[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uważałem jednak, że są, bo zaczął liczyć od Zzyzx Road.To nie mógłbyć przypadek.Przypadków nie ma.Z balkonu usłyszałem kaszlnięcie.Wiedziałem, że to pali kobieta z pokoju obok.Bardzo mnieintrygowała i jak tylko byłem w Dwóch X, trochę próbowałem ją obserwować.Nie paliła za dużo iwyglądało na to, że wychodzi na balkon tylko wtedy, gdy kołuje jakiś prywatny samolot.Jasne, niektórzylubią oglądać samoloty.Ja jednak myślałem, że ona coś kombinuje, i tym bardziej mnie to ciekawiło.Może namierzała cele dla kasyn albo innych graczy.Wstałem i podszedłem do drzwi.Wychodząc na balkon, zerknąłem na prawo i zobaczyłem, jak mojasąsiadka wrzuca coś do pokoju.Nie chciała, żebym to zobaczył.- Cześć, Jane, co słychać?- W porządku, Harry.Nie było cię widać ostatnio.- Wyjeżdżałem na parę dni.O, co to tam stoi?Popatrzyłem przez parking na asfalt.Kolejny opływowy czarny odrzutowiec kołował obok swegoblizniaka.Pod schodkami stała dobrana pod kolor czarna limuzyna.Z samolotu wysiadał facet wgarniturze, ciemnych okularach i brązoworudym turbanie.Zdałem sobie sprawę, że jeśli tymprzedmiotem, który cisnęła do pokoju, była lornetka albo aparat, to całkiem popsułem jej obserwację.- Sułtan swingu - rzekłem, żeby tylko coś powiedzieć.- Możliwe - odparła.Zaciągnęła się papierosem i znów zakaszlała.Widać było, że nie jest palaczką.Paliła, żeby miećpretekst do przyglądania się z balkonu bogaczom i ich samolotom.Nie miała także piwnych oczu - kiedyś,gdy spotkałem ją na balkonie, zapomniała założyć barwionych szkieł kontaktowych - a jej czarne,ufarbowane henną włosy pewnie też naprawdę miały inny kolor.Chciałem zapytać ją, co robi, jaka to gra, podstęp czy oszustwo.Ale także lubiłem nasze balkonowerozmowy, poza tym nie byłem już gliniarzem.A szczerze mówiąc, jeśli nawet Jane (nie znałem jejnazwiska) prowadziła działalność zmierzającą do pozbawienia tych bogaczy części ich bogactwa, jakośnie mogłem wykrzesać z siebie wystarczającego oburzenia.Całe miasto działało na tej zasadzie.Rzuć razkośćmi w mieście żądzy, a dostaniesz to, na co zasłużyłeś.Wyczuwałem, że gdzieś w głębi skrywa odrobinę dobra.Zniszczonego, ale jednak dobra.Pewnegorazu, gdy przyprowadziłem tutaj córkę, spotkaliśmy się na schodach i zatrzymała się, żeby porozmawiać zMaddie.Następnego dnia znalazłem na wycieraczce obok gazet małą pluszową panterę.- Jak tam twoja córka? - zapytała, jakby czytała mi w myślach.- Dobrze.Ostatnio zapytała mnie, czy Burger King i Dairy Queen są małżeństwem.Uśmiechnęła się i znów zobaczyłem w jej oczach ten smutek.Wiedziałem, że musi jakoś wiązać się zdziećmi.Spytałem ją o coś, co mnie od dawna nurtowało.- Masz dzieci?- Jedno.Córkę, trochę starszą niż twoja.Ale ona nie jest już ze mną.Mieszka we Francji.Tyle powiedziała i nie drążyłem dalej, czując się winny, bo miałem w życiu to, co miałem; zanimzadałem pytanie, wiedziałem, że wywołam u niej żal.Ale po moim pytaniu i ona zadała jedno, któredawno chciała zadać.- Harry, ty jesteś gliniarzem?Pokręciłem głową.- Byłem.W LA.Skąd wiesz?- Tak się domyśliłam.Może wtedy, gdy zobaczyłam, jak idziesz z córką do samochodu.Jakbyś byłgotowy skoczyć do ataku na wszystko, co się ruszy.Na wszystko, co złe.Wzruszyłem ramionami.Trafiła.- Nawet mi się to spodobało - dodała.- A co teraz robisz?- Nic specjalnego.Ale zastanawiam się nad tym, wiesz.- Tak.Stawaliśmy się czymś więcej niż parą sąsiadów prowadzących powierzchowną pogawędkę.- A ty? - zapytałem.- Ja? Ja tylko na coś czekam.I tyle.Wiedziałem, że to koniec tematu.Odwróciłem wzrok od niej i patrzyłem na kolejnego sułtanaczy szejka schodzącego po schodkach z samolotu.Kierowca limuzyny czekał już z otwartymi drzwiami.Wyglądało, że ma coś pod marynarką, coś, co mógłby wyciągnąć, gdyby sprawy przybrały zły obrót.Spojrzałem na Jane.- Do zobaczenia, Jane.- Cześć, Harry.Pozdrów ją ode mnie.- Pozdrowię.Uważaj na siebie.- Ty też.Wróciwszy do aneksu jadalnego, jeszcze raz wykręciłem numer Buddy'ego, z tym samym skutkiem.Czyli żadnym.Uniosłem długopis i zabębniłem niecierpliwie w notatnik.Powinien już odebrać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]