[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle usłyszał szelest.Obejrzał się przez ramię i dostrzegł niewyrazny zaryszbliżającej się postaci.Większość ich prześladowców usnęła, ale jeden czy dwupozostało najwyrazniej na straży, czekając na wynik ponurego eksperymentu.Bulwiasty stwór zbliżył się o parę kroków i Wilson dostrzegł w jego dłonibłysk metalu.Było to ostrze noża.146Po co? Czyżby zmęczyli się już czuwaniem? A może był to rodzaj rytualne-go morderstwa? Wilson spróbował przesunąć się na drugą stronę kolumny, leczwięzy krępowały go zbyt mocno.Stwór zatrzymał się wreszcie tuż przed nim, a Wilson zacisnął kurczowo po-wieki i napiął wszystkie mięśnie, czekając na straszliwy ból zagłębiającego sięw ciele ostrza. Doktor Wilson, jak sądzę? zapytał cichy, miękki szept.Wilson był tak zaskoczony, że przez dłuższą chwilę nie mógł wydobyć z siebiegłosu. Doktor Wilson? powtórzył szept. Doktor Barry Wilson? Tak odparł wreszcie przez ściśnięte przerażeniem gardło. Kim panjest? Wielbicielem pańskich książek o Flannerym, doktorze Wilson.Uważam,że ta ostatnia była po prostu wspaniała. No cóż, dziękuję. Wilson pojął nagle absurdalność tej konwersacji.Czyżby to była jakaś halucynacja, wynik zatrucia grzybem?Stwór wydał dziwny, trzeszczący dzwięk, który Wilsonowi wydał się zdu-miewająco znajomy.Z pewnością już go gdzieś słyszał.Tylko gdzie? Po chwiliusłyszał wymawiane z trudem słowa. Przepraszam, doktorze Wilson.Nie mogłem powstrzymać się od tego ma-łego żartu.Na szczęście nie opuszcza mnie jeszcze humor, chociaż jest to jużostatnia rzecz, jaką posiadam.Nazywam się Carter.Doktor Bruce Carter.Czeka-łem na pana zaczął rozcinać krępujące Wilsona więzy.Wilson przypomniał sobie seans video w Irlandii.Poczuł nagły przypływ na-dziei. Na Boga! wykrzyknął. Jak pan zdołał nas odnalezć? Ciszej, bo obudzi pan naszych przyjaciół.Wyjaśnię wszystko pózniej.Te-raz muszę uwolnić pańską towarzyszkę.Podeszli bliżej, a Kimberley podniosła głowę i zapytała głuchym, bezbarw-nym tonem: Co robicie? Uciekamy odparł Wilson i przedstawił jej Cartera.Jej jedyną reakcjąbył apatyczny szept: Po co? Równie dobrze możemy zostać tutaj.Przegraliśmy.Czuję, jak to namnie rośnie.Gdy Carter przecinał jej więzy, Wilson szybko przesunął dłońmi po jej twarzy,korpusie i biodrach.Skóra w dotyku była gładka i jędrna. Nic ci nie jest powiedział. Ruszaj się.Wynosimy się stąd.Pomógł jej dzwignąć się na nogi.Nieoczekiwanie zatoczyła się na niego i jęk-nęła z bólu.147 Moja noga.Podczas wypadku musiałam skręcić sobie kostkę.Chyba niemogę chodzić. Postaraj się przerwał ostro Wilson. Z pewnością nie będę cię niósłcałą drogę.Z Carterem na przedzie i posykującą z bólu Kimberley przeszli ostrożnie przezmasę śpiących czcicieli grzyba.I chociaż Wilson wiedział, że pod tą roślinną po-krywą kryją się istoty ludzkie, nie mógł już dłużej uważać ich za normalnychludzi.Dziękował w duchu niebiosom, że ciemności nie pozwalają mu bliżej sięprzyjrzeć Carterowi.Dotarli w końcu do alejki, prowadzącej do wyjścia z cmentarza.Chociaż po-suwanie się w miarę szybko było niemożliwe z powodu zranionej nogi Kimberley,to jednak Wilson zaczął się powoli odprężać.Ponownie zapytał Cartera, jak ichodnalazł. Wiedziałem.że nadjeżdżacie wyszeptał z wysiłkiem. Przechwyci-łem waszą wiadomość radiową.Wystawiłem czujki na wszystkich większych dro-gach, prowadzących do Londynu.Jest jeszcze parę osób, które potrafią myślećrozsądnie, chociaż nie wiem, jak długo to potrwa.Moje własne myśli od jakiegośjuż czasu stają się coraz bardziej dziwaczne.A to oznacza, że grzyb przejmujekontrolę nad moim umysłem w coraz większym stopniu.Przerwał na chwilę, by wciągnąć ze świstem powietrze. Zmiany w psychice ofiar grzyba są w skali nauki czymś zupełnie wyjąt-kowym kontynuował powoli. Efektów tych zmian jest wiele i różnią siępomiędzy sobą, lecz już teraz możemy stwierdzić, że zmutowane grzyby w spe-cyficzny sposób starają się ujarzmić ludzką inteligencję.Tak zapewniają sobiewłasne przetrwanie.Miałem powiedzieć, jak was tutaj odnalazłem.Obserwator, którego wystawi-łem na Westway, usłyszał strzelaninę i domyślił się, kto to może być.Powiadomiłmnie, i wyruszyłem w drogę.Niestety, moja obecna postać nie pozwala na zbytszybki marsz.Gdy dotarłem na miejsce, odnalazłem jedynie wasz porzucony sa-mochód. Ale skąd wiedział pan, że będziemy w tej dziwacznej świątyni? Tam właśnie prowadzą wszystkie swoje ofiary.Polują na ludzi, którzy niemają żadnych objawów choroby.Jest jeszcze paru takich w okolicy (sądzę, żew grę wchodzi naturalna odporność organizmu).A nasi przyjaciele ze świątyniwyłapują takich nieszczęśników, poddają testowi, a następnie zabijają jako here-tyków.Jak za dawnych procesów czarownic są dwa wyjścia, a każde z nichkończy się śmiercią.Dalsze słowa Cartera zagłuszył przerazliwy okrzyk Kimberley.Wilson od-wrócił się i dostrzegł niewyrazny zarys postaci, która szybko zbliżała się w ichkierunku.Odepchnął Kimberley na bok.148Poczuł, że jego zaciśnięta pięść trafia w coś kruchego.Rozległ się nieprzy-jemny, suchy trzask, a równocześnie coś uderzyło go mocno w lewy bark.Oszołomiony nagłym bólem ponownie zamachnął się szeroko, lecz tym razemjego pięść rozcięła bezsilnie powietrze.Spojrzał w dół i ze zdumieniem stwierdził,że przeciwnik leży nieruchomo na ziemi.Wilson uklęknął i koniuszkami palców dotknął leżącego stwora. Do licha, złamałem mu kark mruknął. Przecież nie uderzyłem go ażtak mocno. Wielu z nich jest już w tak wielkim stopniu zaabsorbowanych przez grzyb,że ich ciała stały się niezwykle kruche powiedział Carter. Jest w nich więcejgrzyba niż szkieletu i mięśni.Prawdopodobnie coś takiego stanie się wkrótce zemną.och, proszę posłuchać!Z oddali dobiegał szmer niewyraznych głosów rodzaj gniewnego brzęcze-nia, zupełnie jakby gdzieś w pobliżu budził się do życia ul pełen pszczół. Obawiam się, że pani krzyk poniósł dość daleko powiedział Carter.Idą za nami.Wilson wstał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]