jakwielmożny pan się na mnie gniewa! hu! hu! hu!.- No, dosyć już, dosyć - rzekł, podnosząc go łaskawie, pan nad-zorca.- Ruszaj pod numer i żeby mi tam było spokojnie! Rozumiesz?- Rozumiem, wielmożny ojcze i opiekunie najukochańszy! Ro-zumiem!Podniósł się Osmólec, stęknął, pociągnął kilka razy nosem, pięściąwytarł oczy, w których jakoś łez nie było widać, i ku progowi się cofnął.149Maria KonopnickaZaparty, wyprężając tymczasem kolejno wszystkie swoje mu-skuły, zdołał nareszcie przybrać jak najbardziej poprawną w stylukancelaryjnym postawę.Istotnie, wyglądał on jak epileptyk w napa-dzie tężca.Oczyma już nawet nie mrugał, bo mu kołem, wpatrzonew twarz wielmożnego , stanęły.Stary Jakub miał je za to do połowy zmrużone, jakby, znudzony zna-nym sobie widowiskiem, usypiał; głowa mu też nieco z karku zwisła,co go uczyniło podobnym do starej szkapy, która - lubo w zaprzęgu -z lada przystanku korzysta, aby łeb stary zwiesić i zdrzemnąć na chwi-lę.Co do pana nadzorcy, ten był promieniejący i poglądał na mniez pogodnym tryumfem, rad widocznie, że aresztant tyle sprytu i polity-ki okazał, a jego jasne piękne oko zdawało się mówić:,,A co? Tak u nas! Szaleją po prostu za mną ci hultaje!A tam, u progu, z wbitymi w podłogę oczyma stał tymczasemolbrzymi Onufer, w siwym swoim, rozerwanym kubraku, coraz sil-niej cisnąc czapkę do szerokiej, obnażonej piersi.Tego, co się dokołaniego w kancelarii działo, zdawał się nie widzieć i nie słyszeć wcale:głową tylko na obie strony chwiał i brwi na zżółkłym i zoranymprzedwcześnie czole wysoko podnosił, jakby się dziwił czemuśi czymś przerażał w sobie.Po czym znów nagle trząść się zaczynałi stękał jak ciężko chory człowiek.Osmólec przechodząc koło niego rękę w kułak ścisnął i wysuniętymknykciem wielkiego palca w biodro go pchnął.Wielki Onufer ocknąłsię i spojrzał na niego zmąconym wzrokiem; na jego twarz śmiertelniestroskaną nie wybił się najmniejszy siad niechęci- Po czym zaraz oczywbił w ziemię i brwi nad czołem w niezmiernym zadziwieniu podniósł.- A cóż ty tam! Nie ruszysz się? - przemówił po małej pauzie pannadzorca.- W ziemię wrosłeś czy co?Szturchnął go ponownie Osmólec.- Dalej go! Będziesz tu jak drąg stał, kiedy nasz wielmożny ojcieci opiekun najukochańszy do ciebie gada? A padnijże do nóg pań-skich! A podziękujże wielmożnemu panu!150Obrazki więzienneAle Onufer, zamiast ku fotelowi podejść, jak stał, tak na kolanau drzwi runął, a podniósłszy obie ręce trząść nimi zaczął, wołajączdławionym głosem:- Ani drgnął! Ani zipnął, chudziaszek! Inom go, raz.I anidrgnąłl Ani tchu nie puścił! O Jezu! Jezu! Jezu!.Rękami nad głową splasnął, palce splótł i czołem o podłogęz głuchym łoskotem uderzył, a ogromny, do ryku podobny jękwstrząsnął żółtymi ścianami kancelarii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]